konto usunięte
Temat: "troche" o ubezpieczeniach i odszkodowaniach :)
poniewaz na innym forum powstal watek dotyczacy bezprawnych praktyk ubezpieczycieli, pomyslalem, ze i tutaj moze sie komus przydac :) i prosze nie zrazac sie iloscia tekstu... to sa naprawde ciekawe i wartosciowe informacje, ktore moga pozwolic wyciagnac troche naleznego nam grosza.UBEZPIECZENIA - BEZPRAWIE 100-PROCENTOWE !
Firmy ubezpieczeniowe zaczynają - pod wpływem naporu agresywnej konkurencji - powolutku i na razie nieznacznie obniżać stawki, by nie stracić klientów. Starają się także przyciągać ich w inny sposób. Nie dotyczy to jednak tzw. szkody całkowitej. W tym przypadku wszystkie towarzystwa stosują praktyki, działające na niekorzyść poszkodowanego.
Gdy nasze auto zostanie w jakiejś kolizji sponiewierane przez jakiś inny pojazd, z oświadczeniem sprawcy udajemy się do przedstawiciela firmy, w której szkodnik wykupił polisę OC. Potem dostajemy pismo, w którym fachowiec z firmy ubezpieczeniowej stawia nas pod ścianą, odmawiając zgody na wykonanie naprawy samochodu i proponując, byśmy pobrali (mizerne) odszkodowanie, bo szkoda jest całkowita, a naprawa nieopłacalna.
Żonglowanie liczbami
By uzyskać taki efekt, firma ubezpieczeniowa musi wykonać dwie podstawowe czynności. Po pierwsze - zaniżyć wartość naszego samochodu przed wypadkiem. Jest to stosunkowo łatwe, gdyż firmy ubezpieczeniowe posługują się z dużą wprawą cennikami samochodów używanych, do tej akurat wyceny sięgając po opracowanie, w którym wartość samochodu jest niższa niż w tabelach opracowania konkurencyjnego. Dowiadujemy się więc zdumieni, że nasze wychuchane auto, któremu ledwie co położyliśmy nowy lakier, wymieniliśmy część podzespołów i wyremontowaliśmy silnik, jest warte mniej, niż wydaliśmy na jego kompleksowy remont. Bo tak stoi w tabelce, która obowiązuje w firmie ubezpieczeniowej.
Przyjęta w ten sposób wartość naszego pojazdu przed wypadkiem jest następnie konfrontowana z kosztorysem naprawy, wystawionym przez warsztat, w którym to kosztorysie, o dziwo, specjalista, zatrudniany przez towarzystwo ubezpieczeniowe, nie dokonał żadnych korekt in minus. Z porównania wychodzi, że koszt naprawy przekracza o 2-3% zaczarowaną barierę 70% wartości naszego samochodu przed naprawą. W tej sytuacji, pisze zadowolony z siebie przedstawiciel ubezpieczyciela, mamy do czynienia ze szkodą całkowitą.
By dokonać jej likwidacji (czyli mówiąc po ludzku, wypłacić odszkodowanie, ubezpieczyciel dokonuje tzw. wyceny pozostałości. Odbywa się to w ten sposób, że specjalista rozbiera (wirtualnie) nasze auto na czynniki pierwsze, wycenia podzespoły (silnik, skrzynię biegów, etc.), najdrobniejsze elementy (szyby, wycieraczki, dywaniki) i sumuje tak uzyskane liczby.
Nie muszę dodawać, że - w przeciwieństwie do wyceny auta przed kolizją - ta akurat wycena jest maksymalnie zawyżona.
Procedura jest następująca: po odjęciu od wartości pojazdu przed kolizją wartości pozostałości, pozostaje jakaś niewielka suma, która czeka na nas w kasie firmy. Ubezpieczyciela nie interesuje, co zrobimy z rozbitkiem. Czy potrafimy go rozebrać i gdzie upłynnimy uzyskane części. Mamy go zabrać, pobrać resztówkę odszkodowania i zakończyć sprawę.
Pokażmy problem na autentycznym przykładzie Opla Astry:
Wartość pojazdu przed wypadkiem - 20.300 zł
Koszt naprawy (czyli 73% wartości) - 14.850 zł
Wartość pozostałości (58% wartości przed kolizją!) - 11.800 zł
Kwota odszkodowania - 8.500 zł
Desperacka obrona
Potraktowany w ten sposób klient próbuje wszystkich możliwych sposobów, by skłonić ubezpieczyciela do zmiany krzywdzącej decyzji. Przedstawia rachunki za dokonaną przed tygodniem wymianę zawieszenia, kwit za kupiony przed chwilą akumulator, faktury z myjni, gdzie raz na tydzień woskował nadwozie, i plik oświadczeń sąsiadów, że auto prawie nie wyjeżdżało z ogrzewanego garażu. Wszystko po to, aby podwyższyć wartość wozu przed kolizją i zmienić jej niekorzystny stosunek do kosztu naprawy.
Czasem to się udaje, ale bardzo, bardzo rzadko. Ubezpieczyciele są odporni na takie chwyty i jeżeli nawet - aby wykazać dobrą wolę - podwyższą wartość samochodu o kilkaset złotych, to i tak naprawa jest według nich nieopłacalna.
Bardziej zdeterminowani poszkodowani sięgają wówczas po inną argumentację, pisząc (i tu znów sięgamy po autentyczny list):
"W przypadku, gdy zdecydujecie się Państwo na pokrycie kosztów naprawy samochodu, obciąży to konto firmy sumą 14 tysięcy złotych. W przypadku, gdy firma podtrzyma decyzję o przekroczeniu progu ekonomiczności naprawy, nie zdecyduję się na odbudowę auta. Jako świadomy obywatel nie mogę bowiem narażać innych użytkowników dróg na niebezpieczeństwo wynikające z wprowadzenia do ruchu samochodu naprawionego niezgodnie z technologią producenta i z użyciem wyeksploatowanych części zamiennych. Zgodnie z przepisami, nie mogę również bez wyrejestrowania samochodu rozebrać tzw. pozostałości i sprzedać części. Podejmuję decyzję o wyrejestrowaniu samochodu (co zgodnie z Prawem o ruchu drogowym, wiąże się z koniecznością odstawienia auta do składnicy złomu, upoważnionej przez wojewodę). Jak wynika z sondażu, przeprowadzonego przeze mnie w trzech składnicach, są one skłonne zapłacić za mój pojazd w granicach 2 tys. złotych. Wówczas będę domagał się od państwa wypłacenia różnicy między wartością samochodu przed wypadkiem, a sumą, jaką za wrak uzyskam, plus koszty przewozu auta na lawecie, czyli ok. 19 tysięcy. W żadnej mierze nie jest to dla firmy opłacalne".
Duże brawa dla twórcy. Argumentacja jest prosta i logiczna (nawiasem mówiąc - skuteczna; postraszony w ten sposób ubezpieczyciel zmienił swoją decyzję i zgodził się na naprawę auta).
Nie polecam jej jednak Czytelnikom. Można bowiem natknąć się na urzędnika, który pójdzie w zaparte i narazi swoją firmę na straty, po to tylko, aby nie stracić cnoty i nie zgodzić się na precedens przekroczenia bariery 70%.
Podajcie podstawę!
Z uporem maniaka namawiam Czytelników, aby w każdym konflikcie z (szeroko rozumianą) władzą, żądali podania podstawy prawnej wydanej decyzji. To najskuteczniejsza metoda. Proponuję więc, aby w takiej sytuacji zażądać przedstawienia przepisu, który stanowi, że naprawa jest nieopłacalna, jeżeli jej koszt przekracza owe mityczne 70% wartości auta przed kolizją.
