Temat: NAjlepszy koncert na jakim byliscie?
Napisałem to dwa lata temu na forum ARmii:
Massive Attack - Roskilde 1996. Koncert w namiocie o godzinie 12 lub 14, czyli czasie zupełnie wydawałoby się na tę muzykę. Ale pełna magia i doświadczenie wręcz hipnotyczne. Prawie 10 000 ludzi w całości przeniesionych w inne miejsce, w inny czas, poruszających się w jednym rytmie.
Ministry - Roskilde 1996. Ostatni chyba czadowy koncert, który mnie tak poruszył (a może ostatni był Neurosis w Poznaniu w 1999?). Ciesząc się, że Sex Pistols zrzucono butelkami ze głównej sceny pognałem do namiotu, gdzie już się rozpoczął koncert Ministry. Wgniotło mnie w ziemię i oślepiło. Miazga! Ściana dźwięku stworzona z trzech gitar i ściana światła. Cały koncert to (przepraszam za słowo) napierdalające non stop stroboskopy i upiorne postaci na scenie.
Little Axe - CDQ 2004. Po raz pierwszy od dłuższego czasu zrozumiałem po co się chodzi na koncerty.... Dubowy blues pełen emocji. I zakochałem się w Doug Wimbishu: facet gra całym sobą, całym ciałem, nawet wręcz końcem każdego dreada. Piękne!
Izrael - Białystok 1993. Niby wydany koncert, ale słuchając płyty nie można poczuć tego potu, tego gorąca, tej jedności, tego spontanu zespołu IZRAEL. Młodzi ludzie nie przeżyją tego nigdy, a niestety technika lat 80tych i 90tych nie pozwoliła na dokładną rejestrację tych wydarzeń. Stopa, Dżu Dżu, Kinior, Samik, Maleo i Brylu na początku lat 90 tych byli sto lat świetlnych przed innymi. Teraz chyba jedynie Voo Voo potrafi tak się bawić swoją muzyka.....
2Tm2,3 - Katowice Ligota 1997. Myślałem, że scenę rozsadzi energia bijąca z muzyków. Nie widziałem nikogo i nic poza tą sceną. Niewiarygodnie zgrane połączenie muzycznej wściekłości, liryzmu czy melodyjności z super pozytywnym przekazem. Myślę, że w tamtym momencie przeżycie podobne do koncertów Dezertera z lat 80tych.
Chumbawamba - Praga 1993. Długo oczekiwane spotkanie z tym zespołem, specjalnie wyrobiony paszport. 360 Polaków na koncercie, na którym łącznie było 400 osób (wliczając zespół i obsługę klubu) , a który odbywał się on 40 metrów od Rynku Starego Miasta w Pradze. Nooo, zaszaleliśmy z Dzikim (vel Mocnym w Gembie) pod sceną. Laughing
Jean Michael Jarre - Spodek, Katowice 1996. Wizualna uczta dla widza. Najładniejszy koncert jaki widziałem
Poza tym pewnie mógłbym wspomnieć o Staszku Sojce na zakończenie Jarocina 1988 przy wschodzącym słońcu, Aurorze (Jarocin lub Róbrege 1987), Assassins Of God (hmmm, wiem - ta nazwa) w Tarnowskich Górach w 1991 (najlepszy jazz-core jaki widziałem i koleś przestrajający gitarę w trakcie solówki), Houku w Wielki Piątek 1992 w Fugazi (włączając w to nocne autobusowe tańcośpiewanie w towarzystwie Natalii, Dzikiego i Budzego - tego ostatniego takim na koncercie nigdy nie zobaczycie), Bakszysz w Suwałkach w 1993 (nagrany we fragmencie przez jakąś ekipę dokumentalistów z BBC i puszczony z komentarzem, że facet przypomniał sobie pierwszą randkę, po raz kolejny temperatura na zewnątrz -20, a w środku +40 i ludzie skaczący na główkę z ponad 4 metrów z góry). Revolutionary Dub Warriors w Tropsie w 1996 (najlepsze białe reggae i pozytywni ludzie).
Trudno jest mi wyróżnić najlepszy koncert Armii, a w zasadzie trudno wskazać ten, który mnie najbardziej kopnął po nerkach. Na pewno szaleństwo z lat 1991-1993 robiło mocne wrażenie, ale i w latach 80-tych znalazłoby się cosik szczególnego tym bardziej, że zawsze ten zespół się wyróżniał na tle innych.... Może koncert z 1998 z nieistniejącej już Hali Parkowej w Katowicach w ramach Festiwalu Studentów PRL? To było chyba pierwsze wykonanie Święta Rewolucji?
Od tego czasu mogę dodać 4 kolejne koncerty, które dołączyły do tego grona:
Thievery Corporation w Mediolanie - niestety nie potrafię teraz znaleźć linka do recenzji.
Michael Franti & Spearhead:
http://forum.reggaenet.pl/read/6/1539223/1549076#msg-1...
Erykah Badu w Warszawie i Sinead O'Connor w Poznaniu