Temat: nu-jazz..
Robert A.:
Skandynawowie są od jakiegoś czasu naprawdę odjazdowi. Posłuchajcie pianisty Bobo Stensona, wokalistki Beady Belle, innej (duzo bardziej szepcistki;) wokalistki Stiny Nordenstam, saksofonisty Bendika Hofsetha, Petera Nilsa Molveara czy gitarzysty Eivinda Aarseta, nie wspominając o nie starzejącym się w ogóle "Officium" Jana Garbarka, który oczywiście też jest Skandynawem.
Pocieszające jest to, że Beady Belle nazywa sie w cywilu Beate Lech i ma polskie korzenie, podobnie jak Jan Garbarek, z taką tylko różnica, że on NIE nazywa sie Beate Lech.
A Amerykanie sie jakby zasklepili. Gdzie jest Herbie Hancock, Quincy Jones i inni? Otóż wyjaśnił mi to John Scofield, z którym miałem okazję rozmawiać prawie 2h po jego warszawskim koncercie.
Otóż oświeciłmnie, że Herbie pod pseudonimami nagrywa reklamówki, a Quincy... dla odmiany... uwaga, tu szokująca niespodzianka... wiem, wiem, nikt nie spodziewał sie hiszpańskiej Inkwizycji... tak, tak!... oczywiście, że pod pseudonimami nagrywa reklamówki! Trzeba jednak staremu Q oddać honor, albowiem reklamówki to częstokroć nie spod kobylego ogona. Np. nie wiem czy wiecide, ale to właśnie on skomponował... nieee, no zdecydowanie nie skomponował, a ułożył, melodię "Always Coca-Cola".
Co nie zmienia ani na jotkę faktu, że tacy generałowie jak on i Herbie po prostu ordynarnie czeszą kapuchę zamiast dowodzić pogrążoną w bezładzie i bezwładzie armią amerykańskich jazzmanów.
Gdyby Miles żył tak by ich pogonił, że uciekaliby w takim wstydzie, że ich twarze pasowałyby już tylko do reklamówki taboretów Red Black.
OK, czasem zdarzaja sie fajniejsze płyty, jak Roy Hargrove RH Factor "Hard Groove", gdzie jazz miesza sie z ciężkim soulem (są tu Erykah Badu, D'Angelo, Pino Palladino, etc), ale generalnie... mendzą.
Świetny jest Wayne Krantz, gitarzysta nie uzywający właściwie żadnych efektów i nagrywający niesamowite płyty w swoim własnym klubie, gdzie co czwartek daje koncert ze swoim triem (ew. ze staropolska: tryjem), a płyty te zawierają jego ulubione FRAGMENTY improwizacji, więc sa numery bez początków, końcówek, a nawet parunastosekundowe:) Muza na najwyższym poziomie, orzeźwiająca.
Odjazdowe jest Screaming Headless Torsos, koncertowy projekt Dave'a Fiuczyńskiego ("niezapomniany" gitarman MeShell Ndegeocello, jak sugeruje nazwisko oczywiście 100% Murzyn). Dostałem ich płyte od... Lory Szafran, nie miałem pojęcia, że słucha takiej awangardy, a jednak:)
Niezwykły jest głos Kurta Ellinga, choć na dłuższą metę razi bezduszność. McFerrin jest nadal nie do zastąpienia.
Tribal Tech, Vital Tech, Bela Fleck & The Flecktones, etc, etc, choć trzeciego etc. juz nie będzie, bo jednak za mało jest tych fajnych płyt.
Z tego wszystkiego narobiłem sobie apetytu i jadę po nowe płyty Indii Arie, Ampa Fiddlera, Corinne Bailey Rae. Przynajmniej cos mi opowiedzą:)
Over.
Grzegorz O.:Czyli jazz i wpływy innych gatunków..
Co Was ostatnio zachwyciło?
Oj, z tym narzekaniem na amerykański jazz toś Waść nieco przesadził! Mimo wszystkie europejskie (skądinąd często świetne i ciekawe) jazzowe i około-jazzowe projekty, serce tej muzyki bije w Ameryce. Prawdą jest, że brakuje jakiejś gigantycznej osobowości jakimi byli: Miles, Coltrane, Charlie Parker; guru, który byłby "przewodnikiem stada", tym niemniej w amerykańskim jazzowym tyglu kipi jak złoto! Ornette znów nagrywa wielkie płyty i gra świetne koncerty, John Zorn i jego gromadka niestrudzenie mieszają i to mieszają niezwykle smacznie. Pojawiają się takie kapitalne zjawiska jak Antonio Sanchez (jego pierwsza autorska płyta "Migration" to coś niesamowitego, dla mnie płyta roku 2007), The Claudia Quintet, znakomity trębacz Christian Scott itd. Joe Lovano czy Chris Potter nie spuścili z tonu, wspomniany przez Ciebie Scofield, czy inny gitarzysta - Charlie Hunter nadal mają coś do powiedzenia i tak można bez końca. Nie jest źle!
To, że znakomici muzycy zarabiają robieniem reklamówek, cóż w tym złego? Nie chcę być złośliwy, ale przecież są tacy Artyści w naszym kraju, którzy śpiewają w dobrych prog-rockowych zespołach i dorabiają w tak arcykomercyjnych miejscach jak TVN;-)
Herbie Hancock od dawna dzieli czas i talent na przedsięwzięcia komercyjne i sztukę; nie przeszkadzało mu kiedyś nagrywanie dyskotekowych koszmarków w prowadzeniu kapitalnego VSOP, a ostatno np. nagrał płytkę poświęcona Joni Mitchell - piękna!
Co do Skandynawów, to ich miejsce w jazzie jest mocne od bardzo dawna, wspomniany przez Ciebie Bobo Stenson to rocznik 1944, bez świetnych Skandynawów Krzysztof Komeda, czy Tomasz Stańko nie pozostawili by AŻ tak kapitalnych nagrań... Konkludując, świat jazzu trzyma się świetnie, a Ameryka wciąż na czele i w bieżącym stuleciu chyba się to nie zmieni.
Natomiast fakt, że jazz jest otwarty na wszelakie wpływy to "oczywista oczywistość" i jakikolwiek akademizm jest tu kompletną bzdurą (Wynton Marsalis niech gra na trąbce, bo robi to pięknie, szczególnie na koncertach, a nie teoretyzuje, bo trafia kulą w płot).
Natomiast tzw. "nu jazz" jest, moim skromnym zdaniem, wyłącznie chwytem marketingowym, pod tym szyldem można znależć i ciekawego Molvaera (swoją drogą rozwija on pomysły elektrycznego Milesa, jakie tu "nu"?) jak i różne techno-koszmarki gdzie w komputerową papkę wkleja się trąbkowe sample i ma to być coś "nowo-jazzowego", brrr.
Pozdrawiam i życzę mniej zgorzknienia, świat bywa piękny!
Wojciech Kazberuk edytował(a) ten post dnia 01.02.08 o godzinie 14:06