Temat: Emo - o co chodzi?
Jarosław Rafa:
Zwróć uwagę, że piszesz o dwóch bardzo nietypowych serwisach, które faktycznie stanowią rewolucje w słuchaniu muzyki.
Nie chcę za bardzo wchodzić w niuanse i udowadniać, że obecny trend zwiazany ze zjawiskiem nazwanym Web 2.0 nie jest niczym wyjątkowym. Co do tego że była to mniejsza bądź większa rewolucja mogę się zgodzić.
Ale są takie tylko dwa i nie ma więcej.
MOG, Imeem, MeeMix, Anywhere.fm, Soundpedia.
A swoja droga - dlaczego niby Pandora ma być "świetej pamięci"? Przeciez ciągle z powodzeniem daje sie jej słuchać... ;)
Nie każdy ma możliwości maskowania ip, używania proxy czy też instalowania TORa. A bez tego moje ip jest polskie, Polska nie jest oznaczona dla Pandory jako kraj, w którym można ją odbierać i dlatego jest świętej, dla mnie, pamięci.
Pisząc o radiach internetowych miałem na myśli raczej całe mnóstwo stacji działających w sposób analogiczny do "zwykłego" radia, gdzie muzykę wybiera ci DJ (albo komputer), gdzie wszyscy dostaja to samo i nie mozna zrobić "skip"...
Rozumiem. Internet jako nośnik zastępujący fale radiowe. Dla mnie nudy.
A ja czasami lubię zdać się na gust prezentera, który się "sprawdził" i rzeczy, które do tej pory serwował, były dla mnie interesujące... Jestem zdania, że owszem, takie automatyczne "dopasowywaczki" utworów pod twój gust jak Pandora czy last.fm moga dostarczyc wiele ciekawej muzyki, ale tę najciekawszą poznaje sie jednak właśnie dzięki wyborowi innego żywego człowieka (czytaj: prezentera). Pojedynczy człowiek jest nieprzewidywalny, w przeciwieństwie do "średniej" zachowań społeczności (patrz last.fm) czy działania jakiegoś algorytmu (patrz Pandora), które utrzymuja sie w dających się dośc dobrze określić "widełkach". Dlatego słuchając muzyki z Pandory czy z last.fm wiem, ze raczej nic mnie nie zaskoczy negatywnie - ale wielkiego zaskoczenia pozytywnego także nie przeżyje. Ogólnie bedę raczej słuchac muzyki podobnej do tej, którą już znam.
Po pierwsze, dzięki możliwości otrzymywania i wysyłania rekomendacji muzycznych od znajomych, nieznajomych, przypadkowych i nieprzypadkowych, człowiek nie jest z całego procesu wyeliminowany. Wręcz przeciwnie. Dopiero teraz możemy na zasadzie rewanżu za ciekawą rekomendację, polecić komuś coś, co mu się spodoba. Zamiast dyktatu - dialog.
Po drugie, popraw mnie, jeśli się mylę, ale ostatnimi czasy nastąpił proces specjalizacji radyjów i telewizyji. Wiąże się to dość często z wąskimi możliwościami zaprezentowania czegoś oryginalnego bądź interesującego poza nurtem w ramach pewnego określonego i narzuconego profilu.
Często jestem zmuszony, bądź to w samochodzie, bądź to w pracy, bądź to w innym miejscu, słuchać różnych rozgłośni. Nuda i zachowawczość. Ewentualnie ciekawe audycje, na przykład w Trójce, czy w umierajacej BISce, były przeważnie o dość barbarzyńskich porach, a ja nie mam za bardzo czasu i cierpliwości, żeby wyczekiwać do północy.
Oczywiście kwestie marketingowe w komercyjnych radiach to odrębna sprawa... mnie ciągle się marzy, że powróci radio autorskie, takie jak za czasów dawnej Trójki...
To nie jest odrębna sprawa ze względu na wpływ, jaki "kwestie marketingowe" (o zgrozo! w medium publicznym utrzymywanym z naszych pieniędzy) mają na to, co się w nich dzieje.
Ale chodziło mi o to, co miałes na mysli przez słowo "poznałem". Czy w ogóle usłyszałes ich muzyke dzieki Internetowi, czy tez muzykę słyszałeś już wcześniej, a dzieki Internetowi zdobyłeś jakąś dodatkową wiedzę o tych zespołach? Bo słowo "poznałem" może sie odnosić i do jednego, i do drugiego, i właściwie o tym był cały mój post...
Wytłumaczyłem w następnych zdaniach, że o "poznawaniu historii zespołu" nie może być mowy. To był zresztą Twój zarzut - "uczenie się biografii". Ja się jej nie uczę, ale czasem któryś artysta zainteresuje mnie na tyle, że poszukam o nim jakichś informacji w Internecie. Czyli, odpowiadając bezpośrednio na pytanie wyżej, posiadałem dzięki Internetowi dodatkową wiedzę.