Uwaga! Wszelkie wyłgiwanie się, typu: "takie rozwiązania przyjęto w naszej firmie" albo "tak stanowią ogólnie przyjęte normy", czy też "jest to zgodne z naszymi wewnętrznymi przepisami" spokojnie wyrzućmy do kosza. Wewnętrzne przepisy mogą dotyczyć wyłącznie zasad premiowania urzędników i godzin pracy sprzątaczki. Ogólnie przyjęte normy to pustosłowie.
Jest tylko jeden jedyny przypadek, gdy forma ubezpieczeniowa może powoływać się na przyjęte przez siebie rozwiązania. Ten, w którym szkoda jest likwidowana z autocasco, a rozstrzygnięcia są zawarte w podpisanej przez nas umowie. Wtedy można wszystko.
Jeżeli jednak szkoda likwidowana jest z polisy OC sprawcy kolizji - należy przywołać przepisy obowiązujące wszystkich bez wyjątku. Na przykład kodeks cywilny, ustawę ubezpieczeniową, lub wydane na podstawie zawartej w niej delegacji, rozporządzenia właściwego ministra.
I otóż wszyscy milcząco przyjmują, że istnieje bariera 70%, po przekroczeniu której ubezpieczyciel może nie zgodzić się na dokonanie naprawy. Tymczasem jest to mit, troskliwie pielęgnowany przez wszystkie firmy ubezpieczeniowe. Mit, który nie ma żadnych podstaw w obowiązującym prawie. Powiedzmy wprost: takie działania są bezprawne!
Co mówią przepisy
Zakład ubezpieczeń, zawierając umowę OC, przejmuje na siebie zobowiązanie do naprawienia szkody, jakie ciążyłoby na posiadaczu pojazdu. W polskim prawie obowiązuje z reguły zasada pełnego odszkodowania, a dla ustalenia wysokości odszkodowania miarodajne są przepisy kodeksu cywilnego.
Zakład ubezpieczeń jest zobowiązany do wypłaty takiej sumy odszkodowania, która jest konieczna, by przywrócić stan pojazdu przed kolizją. Stan, w którym pojazd pod każdym względem - na przykład estetycznym, ale też trwałości - będzie taki sam jak przed kolizją. Nawiasem mówiąc, jeżeli z różnych względów nie udało się uzyskać stanu przed naprawą, należy - prócz pełnego pokrycia jej kosztów - wypłacić dodatkowe odszkodowanie.
Ustawodawca przewidział wprawdzie taką sytuację, gdy naprawa jest niemożliwa lub nieopłacalna. Cóż, trudno mówić o przywróceniu stanu sprzed wypadku, gdy nasze auto zostanie przejechane przez walec drogowy. Teoretycy prawa powiadają wówczas, że odszkodowanie powinno być obliczane przez odjęcie wielkości amortyzacji od ceny nowego pojazdu, albo przez ustalenie wartości rynkowej, to znaczy takiej sumy, za którą poszkodowany może na rynku kupić auto z tego samego rocznika, o takim samym wyposażeniu i z zbliżonym stanie do posiadanego przez siebie samochodu.
Naprawa jest nieopłacalna wówczas, gdy jej koszt przekracza wartość pojazdu przed wypadkiem. Wartość pojazdu, a nie żadne 70%! Powtórzę jeszcze raz, żeby nie było żadnych wątpliwości: jeżeli samochód przed wypadkiem był wart 30 tysięcy złotych, to naprawa jest nieopłacalna dopiero wówczas, gdy jej koszt wyniesie 30.001 zł
Strusia polityka
Stosowany przez zakłady ubezpieczeń proceder przyjęcia 70-% progu opłacalności jest tak powszechny, że wszyscy przyjmują go na zasadzie obowiązującego uzusu. Jest on bezprawny i krzywdzący nie tylko dla poszkodowanych. Właściciel uszkodzonego pojazdu ma dwa wyjścia. Może za przyznane odszkodowanie naprawiać samochód w jakimś warsztacie pod chmurką, gdzie stosuje się części ze szrotu, a podstawowym narzędziem serwisowym jest młotek, i z którego to warsztatu pojazd wyjedzie w stanie technicznym zagrażającym bezpieczeństwu swego właściciela i innych użytkowników dróg - notabene przyczyniając się do konieczności wypłaty większej liczby odszkodowań komunikacyjnych. Może też - a działają już od dawna wyspecjalizowane w tym firmy - sprzedać wrak komukolwiek, kto zechce go kupić ("Spalony, rozbity, w każdym stanie kupię"). Nabywca albo zdecyduje się odbudować wrak z konsekwencjami jak wyżej, albo są mu potrzebne tylko dokumenty (i ewentualnie pola numerowe), "pod które" ukradnie się w Polsce (albo sprowadzi zza granicy) odpowiedni model. W pierwszym wariancie koszty poniesie zakład ubezpieczeń, wypłacając odszkodowanie z tytułu AC za skradziony pojazd, w drugim - skarb państwa, do którego nie wpłyną należności podatkowe i celne.
Wiedzą o tym wszystkie właściwe instytucje. Rzecznik praw obywatelskich, policja, urzędy skarbowe, komisje sejmowe i kto tam jeszcze. I milczą udając, że nie ma sprawy.
Na proceder "70%" nie reaguje także Komisja Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych. Być może wprowadzona w błąd przez ubezpieczycieli, którzy informują, że to do decyzji poszkodowanego pozostawiają wybór sposobu likwidacji szkody.
Przy okazji drukujemy więc odpowiedni fragment pisma PZU do Komisji, po to, aby Czytelnicy mogli go wykorzystać, gdy będą stawiani pod ścianą. Według tej oficjalnej deklaracji klient ma następujące możliwości:
wypłatę gotówkową - ustaloną kwotę odszkodowania w kwocie równej różnicy wartości pojazdu minus pozostałości;
wypłatę 100% wartości pojazdu przed wypadkiem, po przekazaniu praw własności na rzecz PZU SA
Wybór formy likwidacji szkody w każdym przypadku należy do poszkodowanego.
O każdej z form likwidacji szkody poszkodowany jest informowany na piśmie, w postaci odpowiednich druków, zawsze przy zgłoszeniu szkody, nie później jednak niż przed rozpoczęciem naprawy pojazdu.
Czy ktokolwiek z poszkodowanych Czytelników był przez jakąkolwiek firmę ubezpieczeniową informowany (i to na piśmie) o każdej z możliwych form likwidacji szkody? Czy wiedzieliście Państwo, że to do Was należy wybór? No to teraz już wiecie
Likwidacja szkód: Jak ubezpieczyciele wykorzystują niewiedzę klientów
Jednym z najczęściej pojawiających się problemów moich klientów jest rozliczanie strat metodą szkody całkowitej. Wyjaśniałem już dokładnie, na czym ona polega i jak liczy się wówczas szkodę (GU nr 27 z 6 lipca 2004 r.). Przypomnijmy, że sposób rozliczania szkód komunikacyjnych tą metodą rodzi wiele problemów, jak również daje pole do manipulacji tym terminem, no i samym rozliczeniem.
Nie bez powodu użyłem słowa „termin”. Żaden z istniejących w Polsce aktów prawnych nie określa, co to jest szkoda całkowita i jak się ją liczy. Przyjęto „kiedyś”, że szkoda całkowita występuje wtedy, gdy koszt naprawy (tylko nikt właściwie nie wie, jak liczony) przekracza 70% wartości rynkowej pojazdu w dniu szkody. A dlaczego nie 75% lub 73,8%? Realność wyliczeń „matematycznych” (a tak uzasadniano mi, gdy pytałem, kto i jak to wyliczył) zweryfikował rynek. Proszę pokazać mi osobę, która sprzeda rozbity samochód za cenę wyliczoną przez ubezpieczyciela. Mając możliwość kupienia całego auta sprowadzonego z Zachodu (często w lepszym stanie niż ten przed wypadkiem), uwzględniając koszty naprawy i nie wspominając o bezpieczeństwie korzystania z takiego „naprawionego” pojazdu, trzeba być szaleńcem, aby kupić pojazd rozbity. Kto więc je kupuje? Tylko ci, którzy sprzedają pojazdy na części. Ale oni też nie pracują za darmo. Koszty rozbiórki czy nawet działalności gospodarczej (plac, wiata lub pomieszczenie, a nawet środki czystości czy do mycia części) są przez nich wliczane w wartość wraka. No i za ile go kupią?
