Temat: Kariera kierowcy wyścigowego - Wasze refleksje
Wszystko zależy od tego na jakie wyścigi jest się nastawionym i w jakim wieku się zacznie. Mało jest przypadków takich, że zaczyna się w wieku kilku lat od kartów, choć to niewątpliwie modelowy początek kariery.
Częściej się jednak zdarza, że pasja rajdowa czy wyścigowa budzi się w nas wieku nastoletnim lub jeszcze bardziej zaawansowanym. I choć wtedy jest raczej za późno, żeby zostać drugim Kubicą, nie oznacza to, że nie ma się co za to zabierać. Przykładem niech będzie Sołowow, który jeszcze kilka lat temu, gdy zaczynał przygodę z rajdami był z pobłażaniem traktowany jako ekscentryczny bogacz bawiący się w rajdy. Dziś należy do polskiej i europejskiej czołówki. Zawdzięcza to ciężkiej pracy, olbrzymiej liczbie testów i treningów (nie ma chyba w Polsce drivera, który by testował i trenował więcej od Sołowowa). Za tym oczywiście stoi kasa, ale trenować można Lancerem Evo, można też maluchem. Grunt, żeby jeździć.
Tu pomocne będzie zapisanie się do automobilklubu - daje to na ogół możliwość jazdy w organizowanych na ogół co tydzień treningach (np. Koło Młodych AK Polskiego).
Niezależnie od tego, czy celuje się w wyścigi, czy w rajdy, zacząć wypada od kjsów, które są najlepszą formą zobaczenia ,,czym to się je" i oswojenia z prędkością. No i nauczenia jak szybko kręcić kierowincą:) Potem - jeśli obstaje się przy wyścigach - trzeba albo zrobić licencję i sporym nakładem sił i środków finansowych można zacząć startować. Najtaniej jest w wyścigach górskich, ale też najmniej tam jest jazdy - kilka podjazdów wyścigowych w ciągu jednej rundy, co w ciągu weekendu (2 runy) daje kilkanaście minut ścigania, zwłaszcza że polskie trasy do najdłuższych i najciekawszych nie należą.
Opcją godną polecenia zwłaszcza dla ludzi z południa naszej krainy jest Berg Cup organizowany przez południowych sąsidów. Są to też wyścigi górskie, ale stojące z jednej storny na wyzszym poziomie (zwłaszcza jeśli chodzi o trasy), z drugiej strony stawiające mniejsze wymagania sprzętowe (wyposażenie z utraconą homologacją = znacznie niższe koszty). Niższe jest też wpisowe. A aut na jednej rundzie 3 razy więcej niż na naszych Górskich Samochodowych - pożal się Boże - Mistrzostwach Polski.
Niezależnie jednak od tego jakim autem się jedzie, niektóre koszty czy logistyki, czy przygotowania auta są takie same. Czyli tak samo wysokie. Trzeba więc nastawić się na to, że będzie to pożeracz pieniędzy. Mniejszych lub większych, ale zawsze. Więc nie jest to zabawa dla lekkoduchów, którzy nie chcą poświęcać się pracy zarobkowej. No chyba że mają sponsorów (napisy ,,dziękuję Ci, mamo" nie są rzadkością na autach wyczynowych:)
Tak że na początek KJS. Zwykłe auto, kask, pilot i w drogę. Byle pamiętać, że uliczne auto nie wytrzyma takiego traktowania jak to, któremu swoje auta poddają uczestnicy WRC;)