Karolina C
Dulnik
Ekspertka w
dziedzinie
komunikacji
wewnętrznej,
interpers...
Temat: U2 nie koncertowo
Bazdulj Muharem "Koncert"przeł. Dorota Jovanka Ćirlić
Czarne, Wołowiec
Sarajewo było tylko jednym z 79 miast, w których U2 rozbiło swój gigantyczny cyrk. Tournée wieńczące wydanie "Pop", jedenastej studyjnej płyty zespołu, zasłużyło na opinię jednej z największych tras w dziejach, porównywalnej w rozmachu tylko z ostatnimi trasami Rolling Stonesów. Ale tylko jeden z koncertów całej trasy zasłużył na powieść.
Był 23 września 1997 r. Wszystko wyglądało podobnie jak półtora miesiąca wcześniej na warszawskim Służewcu. Wielka scena, nad nią strzelisty żółty łuk w kształcie połówki litery z reklamy McDonald'sa, na scenie olbrzymia cytryna i oliwka nabita na trzydziestometrową wykałaczkę oraz ekran. Wydarzenie zapowiadały podobne jak w Polsce plakaty, przypominające imitacje Warholowskich grafik.
Jednak w Sarajewie maskowały one widoczne na ścianach ślady po pociskach, a scena była zbudowana na płycie stadionu Koševo, gdzie jeszcze kilka lat wcześniej grzebano ofiary serbskiego oblężenia.
Pierwszy raz od zakończenia wojny ruszyły bośniackie pociągi, a granice otwarły się dla fanów z wrogich sobie jeszcze dwa lata wcześniej byłych jugosłowiańskich republik. Autobusy dowoziły miłośników U2 ze zniszczonych miast Bośni i Hercegowiny, z serbskiego Belgradu i chorwackiego Dubrownika. Dlatego koncert U2 w Sarajewie miał rangę ważnego wydarzenia społecznego.
Bazdulj opisuje to z kronikarską dokładnością. Tworzy migotliwą relację z refleksem montażysty teledysków.
Ale "Koncert" nie jest kroniką ani reportażem, chociaż nosi znamiona tych dziennikarskich gatunków. Autor w dosyć nowatorski sposób wpisał opowieść o koncercie w losy kilkorga jego świadków. Fikcyjnych, ale prawdopodobnych. Studentki filozofii idącej na koncert z dwoma biletami, jednym dla siebie, drugim dla brata, który zginął w czasie wojny; dziennikarza freelancera ze Splitu; licealistów, którym z okazji przyjazdu U2 odwołano lekcje; żołnierza, który by dotrzeć na Koševo, dezerteruje ze swojej jednostki; pary zakochanych, dla których koncert jest ucieczką od świata konserwatywnych rodzin; niespecjalnie zainteresowanego muzyką kibola lokalnego klubu piłkarskiego; młodego intelektualisty. Ten ostatni analizuje twórczość zespołu z nieco naiwnym namaszczeniem i powagą wyznawcy, którego dogłębna interpretacja tekstów Bono prowadzi do odkrycia poezji Wilde'a, Yeatsa i Celana. Przypomina w tym samego autora, w końcu to on - niewątpliwy fan U2 - prowadzi nas muzycznymi tropami, mnoży błyski skojarzeń, które tworzą pewien kod czytelny dla wtajemniczonych. Dla wyznawców tej popreligii, jaką jest muzyka U2, ta powieść jest rodzajem apokryfu. Opowieścią o cudzie dokonanym przez czwórkę rockowych apostołów. Cudzie przemienienia 50-tysięcznego tłumu niedawnych wrogów w chór wtórujący Bono: "One life with each other/ sisters/ brothers". I nawet jeżeli cud ten trwał tylko dobę, to i tak U2 dokonało w Sarajewie czegoś, co przez kilkanaście powojennych miesięcy nie udało się politykom, dowódcom i dyplomatom.
Źródło: Gazeta Wyborcza Trójmiasto