Temat: najpierw prawo jazdy a potem zakup pierwszego motocykla
Czytam, czytam i momentami nie wierzę w to co widzę...
Nie wnikam w kolejność sprzęt, czy uprawnienia, bo to zawsze idzie w parze, a jak ktoś chce zaryzykować utratę B za jazdę bez uprawnień - jego sprawa. Natomiast dla mnie sprawa ma sie nieco inaczej, jeżeli chodzi o kurs... Od razu dodam, że mam na myśli kurs z PRAWDZIWYM instruktorem, a nie kolesiem, który uczy jak przejechać trasę.
Jeździłem w małolactwie na wszystkim co było: Komary, WSK-i, Romety... Jak leci. Po blisko 10 latach przerwy kupiłem znowu 50 - tkę (Piaggio NRG MC3 o lekko sportowym zacięciu), żeby zobaczyć, czy mnie dalej kręci. Kręciło, więc poszedłem na kurs, zrobić prawko. Przyjechałem bzykiem, a jak. Jacek (instruktor), popatrzył, pokiwał głową, kazał wleźć na Yamahę i kręcić ósemki. Chojrak (czyli ja), wlazł i ze sprzęgłem głaciutko przejechał... I dostał joby... Ze sprzęgłem to każdy głupi potrafi, stwierdził Jacek i kazał jeździć bez... I tu się okazało, że umiejętności nie te. Podpórki, wypady... Stwierdziłem, że się nie da. Okazało się, że się da. Podczas 10 godzin Jacek pokazał mi jak radzić sobie na piasku, co to znaczy manewrować motocyklem, jak pracować ciałem. Doceniłem to w zabawie na bzyku i dopiero dotarło do zarozumialca, jak inna jest to zabawa od tego co mi się wydawało. Dla wyjaśnienia - samochodem mam nakręcone dużo ponad 1 mln km. Od tamtego czasu, jak wsiadam na nowy typ sprzęta, to najpierw jadę do kolesi ze szkoły jazdy i przez dwie godziny poznaję jego charakterysytkę z instruktorem. Wnioski wyciągnijcie sami.
Co do pierwszego sprzęta: wszystko zależy od zawartości głowy i kieszeni. Ja nie polecam na pierwszy motocykl nic mocniejszego niż 60 - 70 KM i na tyle manewrowego, żeby nie było problemu z szybką reakcją. Zresztą w mojej ocenie to nie kwestia liczby koni, ale krzywej mocy... GS500, CB500, F650 Dakar (normalny jest dla kogoś ok. 180 cm nieco za niski, ale to kwestia gustu). Chopery mają wypłąszczoną krzywą i tu głównie robi masa. Co kto lubi. Ale warto pamiętać, że jak się ma moc, to zawsze korci. A ostra krzywa mocy, to ułamek sekundy i stoisz na kole - a wylądować nie jest tak wcale łatwo... Kupowanie Hayabusy na pierwszy motocykl to jak całowanie tygrysa - niebezpiecznie, a przyjemność żadna. I tyle.