Firmy ubezpieczeniowe (nie wszystkie - pomijam te, które odkupują poprzez wskazanych pośredników) doskonale o tym wiedzą. I co robią? Po prostu nic. Liczą na niewiedzę poszkodowanego. A recepta jest prosta. Trzeba pojazd sprzedać i żądać od ubezpieczyciela wypłaty różnicy między wartością wraka wyliczoną przez nich a uzyskaną ze sprzedaży kwotą potwierdzoną umową, fakturą czy innym dokumentem. Aby nie być posądzonym o brak staranności, należy dać też co najmniej dwa ogłoszenia do prasy i mieć rachunki z tym związane. W przypadku sporu sądowego bardzo się przydadzą.
Wydawać by się mogło, że to koniec problemu. Przecież art. 361§ 2 k.c. jest prosty i czytelny nawet dla gimnazjalisty: „…naprawienie szkody obejmuje straty, które poszkodowany poniósł…”. Oczywiście, nie jest on taki jasny dla niektórych firm. Warta ma „patent” na takie roszczenia. Przykład z ostatnich dni. Różnica między kwotą wyliczoną przez tą firmę (wartość pojazdu uszkodzonego wyliczona „matematycznie”) a uzyskaną ze sprzedaży wraka to 6000 zł. Po złożeniu wniosku o dopłatę Warta dopłaca 3000 zł bez żadnego logicznego i prawnie uzasadnionego argumentu. Po prostu tak chce. Można zadać pytanie, dlaczego decyduje się na dokonanie dopłaty. Otóż realia sądowe w Łodzi są takie, że w sporach do 3000 zł trudno znaleźć kancelarię adwokacką, która zajmie się taką sprawą. W przypadku sporu sądowego na sto procent sprawa dla ubezpieczyciela jest przegrana. W Warcie, czyli profesjonalnym towarzystwie ubezpieczeń, to wiedzą. Wypłacają więc część pieniędzy. Może klient się uspokoi. Mam jednak złą wiadomość dla podobnych firm. Są już w Łodzi kancelarie, które podejmują takie wyzwania. Sprawy są w toku.
Pomysł na takie wyrafinowane obniżanie odszkodowania ma głębsze korzenie. Jeszcze do niedawna firmy generalnie obniżały odszkodowania, kombinowały przy kosztorysach. Przegrane sprawy w sądach zahamowały te praktyki. Pojawiła się więc nowa metoda - obniżania odszkodowania o kwoty, które nie są atrakcyjne dla kancelarii adwokackich. Okazało się jednak, że znowu popełniono błąd - jak już zaznaczyłem, są kancelarie, które przyjmują podobne sprawy. Ich skuteczność to sto procent.
Wróćmy jednak na moment do decyzji o rozliczeniu szkody metodą szkody całkowitej. W „GU” nr 43 z 26 października 2004 r. ukazała się prośba o pomoc poszkodowanej skierowana do redakcji. Jak wynika z wyliczeń - nawet gdyby liczyć koszt naprawy przy zastosowaniu najwyższych stawek serwisowych i cen nowych części, nie przekroczy on nigdy magicznej granicy 70% wartości rynkowej auta. Co się więc stało? Otóż ubezpieczyciel liczy, że klient się nie pozna na tym sposobie, zwłaszcza gdy mieszka w małej miejscowości. Kto w niej znajdzie odpowiedniego pomocnika, który będzie umiał sprawdzić wyliczenie? Odwołanie poszkodowanej dowodzi, że ubezpieczyciel popełnił jednak błąd. Nie docenił przeciwnika, który znalazł pomoc po prostu w Internecie.
Jak widać, ubezpieczyciele lubią liczyć na niewiedzę poszkodowanych, zwłaszcza w sytuacjach, gdy mieszkają oni w małych miejscowościach. W dużych aglomeracjach łatwiej jest znaleźć osobę czy też firmę, która udzieli wsparcia. Dlatego też tak istotna jest rola prasy, mediów, Internetu w upowszechnianiu wiedzy i świadomości ubezpieczeniowej. Agent ubezpieczeniowy, pomagając w takich sprawach, ma szansę zyskać wiernego i zaufanego klienta. Trzeba jednak postawić zasadnicze pytanie: czy udzielając pomocy swojemu klientowi, sam nie straci pracy, bo ubezpieczyciel rozwiąże z nim umowę? Wiem jednak na pewno - firmy ubezpieczeniowe też bankrutują. Czy nie lepiej sprzedawać polisy dla firm rzetelnych, może nie najbogatszych, ale w miarę uczciwie rozliczających szkody? Warto o tym pomyśleć. WESTA była w pewnym momencie także gigantem ubezpieczeniowym, no i kto o niej dzisiaj pamięta.
Jak ubezpieczyciele zaniżają należne odszkodowanie
Szkoda całkowita - zawsze problem (2)
W poprzednim artykule na temat sposobów rozliczania (czytaj: manipulowania) szkody metodą szkody całkowitej napisałem, że „ktoś kiedyś” ustalił granicę ekonomicznej opłacalności naprawy. Że jest to prawda, można się przekonać w bardzo prosty sposób. Należy pisemnie poprosić ubezpieczyciela o podanie normy technicznej polskiej lub europejskiej taki parametr określającej. Od 1999 roku ja i moi klienci nie otrzymaliśmy nigdy w tej sprawie żadnej konkretnej odpowiedzi. Można więc co najwyżej przyjąć, że jest to norma zwyczajowa - tylko czy od momentu jej przyjęcia do dziś nie zmieniły się realia rynkowe? Jak w takim razie można mówić o aktualności takiej „normy”?
Rozliczenie szkody całkowitej - arkusz ustalenia takiej szkody zawiera wiele informacji i często dostarcza dowodów na nieuprawnione manipulowanie tym odszkodowaniem. W jednym z wcześniejszych moich opracowań pisałem o „merkantylnym ubytku wartości części” - formule stosowanej przez WARTĘ dla uzasadnienia zaniżenia wartości pojazdu czy całego odszkodowania. „Współczynnik ekspercki” to już domena PZU. COMPENSA stosuje oba te zaniżenia. Proszę mi wierzyć, że do dziś (właśnie od 1999 r.) żadna z tych firm nie odpowiedziała, merytorycznie i prawnie uzasadniając swoją odpowiedź, jakie umocowanie techniczne lub prawne mają te potrącenia. Co więcej, mimo pytań formułowanych w języku polskim (wydawałoby się, że zrozumiałym dla tych, do których kierowane były pisma) nigdy nie odniesiono się w odpowiedziach do tego tematu. Dla tych firm takie pytanie nie istnieje. Jednak dla prawnika może pojawić się problem: czy jeżeli ktoś pozbawia świadomie drugą osobę należnych jej pieniędzy (np. pracodawca nie wypłaca pracownikowi pensji, chociaż sam urlop spędza np. w Kenii na safari) to czy nie jest to przestępstwo podlegające ściganiu z urzędu? Jeżeli wejdę do sklepu i wyjmę z kasy pieniądze kasjerce, to czy nie popełniam przestępstwa? A może miara tego, co jest przestępstwem jest inna dla „dużego”, a inna dla „małego”?
Firmy ubezpieczeniowe walczą z wyłudzeniami - a same co robią? Zmuszają ludzi do kombinowania. Z założenia wiadomo, że firma ubezpieczeniowa zaniży odszkodowanie - to standard. Aby starczyło na rzeczywistą naprawę co trzeba robić? Kombinować.
