Temat: Nr.3 Witam, Opowiedz o czymś co Ci się zdarzyło w życiu i...
no to dolejcie do herbaty czegoś mocniejszego ...
i uwierzcie, mówię prawdę, jestem z wykształcenia teologiem i wiem, co to grzech.
w okolicznościach opisanych gdzie indziej (grupa "Utylizacja Śmieci (także LUDZKICH)" ...
ZOSTAŁEM NAPADNIĘTY I ZASZANTAŻOWANY, W KOŃCU ...
no to od początku.
Byłem na giełdzie staroci w Bytomiu, zajmowałem się głównie książkami, muzyką i wymianą informacji. Wczesnym rankiem podeszło do mnie takich trzech, jednego znałem - ćpun (heroina), postać raczej jednak na podstawie innych cech pozytywna.
Jeden z dwu, których nie znałem zaproponował mi kupno komórki. "Dobra, z kamerą, ty potrzebujesz, nie? Nokia, tanio, dwie stówy. Aaa książki masz ... chodź tu kawałek, mieszkam niedaleko, mam na zbyciu.
Po drodze stał się agresywny: treba mi kasy na paliwo do kary, muszę coś załatwić ... kupuj komórę, albo ... zdemoluję ci lokal!
Zawahałem się, ale byliśmy już w podwórku. Uderzył mnie w twarz, ale "ostrzegawczo".
Kasa ma być za 10 minut, albo ... zajebię.
Pośpiesznie załatwiłem 50 zł. Nie bałem się, byłem jakoś ciekaw, co się dzieje. Przed paru tygodniami poznałem bowiem przez zbieg okoliczności środowisko nastoletnich i nieco starszych rabusiów czegokolwiek, co dałoby kasę na piwa, papierosy, gorzałę, disco, imieniny w lokaliku, złodziei złomu, handlarzy "fetą" (amfetamina) i groźnymi psami.
Gdy wróciłem z banknotem, jego widok ich (jego) uspokoił.
Dobra, może być pół miliona.
(milionem nazywają 100 zł, 20 do dla nich spora kasa).
Manewrowałem tak, żeby najpierw mieć komórkę, potem dałem sobie wyciągnąć 50 zł z kieszeni koszuli.
Poszli za mną. Zorientowałem się, że chcą mi zabrać i pieniądze, i komórkę (stara nokia bez żadnej kamery). Byliśmy już pośród gromady handlarzy antykami. Poprosiłem jednego z nich o pomoc, bo grozi mi pobicie. Postali chwilę o kilkanaście metrów. Odeszli.
Dość męcząca, ale niecodzienna przygoda trwała ponad godzinę. Odetchnąłem, byłem zemocjonowany i zmęczony.
Parę dni później ten ... zaczepia mnie na odludnej ulicy. Znów agresywny z początku, nagle ściska mnie i gratuluje, że nie dałem sobie wtedy wyrwać pieniędzy. Chyba nawet pwiedział, jak ma na imię, na imię (!), nie ksywę.
Trzecie spotkanie z nim o 1 w nocy (wracałem od kolegi, odnawialiśmy jego mieszkanie. Propozycja natarczywa kupna komórki, ja opieram się o ścianę domu i boję się. Wokół nikogo, ale ... lituje się nade mną, zabiera mi dwa papierosy.
Wracając do mojego mieszkania postanawiam go zabić. Z zimną krwią usunąć śmiecia z drogi. Przy następnym spotkaniu, pewnie późno w nocy w nocy, wbiję mu sztylet ze strużynką do krwi, aby się wykrwawił. Jeden problem - gdzie uderzyć, żeby przed zgonem nic mi nie zrobił ...
Zwłoki zawlokę na śmietnik w jakimś pobliskim jego śmierci podwórku, nikt mnie nie będzie podejrzewał.
Spokojny, nieco wzmocniony tą decyzją (koszmarną, ale podjętą solennie ... co będzie przy następnym spotkaniu, jeśli nie zdecyduję się na zabicie go?)
Więc zabiję, nie wierzę w Boga ... żaden problem, śmiecia muszę usunąć.
W poważnym nastroju podjętej decyzji zasnąłem. Już byłem mordercą.
Reszta w grupie "Antyklerykalni" albo w moich wypowiedziach, zaraz wpiszę numer strony.
strona nr 10, poniżej połowy stre
Poza tym coś się porobiło ... to nie z emocji, nie umiem wybrnąć z dziwnej sytuacji - prz edycji tekstu, bu go poprawiś, zribiły się dwie kopie tej samej wypowiedzi ...
No, ale to widocznie tak miało być ... żeby było to świadectwo bardziej widoczne. Komuś chyba na tym zależało ... (jeszcze raz dziękuję)
Andrzej Wojciech Łukasik edytował(a) ten post dnia 11.09.07 o godzinie 18:21