Temat: Co oznacza dziś słowo dobry?
Robert Wysocki:
Szybko wyciągasz wnioski na podstawie szczątkowych informacji ;) Takie rzeczy są prawie naturalne dla muzyki rockowej. Hałas! Ten zaś powoduje, że zmieniasz sposób śpiewania. Musisz inaczej zdzierasz gardło i po chwili koniec ze śpiewaniem... Poziom zmęczenia po rockowym koncercie jest również znacząco inny niż po śpiewaniu poezji.
No tak, uczę emisji głosu i coś na ten temat wiem. Bardzo niechętnie uczę wokalistów rockowych, bo wiem, że i tak będą robić swoje. A więc wydzierać się jakby ich ze skóry obdzierano.
Grałeś kiedyś rocka w zadymionym klubie, gdzie nasycenie powietrza dymem papierosowym prawie przewyższa zawartość tlenu w owym powietrzu? ;)
Śpiewałem kiedyś w takich warunkach. Bardzo dawno temu.
Nie przypominam sobie abym zmieniał coś w swoim głosie z powodu dymy papierosowego.
To nie sprawia, że śpiewasz tak jak w studiu. Nie chodzi o profesjonalizm. Warunki zewnętrzne determinują zachowanie. Inaczej jest w sali prób, inaczej na scenie a jeszcze inaczej w studiu.
Nie powinno być inaczej. Powinno być tak samo jak w sali prób czy w studio. Przynajmniej bardzo zbliżone do tego jak w studio. Mówię o brzmieniu.
W szczególności, gdy ma się styczność z muzyką rockową, gdzie poziom hałasu jest tak duży, że _musisz_ zmienić sposób śpiewania. Zwykle w rocku drą się głosy o tenorowe, zwykle w za wysokiej tessiturze a wszystko to dlatego, że trzeba się przebić przez kapelę.
No nie. Jak musisz się "przebijać przez kapelę", to masakra. Kto Was, kochani, czegoś takiego uczył?
Ciekawe że ja robiłem z ogromnymi orkiestrami (60 muzyków i więcej) i hałas był bardzo duży, a nie musiałem się "przebijać" przez blachę czy smyki. To wszystko kwestia umiejętności.
Sting śpiewa rocka i nigdy nie słychać aby musiał się wydzierać i zdzierać głos. To samo Elton John, o "Rolling Stones" nie wspomnę...
>Ja
aby zachować głos, który również potrzebny mi jest do pracy próby śpiewam w specjalnych zatyczkach, bo inaczej po próbie miałbym problemy z głosem. Oczywiście mogę zmitygować ryzyko w inny, prosty sposób, mianowicie nie śpiewać rocka, ale ja to lubię :o)
He, he, no fajnie. Lub sobie lub tylko ustawcie się tak żeby SOLISTA BYŁ SOLISTĄ.
Praktycznie większość znanych wokalistów rockowych (nie rockowych też) kończyła z operacjami strun (Gillan, Plant, Coverdale) i nie tylko przez złą technikę śpiewaczą. Warunki zewnętrzne mają ogromny wpływ.
Niekoniecznie z powodu "zdarcia". Ja miałem guzki na strunach, ale się jakoś schowały i nie mam ich do tej pory.
Głos to bardzo delikatny instrument muzyczny. Trzeba go szanować.
Pozdr
Robert
BTW
Ja jestem amatorem i kapele, w których gram też są amatorskie. Musielibyśmy się wszyscy zwolnić. Zawodowcem jestem w zakresie risk management. :)
No dobra, ale przecież będąc nawet amatorem, można zawodowo podejść do śpiewania. :)
Janusz S. edytował(a) ten post dnia 05.05.09 o godzinie 10:34