konto usunięte
Temat: ZGRZYT NA INAUGURACJI 48. MF W ŁAŃCUCIE
Urocza aranżacja sceny w parku i operowa muzyka w otoczeniu bujnej zieleni - same pozytywne wrażenia z koncertu inaugurującego w niedzielę Muzyczny Festiwal w Łańcucie mają ci, którym udało się zająć krzesło. Zgrzytali zębami ci, dla których krzeseł zabrakło. Dyrektorka festiwalu przepraszaScena, która stanęła tuż przy szkole muzycznej, robiła wrażenie. Setka papierowych kul, które wyglądały jakby były zawieszone w powietrzu, nadawała lekkości metalowej konstrukcji. Biały wystrój pięknie kontrastował z soczystą, wiosenną zielenią drzew w parku.
Scena, która stanęła tuż przy szkole muzycznej, robiła wrażenie. Setka papierowych kul, które wyglądały jakby były zawieszone w powietrzu, nadawała lekkości metalowej konstrukcji. Biały wystrój pięknie kontrastował z soczystą, wiosenną zielenią drzew w parku.
Inauguracja festiwalu w plenerze dla dwóch tysięcy widzów to największa rewolucja w programie tegorocznego Muzycznego Festiwalu w Łańcucie. Po raz pierwszy w jego blisko 50-letniej historii nikt nie może mieć pretensji, że festiwal jest niedostępny dla zwykłych ludzi, że bilety dostają tylko VIP-y. W tym roku koncertu mógł wysłuchać kto tylko zapragnął.
Podziwu godne są nerwy ze stali, jakimi wykazali się organizatorzy, którzy powodzenie tego przedsięwzięcia, powierzyli w dużej mierze czynnikom niezależnym ani od nich, ani od wykonawców - czynnikom atmosferycznym. Zawierzyli jednak szczęściu początkującego, bo dyrektorska para - Marta Wierzbieniec i Vladimir Kiradjiev - po raz pierwszy szefują festiwalowi. I udało się - pogoda była wymarzona, a zainteresowanie koncertem przeszło wszelkie oczekiwania. Oprócz dwóch tysięcy osób, które przyszły pod scenę z zaproszeniami i biletami, setki osób wysłuchały koncertu, stojąc za barierkami ograniczającymi "widownię" lub spacerując po parku.
Scena, która stanęła tuż przy szkole muzycznej, robiła wrażenie. Setka papierowych kul, które wyglądały jakby były zawieszone w powietrzu, nadawała lekkości metalowej konstrukcji. Biały wystrój pięknie kontrastował z soczystą, wiosenną zielenią drzew w parku. Artyści: Hjordis Thebault - sopran, Juhan Tralla - tenor i Pierre-Yves Pruvot - baryton, bez brawury, ale z sercem, wykonali znane operowe arie Verdiego, Pucciniego i Bizeta.
Z przodu - niemal bajecznie, z tyłu jednak nad pozytywnymi wrażeniami części widzów górował niesmak. Goście, którzy z powodu panujących na trasie E4 korków, przyszli tuż przed koncertem lub chwilę po jego rozpoczęciu, nie mieli już żadnych szans na miejsca siedzące. Około setki elegancko ubranych osób, które bynajmniej nie wyglądały jakby właśnie przeskoczyły przez płot bez biletu, nie zdołało znaleźć miejsca. Wielu nie kryło rozgoryczenia.
- Bilety mam od miesiąca, bardzo cieszyłam się na ten festiwal, jeżdżę na niego od lat i po raz pierwszy spotkał mnie taki afront - denerwowała się Ewa Michalak z Rzeszowa, pokazując bilety. Czuje się oszukana.
Na "widownię" weszli razem z mężem jeszcze przed rozpoczęciem koncertu. Byli pewni, że krzesła na nich czekają. Tak się jednak nie stało. Stanęli za rzędami krzeseł, tylko około dwóch metrów dzieliły ich od tłumu osób, które oglądały koncert za darmo, stojąc po przeciwnej stronie barierki. - Gdybym wiedziała, że miejsc może zabraknąć, nie wydawałabym 60 zł na dwa bilety - nie kryje złości melomanka. Eleganckie szpilki toną w miękkiej ziemi. - To skandal, organizatorzy w ogóle sobie nie poradzili - dorzuca inna kobieta stojąca tuż obok. Pokazuje swój bilet. - Komuś zabrakło wyobraźni - komentuje ostro.
Kilkadziesiąt osób podpierało tę samą barierkę z dwóch stron: od środka ci z biletami, na zewnątrz - słuchacze za darmo. Jeszcze zanim zaczęła rozbrzmiewać muzyka powolutku wchodzi siwiutka jak gołąbek staruszka, prowadzona przez młodszą towarzyszkę. Długą chwilę stoją pomiędzy rzędami zajętych krzeseł, na dżentelmenów najwyraźniej nie ma co liczyć. Prosimy więc obsługę, by przynieśli dla niej chociaż jedno dodatkowe krzesło. Panowie rozkładają bezradnie ręce. - Krzeseł jest tyle ile miało być, nie mamy skąd wziąć ich więcej - słyszymy.
- Nie wiem, co się stało. Płotek był niski, łatwo można było go przeskoczyć, podobno z tyłu fragment został przewrócony. Prawdopodobnie więc osoby bez biletu mogły zająć miejsca słuchaczom, którzy kupili bilety. Nasza obsługa nie opanowała tego - przyznaje Marta Wierzbieniec, dyrektorka festiwalu. - Jest mi strasznie przykro i bardzo przepraszam wszystkich, którzy kupili bilety i nie znaleźli wolnego miejsca na koncercie. Być może należało otoczyć teren kordonem ochroniarzy. Będzie to dla nas nauczka na przyszłość - mówi dyrektorka.
Bo nie wyklucza, że podobny koncert w przyszłości jeszcze się odbędzie. Inaugurację w plenerze uważa za sukces. - Należy przeanalizować możliwość powtórzenia takiego przedsięwzięcia muzycznego. Mówi się o mizerii w kulturze o malejącym zainteresowaniu muzyką poważną - tymczasem wygląda na to, że nie jest wcale tak źle i ja bardzo się z tego cieszę - wyjaśnia.
Festiwal potrwa do najbliższej niedzieli. Wszystkie koncerty odbywać się będą w sali balowej i Filharmonii Rzeszowskiej. Na melomanów czeka dzisiaj występ skrzypka Piotra Pławnera ze szwajcarskim zespołem I Salonisti w repertuarze muzyki filmowej, jutro - klasycy wiedeńscy w wykonaniu orkiestry kameralnej z Austrii - Spirit of Europe - i koncert nocny: Zbigniew Namysłowski z zespołem. Potem posłuchamy m.in. trębacza Igora Cecocho, pianistów: Stanisława i Jarosława Drzewieckich, spektakl "Przyjaciółki, czyli jak zrobić recital" z udziałem kabaretowej Grupy MoCarta oraz dwóch aktorek: Katarzyny Jamróz i Katarzyny Zielińskiej. Na finał w niedzielę, 31 maja, zagra młoda i znakomita Orkiestra Akademii Beethovenowskiej z flecistą Łukaszem Długoszem.
źródło: Gazeta.pl - RzeszówJakub Piotr P. edytował(a) ten post dnia 27.05.09 o godzinie 01:51