Zachęcam wszystkich poszkodowanych do lektury akt własnej sprawy. Treść znajdujących się tam dokumentów będzie dla Was szokująca. Dowiecie się z nich, jak niektórzy ubezpieczyciele jawnie zaniżają należne odszkodowanie. I nie dotyczy to tylko szkody całkowitej.
Aby dostać się jednak do własnych dokumentów, trzeba po raz kolejny stoczyć bój z nierzetelnymi ubezpieczycielami. Co tam art. 14 ustawy ubezpieczeniowej nakładający obowiązek ujawniania wszystkich dokumentów z akt szkody przed poszkodowanym - oni wiedzą lepiej. Ci ubezpieczyciele, którzy wiedzą, że są silni (albo im się tak zdaje) oraz ci nieuczciwi zrobią wszystko, aby dostęp do dokumentów maksymalnie utrudnić. Przykłady? Proszę bardzo. COMPENSA: „…proszę przyjechać do Warszawy, bo tu są wszystkie pana/pani dokumenty…”. Życzę przyjemnej podróży poszkodowanym ze Świnoujścia, Mikołajek lub Przemyśla. Dodać tylko należy, że są w Polsce oddziały tej firmy, ale doprowadzenie do przesłania tam (bliżej miejsca zamieszkania poszkodowanego) dokumentów z centrali warszawskiej, gdzie likwiduje się szkodę, to droga przez mękę. HESTIA - pomysł podobny jak COMPENSA. Jeżeli już dotrze się do tych dokumentów, to są to zwykle kserokopie. W przypadku skorzystania ze zdjęć, jakość kserokopii uniemożliwia identyfikację czegokolwiek, wiec jak odnieść się do tych zdjęć? A oni mają przecież u siebie oryginały. ALLIANZ bez problemu daje do wglądu dokumenty. Przepraszam - problem ze zdjęciami jest taki sam jak w HESTII. Na tle tych firm wyróżnia się PZU. Tu od 1 stycznia 2004 r. nie ma żadnego problemu - czyli można przestrzegać prawa.(Mówię o oddziale łódzkim, bo z Polski otrzymuję informacje, że przekonuje się klienta o tym, iż nie ma on żadnego prawa do wglądu w akta swojej sprawy. Dopiero po skorzystaniu z mojego wzoru wniosku w tej sprawie i zagrożeniu skierowaniem sprawy do Rzecznika Ubezpieczonych można zajrzeć w akta).
Gdy już dotrzemy do naszych akt (mówimy tu o rozliczeniu szkody, a nie o całkowitej odmowie wypłaty odszkodowania), musimy być przygotowani najczęściej na czytanie dokumentów, z których jasno wynika, że „syndrom komunisty” (co innego myśli, co innego mówi, a co innego robi) jest nadal groźny i panuje w wielu firmach.
W dokumentach PZU czy WARTY znajdziemy trzy wysokości kosztu naszej szkody: wyliczony przy stawce minimalnej - tzw. ofertowy, średni warsztatowy - wyliczony przy średniej stawce w regionie i maksymalny - wyliczony według stawki w autoryzowanym serwisie. Różnica między skrajnymi wycenami to zwykle 50%. Po co im takie porównanie? Zapewne chodzi o to, aby statystycznie wykazać, ile oddział mógłby wypłacić, a na ile zwyczajnie oszukał klienta, czyli jaki zysk ma firma. Nic dodać nic ująć. Oczywiście klient dostaje do wypłaty tę ofertową kwotę. Powalczy, to dostanie średnią. Pójdzie do sądu, to na pewno dostanie więcej - na pewno nie tyle, ile wskazują koszty w serwisie, ale zawsze więcej niż ofertowo.
Często używam w moich opracowaniach słów: rzetelna, uczciwa firma, przyjazna poszkodowanemu. Jak można powiedzieć o firmach, które tak rozliczają szkody?
Komplikacja rynku ubezpieczeń komunikacyjnych sprawia, że przegląd ofert poszczególnych firm ubezpieczeniowych zajmuje wiele czasu. Trzeba zadzwonić, a najlepiej spotkać się z agentem każdej z firm, a i to nie daje gwarancji rzetelnego porównania. Na rynku funkcjonują, co prawda, brokerzy ubezpieczeniowi oferujący produkty wielu firm (tzw. multiagenci), którzy już podczas pierwszego spotkania powinni zaproponować najkorzystniejsze rozwiązanie, ale nawet im nie należy ślepo ufać. Może zdarzyć się, że broker będzie namawiał nas na polisę, od której ma wyższą prowizję.
Nie tylko wysokość składki
Duża popularność autocasco wynika przede wszystkim z wysokiej liczby kradzieży samochodów w Polsce oraz z wymogów banków, które przy udzielaniu pożyczki na zakup auta żądają wykupu autocasco. Zawierając umowę autocasco należy pamiętać, że ubezpieczenie to jest — w przeciwieństwie do OC — dobrowolne. W praktyce skutkuje to swobodą kształtowania warunków ubezpieczenia przez obie strony umowy. To właściciel polisy jest uprawniony do otrzymania odszkodowania za zniszczony lub skradziony pojazd i wysokość składki nie powinna być jedynym kryterium rozważanym przy wyborze towarzystwa. Właściciel auta powinien ze szczególną starannością rozważyć takie czynniki, jak liczba placówek danej firmy, odległość do najbliższej, w której można likwidować szkodę (nie zaś do siedziby agenta, który tylko przyjmuje składki!), możliwość zgłaszania szkody telefonicznie. Różnice dotyczą również zakresu terytorialnego ubezpieczenia (ważne tylko w Polsce albo dodatkowo na terenie innych krajów) oraz zakresu ryzyk objętych ochroną. Może to być np. minicasco uwzględniające jedynie szkody wynikłe z uszkodzenia auta, ubezpieczenie przewidujące tzw. udział własny klienta (odszkodowanie będzie o ok. 10 proc. niższe od wartości szkody) lub umowa ubezpieczenia gwarantująca całkowite odszkodowanie za kradzież lub świadczenie usług typu assistance.
Uwaga na sumę ubezpieczenia
Przy zawieraniu umowy ubezpieczenia autocasco posiadacz pojazdu jest pytany, na jaką sumę chce się ubezpieczyć. Kiedy podaje swoją propozycję, agent zakładu ubezpieczeń sprawdza, czy kwota ta mieści się w granicach wartości pojazdu. Należy jednak pamiętać, że suma ubezpieczenia (s.u.) stanowi górną granicę odpowiedzialności zakładu ubezpieczeń z danej umowy. Nie znaczy to, że zakład ubezpieczeń w każdym wypadku zapłaci s.u. Ubezpieczyciel zobowiązuje się bowiem tylko do tego, że zapłaci odszkodowanie w kwocie nieprzekraczającej wartości sumy. Krótko mówiąc, nie można dostać więcej, niż się straciło. W przypadku, gdy sumę ubezpieczenia ustalono na poziomie przewyższającym wartość pojazdu, mamy do czynienia z tzw. nadubezpieczeniem. Jest to sytuacja niekorzystna dla klienta, ponieważ przy wypłacie odszkodowania nie otrzyma on wcale s.u., lecz kwotę niższą, odpowiadającą maksymalnie wartości pojazdu w chwili, w której doszło do zdarzenia powodującego szkodę. Płacąc składkę od nadmiernie wysokiej s.u., klient poniesie nieuzasadnione koszty ubezpieczenia. Wypłaty s.u. w ubezpieczeniach mienia zdarzają się, ale dotyczy to tych przypadków, gdy przy zawieraniu umowy rzeczywiście skrupulatnie wyceniono wartość mienia i na taką kwotę ustalono s.u., samo ubezpieczone mienie nie jest zaś podatne na spadek wartości w czasie. Niestety, samochody są tym rodzajem mienia, które szybko traci na wartości. Wartość ubezpieczanego pojazdu po kilku miesiącach może być dużo niższa.
