Temat: Wypadek na Puławskiej
a może to jest tak, że my wszyscy (czy też większość) pasjonaci wolności, pędu powietrza, przechyłów na winklach, energicznych przyśpieszeń...po prostu wybraliśmy swoje hobby (lub tez ono nas wybrało) w złym miejscu i złym czasie?
w Polsce warunki do jazy naprawdę są bardzo wymagające, nie ma bezpiecznych miejsc gdzie można się wyszaleć, a, umówmy się, czasami wsiada się na motor z takim właśnie zamiarem;
na drogach faktycznie leczymy swoje kompleksy, gonimy uciekający czas, whatever, i mam tu na myśli również siebie;
możecie do nazwać niedojrzałością, brakiem wyobraźni czy czymkolwiek tam jeszcze innym; fakty są takie, że, będąc od kilku lat motocyklistą, sam czasem zmniejszam szanse, zarówno swoje jak i innych, czy to jadąc samochodem, czy to na motocyklu, mimo iż wydaje mi się, że mam sporo wyobraźni
zresztą, powiedzmy sobie szczerze, z wypadkami to jest tak, że przecież nigdy nic ich nie zapowiada; wsiadasz na moto, z zamiarem przemieszczenia się gdzieś z większym lub mniejszym fun'em i nie czujesz, bo skąd niby, ze to jest ten właśnie dzień
zastanawiam się co może wyniknąć z powyższej dyskusji i wszystkich innych, towarzyszących takim zdarzeniom...
i mam nieodparte wrażenie, że w wielu wypadkach stanowią one taki wentyl dla wielkiego balonu z obawami i strachem, że kogoś z nas może to prędzej czy później spotkać, że będzie bolało, że odbierze życie lub chęć do życia, że pogrąży w rozpaczy najbliższych;
czuję wręcz pewien bezsens apeli o zdrowy rozsądek, postulatów dotyczących wysyłania kierowców puszek na kursy, zmiany podejścia w szkołach jazdy etc.; po prostu nie wierzę w rychłe efekty pracy u podstaw
mnie do 'motocklizmu' pociągnęła wizja swobody (choć to trudno jakoś precyzyjnie zdefiniować), pewnego romantyzmu (trudno go nie dostrzec w postawie motonity połykającego na stalowym rumaku kolejne kilometry trasy, czasem wbrew wygodzie i pogodzie), swoisty nonkonformizm i chęć zamanifestowania swojego buntu wobec nudnej prozy życia codziennego, perspektywa przynależności do, w pewnym sensie, elitarnej (lub jakkolwiek wydzielonej) grupy społecznej, poszukiwanie czegoś co będzie źródłem dodatkowych emocji (adrenalina) i energetyzujących doznań dla organizmu ;) (przechyły, przyśpieszenia, hamowanie, prędkość)...
takich jak ja jest pewnie większość; jak widać żaden z tym motywów nie jest czysto pragmatycznym powodem do bawienia się w coś, co w polskich warunkach można bez przesady określić mianem 'rosyjskiej ruletki', bo gdy je spotkać z rzeczywistością, a jest to czasem niezwykle bolesne, to żaden z tych motywów ani osobno ani razem wziętych nie wytrzymuje tego zderzenia; nikt mnie nie przekona, że statystyczne szanse na 'niemanie' wypadku lub wyjście cało z wypadku (nawet biorc pod uwagę różnice w częstotliwości, rodzaju, okolicznościach) między motocyklistą a kierowcą puszki są choćby zbliżone; jednak większość z nas zapewnia, że liczy się z tym ryzykiem (lub czasem nie ma jego świadomości), choć w praktyce nie zmienia to nic...
współczuję wszystkim bliskim Ś.P. Danki i Andrzeja oraz małej Ninie...
sam mam trójkę dzieci i nawet nie chcę myśleć co by było gdyby...
i to wszystko co napisałem, prowadzi mnie wprost do wniosku, że chyba najlepszym środkiem prewencji jest, choćby na jakiś czas, na ileś tam lat, rezygnacja z tej przyjemności, doznań, przygody na rzecz zwiększenia swoich szans
podziwiam decyzję Piotra
Adam Brzozowski edytował(a) ten post dnia 27.07.09 o godzinie 13:39