Temat: Poscig
Grzegorz K.:
Ten smiech ich rozbroil, choc za kare musialem dmuchac, uwierzyli mi, tym bardziej ze na ich gadke ze "pedzilem jak wariat", pokazalem im syna i bratanka z walkmanami w uszach i zone czytajaca gazete ;) A chlopacy wideoradaru nie mieli ;)
Skonczylo sie na upomnieniu ;)
Ha ha ha! To masz dar przekonywania! Pogratulować! No i co najwazniejsze trafiles na gości z poczuciem humoru!!!
Wlasnie ze nie - chlopacy ponuracy i to WYJATKOWI ;)
Swiadomie uzylem slowa "rozbroic" - czyli "wybic z reki bron" (argument), czyli zabrac racje itd ;)
Nie majac radaru chlopacy nie mieli zadnego DOWODU, ze jechalem szybciej, niz mozna ;)
Gdyby sie stawiali, zabil bym ich smiechem ;)
Gdyby chcieli mi wstawic mandat, zazadalbym sadu, a na sali sadowej wdeptal w trawe - nie mili zadnego ARGUMENTU, zadnego DOWODU, ze lekko zlamalem przepis. Oni w tym biednym lanosku nie miali nawet tachometru, by pokaza, ze jechali szybko, a nawet gdyby mieli, podejrzewam, ze i tak bym sie wywinal ;)
Smiech (jak w wiekszosci sytuacji) jest mocniejsza gronia niz piesci, grozby, "argumenty"
PS: dzieki smiechowi (nie szyderczemuu, dokladnie mowiac dzieki POCZUCIU HUMORU) najczesciej udaje misie wykpic z mandatu. Np: jade na wies moim najwolniejszym autem we wsi. Lapia mnie chlopaki (ograniczenie do 40, bez LOGICZNEGO uzasadnienia - dluga prosta w dol, droga podporzadkowana z lewej, ale widac, czy ktos chce sie wlaczyc, czy nie.
Zlapali.
Ja wychodze z auta (wiem ze nie wolno!), podnosze ece (jaby mierzeli we mnie wz pistoletu) i zaczynam nawijac:
- Nie mowcie ze za szybko jechalem.... Tym? Nie, jak to prawa, to wyciagcie pistolet i od razu mnie zastrzelcie,przynajmniej zgine jak terrorysta albo jakis bandyta, a nie ofiara losu... Koledzy mnie zabija bardziej bolesnie - szyderstwem. Bo wiedza, jak potrafie jezdzic samochodami, a jak sie da jezdzic tym rzachem... to najwolniejsze auto we wsi... itd.
Kolesie sie zainteresowali, wiec dalej nie zamykajac japy i otwieram maske i pokazuje silnik wolnossacy 1,5 l, zwracajac uwage na czystosc silnika i komory i opowiadajac, ze udalo mi sie kupic "urban legends", albo lepiej "yeti" czyli auto o ktorym wiele osob slyszalo, ale nikt go ie widzial... Czyli ze takie wiekowe, takie zadbane... pokazalem srodek, KAZALEM im MACAĆ tylne fotele, ze "jak nowe itd.
Goscie caly czas sie usmiechali...
Uwierzyli, ze to grat... (bo to prawda), uwierzyli, ze umiem jezdzic (oczywiscie sprawdzili na kompie ze mam zerowe konto itd)...
... Puscili.
Innym razem jechalem testowym, wyobklejanym autem jak choinka bozonarozeniowa. Przepis zlamalem i to niejeden, facio nie zdazyl nawet podniesc "suszarki".
Ale jak zapytal "jaka to firma" a ja spytalem "pyta pan o mnie czy auto", widzialem, ze zlapal haczyk... a jak sie przyznal ze mu sie to auto podoba prywatnie (seat cordoba), "byl moj". Kazalem mu wsiasc, pomaca, prosilem, BLAGALEM zeby sie przejechal, ze jak chce, moze rozwalic, wezme to na siebie itd...
Skonczyl sie na upomnieniu i slowach "dziekuje". Z JEGO strony.
Inny przklad, ze humor ratuje najlepiej.
Nie przejezdzam przez skrzyzowanie na zoltym. Ale sytuacja wyjatkowa: mokro, slisko, predkosc z 80 km/h a zolte dopiero co sie zapalilo, no i w srodku kompletnie pijana dziewucha z takasmiechawka, ze az sie polakala.
Oczywiscie zupelnie bezpiecznie przejechalem, na upartego moglbym isc w zaparte, ale widzac "niebieskie-niebieskie" czekalem, jak koledzy postapia.
Spokojnie wyszedl jeden, sadzi do mnie, widzi pijane dziewcze urocze moze, ale placzace z rozmazanym tusze i drgajace w spazmach (dostala jeszcze wiekszej smiechawki).
- Pilismy? - Pada pierwsze pytanie.
- Ja jeszcze nie, ale - jak pan widzi - inni tak.
Chuchnalem, nawet nie kazali dmuchac, bo ja nawijam, ze mi za chwile dziewczyna tuszem fotele poplami (jasnoniebeskie), co ja zonie powiem, ze sie do rozwodu przyczyni... (a jednoczesnie sugeruje ze to moja kochanka) ... ze mi dziewczyna stygnie...
Oddal papiery i kazal jechac OSTROZNIEJ "z ta pania"
;)