Gdy s.u. jest mniejsza od wartości ubezpieczanego samochodu, mamy do czynienia z tzw. niedoubezpieczeniem. Gdy dojdzie do szkody, zakład ubezpieczeń wypłaci maksymalnie tylko s.u., co może się okazać kwotą zbyt niską w stosunku do rozmiaru szkody. Dodatkowo, w warunkach ubezpieczenia autocasco można znaleźć tzw. klauzulę proporcjonalności. Jest ona stosowana wtedy, kiedy stwierdzi się niedoubezpieczenie, czyli ustalenie s.u. na poziomie niższym niż wartość ubezpieczanego mienia. Prześledźmy funkcjonowanie tej klauzuli na przykładzie. Samochód jest wart 30 tys. zł. Został ubezpieczony na 24 tys. zł. Niedoszacowanie sumy wynosi więc 20 proc. Dochodzi do kradzieży – zakład ubezpieczeń nie wypłaci 16 tys. zł, tylko zastosuje proporcję: odszkodowanie obniży w takim stopniu, w jakim zaniżona była s.u. w stosunku do wartości pojazdu w chwili zawierania umowy. Poszkodowany nie otrzyma zatem spodziewanych pieniędzy, tylko od 24 tys. zł odjęte zostanie 20 proc., co w efekcie da 19,2 tys. zł.
Ubezpieczyciel nie zapłaci
Teoretycznie posiadanie pełnej wersji AC powinno zabezpieczyć właściciela pojazdu przed wszystkimi skutkami finansowymi związanymi ze zniszczeniem auta z jego winy, jak również z kradzieżą.
W praktyce bywa z tym różnie. Tylko w ub.r. właściciele polis AC nadesłali do biura rzecznika 617 skarg (18,8 proc. ogólnej liczby) związanych z trudnościami w uzyskaniu odszkodowania z tytułu ubezpieczenia autocasco. Posiadacz skradzionego auta, który nie przedłoży kompletu oryginalnych kluczyków, może nie otrzymać odszkodowania. Należy pamiętać, że każdą zgubę kluczyków, a potem ich dorabianie, należy zgłosić w towarzystwie, w którym wykupione zostało autocasco.
Szczególnie dotkliwie ubezpieczeni odczuwają skutki kradzieży samochodów. Zakłady ubezpieczeń, mimo zawartej umowy AC, odmawiają w całości lub części wypłaty odszkodowania z tego tytułu. Jednym z najczęściej wskazywanych powodów odmowy jest brak należytej staranności w zabezpieczeniu przez posiadacza pojazdu kompletu kluczyków, dokumentów oraz zainstalowania i włączenia urządzeń służących do sterowania zabezpieczeniami przeciwkradzieżowymi.
Praktycznie we wszystkich dostępnych na rynku ogólnych warunkach umowy (OWU) obejmujących skutki kradzieży pojazdu zamieszczone są zapisy o treści, np. zakres ochrony ubezpieczeniowej nie obejmuje szkód: „w przypadku nienależytego zabezpieczenia dokumentów pojazdu”, „niedokonania zabezpieczenia z należytą starannością kluczyków, sterowników służących do otwarcia lub uruchomienia pojazdu lub uruchomienia urządzeń zabezpieczających przed kradzieżą”, „ograniczenia nie dotyczą kradzieży, która została dokonana w wyniku rozboju” itd.
Inną sytuacją, w której ryzykujemy utratę odszkodowania, jest niedopełnienie obowiązku niezwłocznego zawiadomienia o kradzieży lub uszkodzeniu pojazdu. W takiej sytuacji firma może odmówić wypłaty odszkodowania albo zmniejszyć je. W OWU zawarte są szczegółowe terminy takiego zgłoszenia – w niektórych firmach wręcz absurdalne, jak obowiązek powiadomienia o kradzieży samochodu w ciągu 2 godzin od odkryciu zdarzenia. Ubezpieczyciele zazwyczaj nakazują też powiadomić o kradzieży policję, która przeprowadzi własne dochodzenie w sprawie, a uzyskane materiały dowodowe zostaną wykorzystane przez zakład ubezpieczeń do ustalenia odpowiedzialności odszkodowawczej.
Kruczki prawne określane „rażącym niedbalstwem” lub „nienależytą starannością” mogą mieć dla klienta zgubne skutki. Praktyka jest taka, że gdy kieszonkowiec ukradnie nam kluczyki, to firma prawie na pewno odmówi wypłaty odszkodowania. Duże kłopoty mogą być i wtedy, gdy ukradną nam auto na tzw. stłuczkę, podczas której wysiądziemy z samochodu zostawiając kluczyki w stacyjce.
W wielu towarzystwach nie dostaniemy także odszkodowania, gdy udostępnimy samochód znajomemu, który spowodował szkodę, a osoba ta nie była wpisana w polisę (obowiązek taki musi być wpisany w OWU) lub gdy skradzione auto zostało sprowadzone do Polski, a w zgłoszeniu celnym podano nieprawdziwe dane (np. cenę).
Odszkodowania nie dostaniemy także wtedy, gdy spóźnimy się z opłatą kolejnej raty składki, a także wtedy, gdy ubezpieczyciel stwierdzi, że klient świadomie przyczynia się do spowodowania szkody i uzna to za próbę wyłudzenia odszkodowania.
troche prawnego belkotu:
1.VAT
art. 17 ustawy o działalności ubezpieczeniowej: W przypadku okazania zakładowi ubezpieczeń przez podmiot, któremu przysługuje odszkodowanie, niebędący płatnikiem podatku od towarów i usług, faktury (faktur) za naprawę szkody komunikacyjnej, zakład ubezpieczeń jest zobowiązany uwzględnić w odszkodowaniu podatek od towarów i usług.
2.kosztorys
art 16 ust. 4 ww. ustawy: Zakład ubezpieczeń ma obowiązek udostępniać osobom, o których mowa w ust. 1 [ubezpieczający, ubezpieczony, osoba która zgłasza szkodę], informacje i dokumenty gromadzone w celu ustalenia odpowiedzialności zakładu ubezpieczeń lub wysokości świadczenia. Osoby te mogą żądać pisemnego potwierdzenia przez zakład ubezpieczeń udostępnionych informacji, a także sporządzenia na swój koszt kserokopii dokumentów i potwierdzenia ich zgodności z oryginałem przez zakład ubezpieczeń. Sposób udostępniania informacji i dokumentów, zapewniania możliwości pisemnego potwierdzania udostępnianych informacji, a także zapewniania możliwości sporządzania kserokopii dokumentów i potwierdzania ich zgodności z oryginałem nie może wiązać się z wykraczającymi ponad uzasadnioną potrzebę utrudnieniami dla tych osób, zaś koszty sporządzenia kserokopii ponoszone przez te osoby nie mogą odbiegać od przyjętych w obrocie zwykłych kosztów wykonywania tego rodzaju usług.
3.wysokość odszkodowania (poniższa uchwała dot. sytuacji w której poszkodowany wybrał wartszat, ten wystawił fakturę za robotę i poszkodowany z tą fakturą uderzył do zakładu ubezpieczeń po kaske, ale mysle ze stanowisko SN mozna odniesc w ogole do kwestii określenia wysokosci odszkodowania w postepowaniu likwidacyjnym)
Uchwała Sądu Najwyższego - Izba Cywilna z 2003-06-13, III CZP 32/03
Opubl: OSNC rok 2004, Nr. 4, poz. 51
Teza:
Odszkodowanie przysługujące od ubezpieczyciela odpowiedzialności cywilnej za uszkodzenie pojazdu mechanicznego obejmuje niezbędne i ekonomicznie uzasadnione koszty naprawy pojazdu, ustalone według cen występujących na lokalnym rynku.
