Temat: Gospel za pieniądze?
Andrzej Warenczuk:
Słyszałaś może stwierdzenie "młócącemu wołu nie zawiązuj pyska" i "godzien robotnik zapłaty swojej". W biblii te słowa użyte były odnośnie apostołów. I jeszcze "Jeżeli my dla was dobra duchowe posialiśmy, to cóż wielkiego, jeżeli wasze ziemskie dobra żąć będziemy?" O czym tu mowa? Czy nie o tym, że ci co głoszą słowo mają prawo do "wynagrodzenia"? O Boże! Toż to profanacja! Jak można oczekiwać wynagrodzenia za usługę! A no można i wręcz pierwsi apostołowie to robili. Po prostu byli na utrzymaniu kościołów wraz z żonami i dziećmi. Jedynym chyba odmieńcem był Paweł, który sam siebie nazywał "poronionym płodem".
Ale wracając do chórów gospel. Taka zbieranina ludzi, którzy nie są profesjonalistami, na pewno spotyka się w konkretnym celu, który niekoniecznie musi być zapisany w statucie. Na pewno chodzi im o wspólne uwielbianie Boga, o wspólną modlitwę, o wspólne głoszenie bożej miłości i ewangelii. Oczywiście. Może też o wspólne usługiwanie w kościołach. I wszystko jest pięknie. Alleluja!
A teraz zadajmy sobie pytanie, czy taki chór, jeśli jest zaproszony (żeby nie powiedzieć - nie daj Boże - wynajęty) na ceremonię zaślubin, to dla kogo on śpiewa? Tylko i wyłącznie dla Boga, czy również dla pary młodej? Czy czasami to nie jest "modlitwa na życzenie" osoby trzeciej? Już to może budzić kontrowersje, bo czyż nie faryzeusze modlili się na pokaz? Jednak to cię nie bulwersuje. Ciekawe dlaczego...
Prawdopodobnie najbardziej drażni cię nie kwestia "chcą pieniądze" lecz "chcą aż tyle". Nieprawdaż? Gdyby zawołali 100 zł byłoby ok? Czy aby ktoś tak myślący nie jest hipokrytą? Mówisz, że jak śpiewałaś w chórze braliście jedynie 5 - 10 zł za bilet, ale czy to nie to samo? Poproś wszystkich obecnych na weselu by dali 10 zł, na pewno koszt występu chóru ci się zwróci przynajmniej w połowie. Boli cię po prostu, że ty (zwracam się personalnie, bo rozumiem, że był to twój pomysł z tym chórem) musisz zapłacić za "bilety" dla każdego, kto będzie na koncercie ;-P.
Popatrz na to z tej strony.
pozdrawiam
Nie boli mnie, że ja muszę to zapłacić. Nie odejmuję nikomu prawa do zarobku. Ale nie traktuję śpiewu gospel jako pracę, szczególnie, że to nie pochłania całego wolnego czasu, a jest jedynie cotygodniowym spotkaniem.
Różnica między kwotą 5-10 złotych jest taka, że w zasadzie pokrywała ona głównie koszty sali i sprzętu, a jeśli coś zostało, to było fajnie - zarobek nie był jednak jedynym celem.
Kiedy ja śpiewałam w zespole, czułam że było wspaniale - jakbyśmy byli rodziną, śpiewaliśmy dla siebie, dla innych, dla przyjemności. Każdy mógł przyjść, była to po prostu modlitwa.
I naprawdę, gdyby w tamtym czasie ktoś zapytał mnie, czy mogłabym pojechać i zaśpiewać na ślubie, nie spodziewałabym się żadnej zapłaty, a gdybym tylko miała wolny czas, z chęcią uprzyjemniłabym komuś ceremonię ślubną. Tym bardziej, że same występy były dla mnie przyjemnością i nawet mi przez myśl nie przeszło, żeby na tym zarabiać.
Owszem, burzę się ze względu na kwotę, ale nie dlatego, że nie chcę tyle wydać. Mogłabym pokryć tę sumę, bo i tak liczyłam się z podobnym albo i większym wydatkiem na prezent ślubny.
Dla mnie proporcja wydatków do zarobku jest gorsząca. Kiedy ten zespół zaczął się 'komercjalizować', bardzo wiele osób z niego odeszło, z tego powodu co ja - zaczęło to burzyć moje wyobrażenie o pięknym i czystym świecie, gdzie można po prostu z porywu serca chcieć nieść dobrą wieść. Pieniądze rządzą całym światem, ale właśnie dlatego uwielbiałam próby chóru - były oderwaniem od szarej, zgniłej rzeczywistości liczb, władzy, zysków, pieniędzy. Po prostu muzyka, śpiew, Bóg, modlitwa, wyciszenie.
A nagle wśród tych słów zaczęły się pojawiać takie jak 'kontrakt', 'wyłączność', 'zarobki', 'cena'...
Może mam zbyt ideologiczne podejście, ale po prostu nie podoba mi się ta cała otoczka. Kiedy zadzwoniłam zapytać, czy istniałaby możliwość, żeby zagrali na ślubie, nikt mnie nie zapytał o szczegóły dotyczące ceremonii, muzyki, jakie piosenki chciałabym żeby zagrali, czy o oprawę mszy. Nie. Jedyne, co usłyszałam to kwotę i żebym zadzwoniła do innej osoby, decyzyjnej w kwestii opłat.