Temat: Native speaker holenderskiego w Poznaniu
Libor Z.:
W mojej definicji i dla moich zapotrzebowan native speaker to osoba, ktora przebywala w kraju (srodowisku), gdzie sie mowi okreslonym jezykiem, od pewnego roku zycia, poniewaz dzieci okolo 12-14 roku traca zdolnosc wchlonac jezyk bez akcentu i ucza sie jezyka inaczej niz ci, ktorzy przyjechali pozniej. Jezeli ktos zyl w srodowisku obcego jezyka np. od 8 albo nawet 10 roku zycia, nie zyl w jakims getcie, uczeszczal do szkoly, nawet jak by rodzina byla kompletnie z kraju pochodzenia, wtedy mam doswiadczenie, ze tacy ludzie, zwlaszcza jak maja lokalnych kolegow, czytaja i prowadza jakies zycie zycie umyslowe w "nowym" jezyku, sa przynajmniej dla mnie OK.
W żadnym stopniu moja wypowiedź nie dotyczy Macieja. Chodzi o zjawisko, a nie o osobę.
Z Twoją wypowiedzią po częsci się zagdzam, a po częsci nie. Owszem, moment (=wiek) przyjazdu do obcego kraju jest bardzo ważny, bo - tak jak piszesz - inaczej języka uczą się dzieci np. czteroletnie, a inaczej piętnastoletnie. Jednak sam wiek nie jest dla mnie bezwglednym wyznacznikiem.
Jak słucham wypowiedzi np. Marokańczyków tu urodzonych, wychowanych, którzy pokończyli tutejsze szkoły, to niestety w wielu sytuacjach nie można nie słyszeć ''innego'' akcentu. Na dobrą sprawę nie powinni go mieć, bo skoro się tu urodzili i wychowali, to holenderki należałoby uznać za ich język ojczysty.
Tak w ogóle można się zastanowić nad pojęciem ''nativa''. Powiedzmy sobie szczerze, samo bycie Polakiem/Holendrem/Niemcem czy.. nie daje jeszcze żadnej gwarancji, że w całkowicie poprawny sposób włada się językiem ojczystym. A cóż to nie znamy ''włonczać'' czy ''rozumiom''?
@ Specjalnie dla Haize - ''Hun hebben het beter'':)
Dla mnie pojęcie ''nativa'' to przede wszystkim stopień opanowania danego języka. A na to składa się wiele aspektów, choćby ''ucho do języków'', ogólny rozwój intelektualny (a co za tym idzie - bogactwo słownictwa), znajomość nie tylko zasad gramatyki, ale też i realiów danego państwa, jego kultury, systemu, itp.
Sama mieszkam już dość długo w Holandii, ale nigdy nie uznałabym się za nativa. Widzę po prostu pewne ''detale'', które mnie różnią od nativa. Oglądam jakiś teleturniej i pada pytanie o jakiś stary program dla dzieci, dokończenie wersu wierszyka... i padam. Z reguły nie wiem, choć czasami też i wiem:) Mąż natomiast wie zawsze!