Fragmenty uchwały:
Naprawienie uszkodzonej rzeczy (samochodu) może nastąpić w wykonaniu określonych prac naprawczych (tzw. robocizny) przy zastosowaniu odpowiednich części (zespołów) zamiennych i przy użyciu materiałów związanych z pracami naprawczymi i montowaniem nowych elementów pojazdu mechanicznego. Efekt w postaci naprawienia rzeczy (samochodu) osiągnięty zostaje wtedy, gdy w wyniku wspomnianych prac naprawczych uszkodzony samochód zostaje doprowadzony do stanu technicznej używalności odpowiadającej stanowi takiej używalności występującemu przed uszkodzeniem. Zgodnie z zasadą pełnej kompensaty poniesionej szkody (art. 361 § 2 KC), poszkodowany będzie mógł domagać się od podmiotu odpowiedzialnego (ubezpieczyciela) odszkodowania obejmującego poniesione koszty wspomnianych prac naprawczych.
Nie można przyjąć, że poszkodowany będzie mógł się domagać jakichkolwiek poniesionych kosztów prac naprawczych samochodu. Z oczywistych względów nie mogą to być koszty prac naprawczych, które służyły do poprawienia standardu uszkodzonego pojazdu, a więc do podniesienia jego stanu technicznego w porównaniu ze stanem przed wyrządzeniem szkody (uszkodzeniem) nawet wówczas, gdy ubezpieczyciel nie kwestionował zakresu przedmiotowego naprawy i samej metody technologicznej naprawy. To samo dotycząc sytuacji, w której wprawdzie poprzedni stan techniczny samochodu ostatecznie został przywrócony, ale w kosztach naprawy ujęto, także koszty poprawek spowodowanych przez warsztat naprawczy (np. poprawki wadliwie wykonanych pierwotnie prac lub konieczność wymiany wadliwych części zamiennych). Także w sytuacji, w której koszty naprawy poniesione zostały jedynie w celu przywrócenia stany używalności samochodu istniejącego przed uszkodzeniem, powstaje potrzeba odpowiedniej selekcji takich kosztów i ich odpowiedniej weryfikacji w oparciu o zobiektywizowane kryteria. Należy podzielić ten nurt judykatury Sądu Najwyższego, w którym starano się poszukiwać takich właśnie kryteriów.
W wyroku SN z 20.11.1970 r., II CR 425/72 (OSNCP Nr 6/1973, poz. 111) stwierdzono, że w wypadku uszkodzenia rzeczy w stopniu umożliwiającym przywrócenie jej do stanu poprzedniego, osoba odpowiedzialna za szkodę obowiązana jest zwrócić poszkodowanemu "wszelkie celowe, ekonomicznie uzasadnione wydatki, poniesione w celu przywrócenia stanu poprzedniego, do których wydatków należy zaliczyć także koszt nowych części i innych materiałów, jeżyli ich użycie było niezbędne do naprawienia uszkodzonej rzeczy". W uzasadnieniu wyroku SN z 1.9.1970 r., II CR 371/70 (OSNCP Nr 5/1971, poz. 93), w związku z oceną wysokości kosztów naprawy uszkodzonego samochodu, stwierdzono m.in. to, że "nie wchodziła w grę kwestia za wysokich kosztów remontu" samochodu, ponieważ "remont został przeprowadzony przez przedsiębiorstwo państwowe". W orzeczeniu wyroku SN z 20.2.2002 r. (OSNC Nr 1/2003, poz. 15, MoP Nr 19/2002, s. 897), wskazano, że świadczenie zobowiązanego polegające na przywróceniu do stanu poprzedniego lub zapłaceniu kwoty odpowiadającej wartości takiego przywrócenia (kosztów naprawy samochodu) nie powinno przekraczać "kosztów celowych, ekonomicznie uzasadnionych". Do formuły "kosztów niezbędnych" decydujących o wysokości odszkodowania w związku z naprawą uszkodzonego samochodu nawiązano także w uzasadnieniu wyroku SN z 3.2.1971 r., II RRN 450/70 (OSNC Nr 11/1971, poz. 205).
Za kategorię "niezbędnych" kosztów naprawy należałoby uznać takie koszty, które zostały poniesione w wyniku przywrócenia uszkodzonego pojazdu do stanu jego technicznej używalności istniejącej przed wyrządzeniem szkody zastosowaniu technologicznej metody odpowiadającej rodzajowi uszkodzeń pojazdu mechanicznego. Innymi słowy, jeżeli ubezpieczyciel po zgłoszeniu mu przez poszkodowanego faktu wystąpienia szkody akceptował rzeczowy zakres napraw i metodę takich napraw (np. w odpowiednim tzw. protokole uszkodzeń pojazdu), to poniesione przez poszkodowanego koszty odpowiadające wspomnianemu zakresowi napraw i metodzie naprawy trzeba będzie zaliczyć do kategorii niezbędnych kosztów napraw, gdy przywrócony został stan używalności pojazdu przed uszkodzeniem. Kosztami "ekonomicznie uzasadnionymi" będą koszty ustalone według cen, którymi posługuje się wybrany przez poszkodowanego warsztat naprawczy dokonujący naprawy samochodu. Nie miałby przy tym znaczenia fakt, że ceny te odbiegają (są wyższe) od cen przeciętnych dla określonej kategorii usług naprawczych na rynku napraw samochodu. Jeżeli nie kwestionuje się uprawnienia do wyboru przez poszkodowanego warsztatu samochodowego mającego dokonać naprawy, miarodajne w tym zakresie powinny być ceny stosowane właśnie przez ten warsztat naprawczy w związku z naprawą indywidualnie oznaczonego pojazdu mechanicznego. Przyjęcie cen przeciętnych (niezależnie od samej metody ich wyliczania, która może być zróżnicowana) dla określenia wysokości przysługującego poszkodowanemu odszkodowania, nie kompensowałoby w konsekwencji poniesionej przez poszkodowanego szkody, gdyby ceny przyjęte w warsztacie naprawczym były wyższe niż ustalone w określony sposób ceny przeciętne. Trzeba jeszcze dodać, że określanie kosztów naprawy samochodu wyłącznie przy uwzględnianiu ceny przeciętnej prowadzić mogłoby do spornej relatywizacji w za kresie ustalenia wysokości odszkodowania należnego poszkodowanym posiadaczom pojazdów mechanicznych. Różne mogą być przeciętne metody obliczania takich cen przeciętnych i to w doniesieniu do poszczególnych usług naprawczych oferowanych na rynku. Otwarta pozostałaby także kwestia terytorialnego aspektu obliczania takich cen. Gdyby zastosować w tym zakresie regułę średnich cen obowiązujących na rynku krajowym, to przy zróżnicowaniach cen w poszczególnych regionach Polski (np. w związku ze wzmożonym popytem na określone usługi naprawcze w niektórych regionach i aglomeracjach kraju) doszłoby do sytuacji wypłaty poszkodowanym odszkodowań ubezpieczeniowych ewidentnie zaniżonych w stosunku do kosztów poniesionych w związku z naprawą uszkodzonego pojazdu.
Wprawdzie w przedstawionym Sądowi Najwyższemu zagadnieniu prawnym wspomina się jedynie o "kosztach robocizny", to jednak problem sformułowany w tym zagadnieniu ma na pewno znaczenie szersze i mógłby dotyczyć nie tylko kwestii samej pracochłonności określonych prac naprawczych (czasu trwania niezbędnych robót), ale także części zamiennych zastępujących części uszkodzone lub nieprzydatne oraz materiałów zużywanych w toku prac naprawczych. Jedność procesu naprawczego uzasadniała rozstrzygnięcie przedstawionego zagadnienia prawnego także w stosunku do wskazanych, dwóch pozostałych pozycji składających się na naprawę uszkodzonego samochodu. Warto zaznaczyć, ze w powołanych wcześniej orzeczeniach SN do kosztów niezbędnych i ekonomicznie uzasadnionych zaliczono także koszty wymiany części zamiennych i zużytych materiałów w toku naprawy (por. np. uzasadnienie wyroku SN z 20.2.1970 r. II CR 425/72, OSNCP Nr 6/1973, poz. 111). Dlatego sformułowana teza uchwały SN odnosi się do kosztów robocizny, części zamiennych i materiałów zużytych podczas naprawy uszkodzonego pojazdu.
