Temat: kurs prawo jazdy A - warszawa
Nie wyłamię się - robiłem u Tomka Kulika. Dlatego, że chciałem się nauczyć, a nie tylko zdać. Co mi to dało? Ano, na przykład to, że jak się parę dni temu wyglebiłem na błotku (przeceniłem opony ;) ) to wiedziałem jak podnieść z gleby 200kg żelastwa (a tego nie wszędzie uczą), byłem w stanie pojechać dalej do pracy mimo złamanej u nasady klamki sprzęgła (zmiany biegów bez szarpania, z przegazówką i "muskaniem" klamki to u Tomka podstawa - przydało się. Dwa tygodnie po kursie pokonałem kilka kilometrów bez sprzęgła i bez większego stresu z tym związanego.
Z innych zalet - nie ćwiczymy na pierdziawkach 125ccm na jakich się zdaje, tylko na 500ccm, a to już zacny motocykl i dający do myślenia. Ósemki są mniejsze, slalomy ciaśniejsze - egzamin po czymś takim to przyjemność.
Co do plecaczka - każde szarpnięcie przy zmianie biegów, błędna redukcja, brak przegazówki, usztywnianie rąk przy hamowaniu, kiepski przeciwskręt - plecaczek wszystko czuje i uczy jak skorygować. A po jeździe zapodaje na przykład pół godziny jazdy w rytmie 1-2-3-4-3-2-1. Biegi w górę i w dół do perfekcji. I o to chyba chodzi, żeby hamowanie przodem, tyłem i silnikiem było kwestią wyboru, a nie tylko tego, że na kursie nauczyli hamować "z buta" i nie inaczej...
A na teorii Sławek Moszczyński potrafił zmieszać i zaskoczyć nawet kierowców z 20-letnim stażem, jak niżej podpisany.