Temat: motocykl dla mnie?:)
Ja się nie boję i lwa drażnić lubię.
Problem większości polega na tym, że nie odróżnia motocykla wyczynowego od amatorskiego.
Motocykl amatorski pozwala przy małych nakładach robić duże przebiegi w terenie i dbać tylko, i wyłącznie o rzeczy bierzące , przeglądowe.
Wyścig zbrojeń trwa od zawsze, i od zawsze posiadacze hayabusy albo ZX 10 R śmiali się z posiadaczy np SV650.
Na każdym forum szosowym większość uważa, że 100KM to minimum. Tak samo jest na w terenie.
Ludzie powariowali uważając , że do jazdy w terenie to minimum z 50 KM, bo 40 KM to żółw.
Ja swoje przygodę zaczynałem 15 lat temu i w związku z tym, że miałem zawsze ciasny budżet przychodziło mi nie raz ciąć się na DR 350 ważącym tonę i mającym mniej niż 30 KM z kolegami na WR 450 F prosto z salonu.
Powiem tak: w terenie 80% to "jaja" , umiejętności, wprawa, praktyka , a 20% to sprzęt.
Do czerpania garściami radości z jazdy w terenie, dla normalnego skromnego człowieka, do wjechania WSZĘDZIE, dosłownie wszędzie, do wyjazdów do Rumunii, itd w zupełności wystarcza motocykl z lat 90tych, mający 30 KM i ważący 130kg.
Od dawien dawna byli zwolennicy wyścigu zbrojeń. W normalnej turystyce off roadowej, w trudnym terenie, różnice pomiędzy sprzętem za 7000 a 37000 zacierają się, różnica między 30KM a 60KM znikają. Obydwa motocykle idą praktycznie łeb w łeb.
Dla mnie zawsze najważniejsza była przyjemność z jazdy, turystyka off roadowa, wyjazdy w góry. Toru nie lubię i nie umiem na nim jeździć. Ja lubię i umiem zwiedzać tereny bez dróg, wciskać się gdzie mnie oczy poniosą i do tego DRZ 400 to aż nadto.
Ponad ultra nowoczesne zawieszenie , które cieknie 2 razy do roku,ponad hiper nowoczesny silnik z wtryskiem, 32 bitowym proecesorem ECU, 43 czujnikami , pneumatycznymi zaworami , itd przedkładam solidność, łatwość obsługi, duży resurs, dostępność części. Ja chce jeździć i nie robić wiele więcej niż zmiana oleju 2 razy do roku i jedna zmiana opon. Nakręcać kilometry, a nie kasę serwisom.
Jeśli Tobie podoba się wożenie sprzeta 4 razy w roku na serwis na przyczepie to jasne, nie ma sprawy , wolny wybór.
Problem polega na tym, że aktualnie na rynku NIE MA motocykli enduro. CRF 450 X, czy WR 450, czy KLX 450F to jedynie delikatnie wyłagodzone wyczynówki, w których co roczna wymiana tłoka jest obligatoryjna.
Husqvarna .... :-) TE 450 nowej z salonu, z super gwarancją, w super cenie .... towarzyszyłem w życiu takiej od pierwszego błota na kole, do jej ostatnich dni w rękach tego człowieka. Uwież mi, jeśli coś jest źle zaprojektowane, to najlepszy serwis nie pomoże.
Co z tego , że wymienić felarną część na nową , skoro nowa jest tak samo wadliwa.
TE 450 jest TANIA, ładna, zapierdziela jak zła i na tym się kończą jej zalety.
Jeśli masz wątpliwości co do tego , że różnica 5-7 KM to głupota, to wierzę , że na wiosnę będziemy mieli przyjemność się spotkać w terenie, ja na DRZ , a Ty na Husqvarnie i podejrzewam , że wtedy zrozumiesz o czym mówię.
DRZ nie jest bez wad, ale moim zdaniem to jest najleszy kompromis CENY, NIEZAWODNOŚCI, POTENCJAŁU. Słabe punkty to: 2000-2002 wadliwe napinacze rozrządu, delikatne magnezowe pokrywy boczne silnika, szerokie i delikatne chłodnice, w pierwszych rocznikach luzujące się śruby kołą magnesowego. Wszystkim tym problemom można prosto zaradzić.
Sam możesz zrobić prosty test: w ogłoszeniach na rynku wtórnym znajdziesz kilkadziesiąt DRZ z przebiegami w okolicach 20 - 35 tysięcy km. Są i takie co mają po 50 000km.
Znajdź KTM EXC z takim przebiegiem, znajdź Husqvarne, znajdź WR czy CRF.
Kolejna kwestia: ja przy swoim motocykl robię wszystko sam. Po pierwsze jest to proste, po drugie jest tanie, po trzecie nie mam zaufania do żadnego mechanika, po wtóre lubię to, po kolejne oszczędzam czas, bo zawiezienie motocykla do mechanika i czekania , az znajdzie czas w sezonie zajmuje 5 razy więcej czasu niż zrobienie tego samemu. Regulacja zaworów w KTM EXC 525 (mimo, że są na śrubki) zajmuje więcej czasu niż wymiana tłoka w CRF 450. Po prostu ktoś go zaprojektował z myślą o tym, że daną czynność trzeba będzie wykonać. KTM jest zrobiony głównie z myślą, żeby zapierdzielał. Przykłady można mnożyć.
Każdy ma prawo do własnego zdania, ja swoje zdanie zbudowałem na bazie tego, że miałem przez te 15 lat około 35 motocykli. Część na handel, a duża część własnych. Poza tym kumple zarażeni enduro realizowali swoje marzenia i kupowali KTMy , CRF, itd ..i dzieki temu mogłem obserwować co się dzieje z tymi motocyklami mimo, że nie było mnie na nie wtedy stać.
W tym wszystkim jedno jest ważne: jazda i tworzenie takiej kultury jazdy w terenie, żeby nam tego nie zakazano za szybko. Bo , że w końcu zakażą w PL to pewne. Wtedy zostanie Ukraina...
Pozdrawiam