Wyrok Sądu Najwyższego - Izba Cywilna z 2002-01-16, IV CKN 635/00
Opubl: Legalis
Teza:
Roszczenie o świadczenie należne od ubezpieczyciela w ramach ustawowego ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej z tytułu kosztów przywrócenia uszkodzonego pojazdu do stanu pierwotnego jest wymagalne niezależnie od tego czy naprawa została już dokonana. Wysokość odszkodowania w takim wypadku należy ustalać według przewidywanych kosztów naprawy i według cen z daty ich ustalania.
Uzasadnienie:
Sąd Rejonowy w G. wyrokiem z dnia 28.5.1998 r. zasądził od pozwanego na rzecz powódki kwotę 10.865,86 zł z ustawowymi odsetkami od dnia 11.11.1996 r., a w pozostałej części powództwo oddalił, opierając rozstrzygnięcie na następujących ustaleniach:
Stanowiący własność powódki - obywatelki Niemiec - samochód marki Renault 19 został uszkodzony w dniu 5.10.1996 r. w S. G., na skutek kolizji spowodowanej przez prowadzącego samochód marki Fiat 126 p ubezpieczony w pozwanym Towarzystwie od odpowiedzialności cywilnej. W wyniku zderzenia uległy uszkodzeniu i wymagają wymiany części pojazdu powódki wykazane w ekspertyzie technicznej sporządzonej na zlecenie powódki, a zweryfikowanej w opinii biegłego sądowego. Ogólny koszt niezbędnej naprawy wynosi 5.422,96 marek niemieckich, co stanowi na dzień wyrokowania kwotę 10.165,86 zł. Pozwany wypłacił powódce odszkodowanie w kwocie 2.456,89 zł. Sąd uznał, że uwzględniając zasadę pełnego odszkodowania, obiektywnym miernikiem wartości są ceny rynkowe części i usług koniecznych do naprawienia szkody i to na terenie Niemiec, to jest w miejscu zamieszkania powódki, gdyż takie koszty musi powódka ponieść aby przywrócić uszkodzony pojazd do stanu poprzedniego. Nadto Sąd ten ustalił, że powódka zgłosiła pozwanemu swe roszczenie w dniu 11.10.1996 r. dołączając dokumenty (w tym kosztorys) niezbędne do ustalenia wysokość odszkodowania. Powódce należą się więc odsetki od dnia 11.11.1996 r. stosownie do treści art. 817 KC.
Na skutek apelacji pozwanego Sąd Wojewódzki w G. wyrokiem z dnia 26.11.1998 r. zmienił zaskarżony wyrok o tyle, że zasądził od pozwanego na rzecz powódki kwotę 8.236,38 zł z ustawowymi odsetkami poczynając od dnia 11.11.1996 r., a w pozostałym zakresie apelację oddalił. Sąd ten podzielił w pełni stanowisko Sądu I instancji, że pozwany ponosi odpowiedzialność cywilną za szkodę wyrządzoną przez sprawcę kolizji drogowej. Wobec tego, że powódka jest cudzoziemką w sprawie ma zastosowanie art. 31 ust. 1 ustawy prawo prywatne międzynarodowe, zgodnie z którym do odpowiedzialności z czynu niedozwolonego, należy stosować prawo państwa, na którego terenie nastąpiło zdarzenie wywołujące szkodę. W tym wypadku zastosowanie ma prawo polskie, a więc przepisy kodeksu cywilnego o czynach niedozwolonych, przepisy ustawy o działalności ubezpieczeniowej, jak i przepisy wykonawcze do tej ustawy. Sąd ten podzielił też stanowisko Sądu I instancji, iż aby odszkodowanie spełniało warunek pełnego naprawienia szkody, powinno ono umożliwić poszkodowanemu naprawienie samochodu w kraju jego zamieszkania. Odszkodowanie powinno być zatem ustalone według cen w tym kraju, z tym że przeliczone następnie na pieniądz polski. Wartość szkody Sąd Wojewódzki ustalił na sumę 5.747,31 DM (w tym 327,33 DM koszty ekspertyzy), co po przeliczeniu na złotówki wg kursu z dnia ustalenia odszkodowania daje sumę 10.692,87 zł. Wobec tego że powódka otrzymała od strony pozwanej kwotę 2.496,49 zł do zapłaty pozostała kwota 8.236,38 zł. Sąd ten w pełni podzielił ustalenia Sądu I instancji, co do daty zawiadomienia pozwanego o szkodzie, jak i ocenę, że odsetki należą się od 11.11.1996 r.
Pozwany w kasacji powołując się na podstawę z art. 393[1] pkt 1 KPC wnosił o zmianę wyroku i oddalenie powództwa, ewentualnie o jego uchylenie, jak i poprzedzającego go wyroku Sądu I instancji i przekazanie sprawy do ponownego rozpoznania.
Rozpoznając kasację na podstawie przepisów obowiązujących przed wejściem w życie ustawy z dnia 24.5.2000 r. o zmianie ustawy - kodeks postępowania cywilnego... (Dz. U. Nr 48, poz. 554) Sąd Najwyższy zważył, co następuje:
Oparcie kasacji na pierwszej z podstaw kasacyjnych wymienionych w art. 393[1] ma ten skutek, że oceny naruszenia prawa materialnego sąd kasacyjny dokonuje wyłącznie na podstawie ustaleń faktycznych stanowiących podstawę wydania zaskarżonego wyroku. Sąd Najwyższy jest bowiem wówczas - jak to wyrażał art. 393[15] KPC - związany stanem faktycznym stanowiącym podstawę zaskarżonego orzeczenia.
Pozwany zarzucając naruszenie prawa materialnego poprzez niezastosowanie § 29 i § 27 rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 9.12.1992 r. w sprawie ogólnych warunków obowiązkowego ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej posiadaczy pojazdów mechanicznych za szkody powstałe w związku z ruchem tych pojazdów (Dz. U. Nr 96, poz. 475 ze zm.) w istocie kwestionuje ustalenia, co do zakresu uszkodzeń pojazdu powódki, jak i wysokości poniesionej przez nią szkody. Ustalenia zaś w tej mierze, jako należące do ustaleń faktycznych, nie mogą być kwestionowane poprzez zarzut błędu subsumcji, podnoszony w ramach podstawy kasacyjnej z art. 393[1] pkt 1 KPC. Sąd Najwyższy wielokrotnie już wyjaśniał, że nie można skutecznie dowodzić błędu subsumcji (art. 393[1] pkt 1 KPC) poprzez kwestionowanie prawidłowości dokonanych przez sąd ustaleń faktycznych (por. np. wyrok z dnia 25.3.1999 r. III CKN 206/98 OSNC 1999 nr.10, poz. 183). W niniejszym przypadku podważanie prawidłowości przyjętego stanu faktycznego, przy braku zarzutów z art. 393[1] pkt 2 KPC nie może odnosić skutku, gdyż jak to podkreślono wyżej sąd kasacyjny jest związany ustaleniami faktycznymi stanowiącymi podstawę wydania zaskarżonego wyroku.
Powołując się ogólnikowo na naruszenie przepisów dekretu z 30.11.1949 r. o języku państwowym i języku urzędowym rządowych i samorządowych władz administracyjnych (Dz. U. Nr 57, poz. 324) przez ich niezastosowanie w sprawie w związku z art. 481 KC skarżący zarzucił, iż spowodowało to, że przyjęto niewłaściwą datę powiadomienia ubezpieczyciela o szkodzie. W ramach tego zarzutu skarżący podniósł, że powódka zgłaszając swe roszczenie w języku niemieckim nie dołączyła uwierzytelnionych tłumaczeń, czego sądy nie wzięły pod uwagę. Twierdzenia w tym przedmiocie są nowe. W orzecznictwie Sądu Najwyższego za utrwalone należy uznać stanowisko, że powołanie się na nowe okoliczności nie uzasadnia żadnej z podstaw kasacyjnych (por. np. wyrok z dnia 10.6.1997 r. II CKN 180/97 OSNC 1997 Nr 12, poz. 202). Ponadto należy podnieść, że stwierdzenie w jakiej dacie powódka zawiadomiła pozwanego o szkodzie, jak i że dołączyła niezbędne dokumenty do ustalenia odszkodowania należą do ustaleń faktycznych, którymi sąd kasacyjny jest związany.