Z drugiej strony, ważniejsze z punktu widzenia słuchacza jest to, że dzięki Internetowi poznałem artystów wcześniej nieznanych, których możliwości usłyszenia poza tym medium (Maj Pejs, Last.fm czy nawet głupi Amazon) nie istnieją w tym kraju.
Podsumowując, i jedno, i drugie znaczenie słowa "poznałem" jest w moim wypadku trafne, aczkolwiek ważniejsze jest poznawanie nowych i unikalnych rzeczy, do których dostępu poza Siecią nie ma.
>
No ale premier nowych płyt, czy też koncertów są setki. Jak to selekcjonujesz?
Jak napisałem wyżej - to już jest nie do ogarnięcia. Z koncertami jest o tyle mały problem, że ogranicza mnie kryterium geograficzne oraz finansowe. Wrocław oferuje dość wiele atrakcji muzycznych na żywo, ale nie ma ich aż tylu żebym musiał się mocno męczyć i płakać przy wyborze (choć faktycznie zdarza się, że jednego dnia wypadają jednocześnie dwie ciekawe sztuki). "Gwiazdy światowe" natomiast, dzielę na te, które baaaardzo chcę zobaczyć i na te, których zobaczenie jest dla mnie ważne, ale nie tak, żebym tego nie mógł odłożyć w czasie. Z nadzieją na kolejny przyjazd, naturalnie.
Z płytami jest inaczej. Albo, co aż tak wielkim problemem nie jest, rżnę z Internetu, aż mi się łącze przegrzewa i wtedy się zapoznaję albo... korzystam z opinii innych osób; blogi, fora, usenet bądź nawet portale dają szansę szerszego przyjrzenia się danej płycie bądź artyście. Ten wielogłos daje jako takie możliwości rozeznania się i zapewnia wstępną selekcję. Zdając sobie jednocześnie sprawę z niedoskonałości tej metody, ubolewam nad wszelkimi wartościowymi rzeczami, które do mnie nie docierają oraz nad tym że docierają do mnie rzeczy mniej wartościowe i zabierajace mi mój czas. Dlatego biorę, od czasu do czasu, udział w dyskusjach na temat muzyki i polemizuję z niektórymi twierdzeniami. Żeby pomóc innym "grzebaczom". Ale wybrałem, przynajmniej w teorii i zamierzeniach, rolę aktywnego poszukiwacza i dobrze mi z tym. Lecz naturalnie rozumiem, że niektórzy nie mają ochoty, czasu ani możliwości babrania się i zanurzania w tym wszystkim. Stąd muzyczni gate keeperzy im są na rękę - odwalają brudną robotę za nich.
Bo dla mnie np. taka selekcją często są - a raczej były, bo ostatnio więcej kopie w starej muzyce, której do tej pory nie miałem okazji poznać i pora to nadrobić, niż staram się być na bieżąco z nowościami - właśnie gusty prezenterów...
Ja bardziej wierzę z inteligencję zbiorową i możliwość swobodnego surfowania po głębokich wodach. Nigdy nie byłem wiernym słuchaczem radiowym, a wraz z możliwością korzystania z Internetu odkryłem całe bogactwo rzeczy, o których istnieniu nie miałem pojęcia. Zresztą czasy się zmieniły i nawet na antenie wpływ siedzącego przy odbiorniku słuchacza jest większy, niż to drzewiej bywało. Najbardziej słyszalne było to dla mnie w przedPiSowej BISce, która wyraźnie stawiała na "interaktywność". Bo bez zaangażowania emocjonalnego przy budowaniu całości, nie da się wytworzyć stałego związku z medium. Dlatego Internet jest tak popularny. Daje możliwości, których wcześniej nie było.
Jak mozna dyskutować poważnie o czymś, co jest niepoważne?
Kilka poważnych prac naukowych powstało na temat Monty Pythona. How do You like that?
Monty Python nie jest niepoważny. Jest śmieszny, a to nie to samo.
Nie za bardzo to miejsce na kłótnie semiotyczne, ale słownik języka polskiego definiuje słowo "poważnie" na kilka sposobów i co najmniej jeden z nich odpowiada temu, co Ty piszesz oraz co najmniej jeden temu, o czym piszę ja. Więc passuję, bo spierać się możemy dość długo.
Takie mam po prostu zdanie na ten temat - że nie ma o czym dyskutować.
Dzięki więc za dyskusję, której nie było. :) (żart, no offence)
Michał Pycela edytował(a) ten post dnia 04.03.08 o godzinie 00:03