Chybiony jest też kolejny zarzut błędnej wykładni art. 8 ust. 1 ustawy o działalności ubezpieczeniowej (jednolity tekst Dz. U. z 1996 r., poz. 62 ze zm.) oraz art. 363 § 1 KC i 361 § 1 KC polegający na ustaleniu wysokości poniesionej szkody na podstawie przeprowadzonych kosztów naprawy, przy braku przedłożenia przez powódkę rachunków od zakładów naprawczych.
W kwestii czy poszkodowanemu należy się odszkodowanie przed dokonaniem naprawy wypowiedział się już Sąd Najwyższy stwierdzając, że roszczenie o świadczenie należne od ubezpieczyciela w ramach ustawowego ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej z tytułu kosztów przywrócenia uszkodzonego pojazdu do stanu pierwotnego jest wymagalne niezależnie od tego czy naprawa została już dokonana. Wysokość odszkodowania w takim wypadku należy ustalać według przewidywanych kosztów naprawy i według cen z daty ich ustalania (por. wyrok z dnia 27.6.1988 r. I CR 151/88 nie publ.; wyrok z dnia 11.6.2001 r. V CKN 266/00 nie publ. czy uzasadnienie uchwały z dnia 15.11.2001 r. III CCP 68/01 jeszcze nie opublikowanej) Sąd Najwyższy w obecnym składzie w pełni podziela to stanowisko.
W niniejszym wypadku sądy oparły się na kosztorysie przedwykonawczym sporządzonym przez rzeczoznawcę niemieckiego, zweryfikowanym przez biegłego sądowego, który ustalając zakres uszkodzeń brał pod uwagę zdjęcia samochodu, jak też opis uszkodzeń sporządzony przez funkcjonariusza Policji w S. G. bezpośrednio po wypadku. Ustalenie więc odszkodowania nastąpiło bez naruszenia zasad wynikających z powołanych przepisów.
Niezasadny jest też ostatni zarzut dotyczący błędnej wykładni art. 31 § 1 ustawy z dnia 12.11.1965 r. prawa prywatnego międzynarodowego polegający na przyjęciu dla określenia wartości poniesionej szkody ceny obowiązującej w państwie innym niż miejsce zdarzenia powodującego szkodę. Powołany przepis stanowi, że zobowiązania nie wynikające z czynności prawnej podlega prawie państwa, w którym nastąpiło zdarzenie będące źródłem zobowiązania.
Sąd II instancji zgodnie z treścią tego przepisu zastosował prawo obowiązujące w Polsce, co nie oznacza że również miał obowiązek zastosować ceny występujące na terenie Polski. Aby odszkodowanie spełniało warunek pełnego naprawienia szkody i uwzględniało realne istniejące możliwości naprawienia szkody, musi umożliwiać poszkodowanemu, zamieszkałemu za granicą i będącemu obywatelem innego państwa, dokonanie naprawy na terenie jego kraju. Odszkodowanie powinno zatem być ustalone według cen obowiązujących w tym kraju, a nie cen występujących w Polsce (por. np. uchwałę Sądu Najwyższego z dnia 19.3.1998 r. III CZP 72/97 OSNC 1998 z. 9, poz. 133). Sąd II instancji ustalił odszkodowanie przy uwzględnieniu tych zasad, a zatem bez naruszenia powołanego przepisu.
to orz. jest troche stare ale w pewnym zakresie rowniez aktualne:
wyrok SN z 1981-02-20 I CR 17/81
Jeżeli poszkodowany wybrał przywrócenie stanu poprzedniego przez naprawę uszkodzonego pojazdu świadczenia zakładu ubezpieczeń przewidziane w par. 16 ust. 1 rozp. Rady Ministrów z 28 listopada 1974 r. w sprawie obowiązkowych ubezpieczeń komunikacyjnych (Dz.U. 46 poz. 274 ze zm.) obejmuje koszt naprawy uszkodzeń spowodowanych wypadkiem, pomniejszony o kwotę odpowiadającą wzrostowi pojazdu w następstwie naprawy w stosunku do jego wartości w dniu wypadku, jeżeli taki wzrost nastąpi.
Zwierzęta a wypadki
Ubezpieczenia komunikacyjne
Porada wyróżniona
Niejednokrotnie do wypadków komunikacyjnych dochodzi z udziałem zwierząt. Szanse na uzyskanie odszkodowania są wtedy zależne od statusu zwierzęcia, zakładając, że to jego zachowanie będzie potraktowane jako przyczyna sprawcza szkody. Jeżeli na drodze nagle pojawi się zwierzę i to doprowadziło do uszkodzenia pojazdu, to kierujący nim musi przede wszystkim starać się ustalić, czy zwierzę ma właściciela.
Odpowiedzialność za wyrządzone przez zwierzę szkody ponosi osoba, która się nim posługuje i je chowa (art. 431 k.c.). Jeśli właścicielem zwierzęcia jest rolnik, to szkodę pokrywa się z ubezpieczenia OC rolników, które jest obowiązkowe, czyli każdy rolnik (w rozumieniu przepisów o OC rolników) ma polisę zapewniającą wypłatę odszkodowania w takich sytuacjach. Gdy właściciel zwierzęcia nie jest rolnikiem, to może posiadać polisę ubezpieczenia mieszkania, w ramach której jest z reguły ochrona w zakresie OC zapewniająca pokrycie szkód wyrządzonych przez zwierzęta domowe. Jeśli szkodę w pojeździe wyrządzi sarna, dzik czy inne zwierze żyjące na wolności, to często jedyną nadzieją na naprawę uszkodzonego samochodu jest ubezpieczenie autocasco. Zwierzęta żyjące w stanie dzikim są integralną częścią przyrody, przemieszczają się w sposób swobodny, nie są przez nikogo chowane. Źródeł odpowiedzialności za szkodę wyrządzoną przez takie zwierzęta nie można szukać w takich samych podstawach jak przy szkodach wyrządzonych przez zwierzęta domowe czy gospodarskie.
Czasami można jednak odpowiedzialność przypisać nadleśnictwu, na którego terenie doszło do wypadku. Dzieje się tak, gdy da się udowodnić nadleśnictwu zaniedbanie zadań w zarządzaniu zasobami leśnymi i gospodarką zwierzętami. Przejawem takiego zaniedbania może być np. niewystąpienie z wnioskiem do właściwego zarządu dróg o wystawienie na drodze przebiegającej przez teren lasu znaku "Uwaga, zwierzęta leśne" a gdy na tym terenie występuje bardzo duże i stwarzające zagrożenie pogłowie zwierząt lub przez drogę publiczną przebiega droga do wodopoju. Odszkodowaniem za szkodę spowodowaną przez zwierzęta może być też obciążony zarząd dróg, który otrzymawszy wniosek od nadleśnictwa, nie wystawił znaku ostrzegającego kierowców. W pewnych wypadkach roszczenia odszkodowawcze mogą też być kierowane do kół łowieckich. Może się, bowiem zdarzyć, że w trakcie polowania nagonka będzie tak poprowadzona, że wypłoszone zwierzęta wybiegną na drogę publiczną. Prowadzący polowanie powinien przewidzieć takie zagrożenie i jeśli nie zapobiegnie takiej sytuacji, może być pociągnięty do odpowiedzialności za szkody wyrządzone przez zwierzęta uciekające w panice.