Ewa A.

Ewa A. art director, V&P

Temat: hmm...mniej entuzjastycznie

minal juz tydzien od powrotu wiec mozna napisac.
Kuba wyspa jak wulkan goraca - goraco bylo, pieknie, bo wyspa piekna
Szkoda, bo rzeczywistosc smutna
7 dni spedzilam na zwiedzaniu w przerwach wypoczywajac na plazach Varadero.
przerazajaco bo WSZYSTKO co dotyczy mojego zwiedzania opieralo sie na dawaniu lapowek, dawaniu robienia sie w bambuko {a robia to po mistrzowsku)

Varadero zamkniete dla kubanczykow (bramki i ceny w COCach za wjazd i wyjazd)
W hotelu internet za 5 CUC za pol godziny, rower pamietajacy czasy stalina 10 CUC za godzine, samochod dla 1 osoby kompletnie nie oplacalny z reszta psuja sie a z benzyna ciezko
Wyjazd do hawany 25 CUC w lape za podwozke do stolicy dla kierowcy turystycznego busa, 5 CUC za zalatwienie pokoju (faktycznie miejsce bylo super) pani wynajmujaca zalacila kierowcy 5 CUC. W miescie spotkanie ze sympatyczna para - chodz z nami na festiwal fiesty!!! jasne, kubanski przybytek z rumem - a gdzie ten festiwal? zaraz bedzie a postawisz nam mohito? jasne (w hotelu 3 CUC)
Za moment podchodzi "wlasciciel" z dwoma kafarami ktorzy blokuja wyjscie 30 CUC - to cena z kosmosu, nie podoba sie???
dawaj bo nie wyjdziesz...
KURWA!!! .........
Jeszcze tego samego dnia w innej dzielnicy deja vu - czesc, chodz z nami na festiwal fiesty...a postawisz nam mohito?

Za wszystko, za to ze oddycham, ze chodze ze nie wygladam jak kubanka tylko bialas, sama sobie winna...nie znam hiszpanskiego
Hindusi szarpiacy za rekaw i chcacy pieniadzy sa bardziej szczerzy
Tutaj wszystko z usmiecham - ola amiga, skad jestes, dawaj, zaplac , spadaj
szkoda

hawana piekna - szkoda tego miasta , bez pomocy bez rozpiepszenia tego obrzydliwego systemu zozsypie sie sie kawalki w przeciagu paru lat
samochody nieprawdopodobne, podziwiam wlascicieli dbajacych o swoje cacka, naprawiajacy je stosujac czesci z kosmosu???
Trynidad bajka - szkoda tego miasta....zdanie powyzej
Miasta pelne rowerow, riksz, ludzi czekajacych w sklepach jak my kiedys na COS
moze a cud?
Bez informacji, zdemoralizowani komunizmem, okradajacy sie wzajemnie z wszech obecna policja i korupcja
Wielu uczciwych, biednych ludzi nie znajacych innego zycia
mlodzi czekajacy na murkach na cos
dzieci wychowane bez placu zabaw, kobiety udreczone w kolejkach gotujace codziennie ryz, pataty czy fasole

Varadero - ciekawostka lot na Cajo Largo
Samolot, kombajn ze skrzydlami, przemalowany transportowy antonow z lat 50=tych, wyjscie z tylnej klapy po drabinie, w srodku halas ze nie slychac wlasnych mysli i air condition wygladajace jak dym (wrzask francuskich pasazerow i moj, wstawieni rosjanie pelen luz) nie bujsia eta sawietskij wiertalo wsio budiet w pariatkie :)))
po wyjsciu z tej trumny chialam calowac ziemie

I jedna z najbardziej obrzydliwych scen jakia widzialam
Na plazy, calodobowo pilnowani przez plazowe seciurity
Dziewczyny sprzedajace kapelusze za kazdy musialy dawac tyn sukinsynom 2 CUCi
i scena kiedy bydlak podbiegl do jednej z 2 dziewczyn idacych brzegiem. Daj jej w twarz...nie z liscia ot...w piachy zaciagnal ja do ichniego domku. Weszlo tam 2 bydlakow. dziewczyna wyszla z tamtad po pol godzinie. mam pisac co tam sie dzialo? Komu to powiedziec, kogo to obchodzi przeciez oni to policja

Komunizm najbardziej obrzydliwy i zbrodniczy system
Z calego serca zycze kubanczykom wolnosci i wyzwolenia sie z tego koszmaru
Moze to nie Korea ale nie patrzcie na Kube jak na skansen historii. Te nieszczescie dzieje sie tam naprawde.
Cuba Libre to moje najwieksze zyczenie
Małgorzata P.

Małgorzata P. asystentka w
kancelarii prawnej

Temat: hmm...mniej entuzjastycznie

Komunizm ma niestety tę właściwość, że wgryza się w ludzi. Rozpieprzenie systemu nic nie da (przynajmniej przez kilka pokoleń) - patrz Rosja :-(
Marzena M.

Marzena M. Coraz mniej mnie
dziwi....

Temat: hmm...mniej entuzjastycznie

Spędziłam na Kubie 16 wspaniałych dni i nikt nie żadał łapówek , owszem oczekiwano napiwków ale to jest jednak co innego .
Nikt mnie nigdzie nie oszukał.

Kuba jest biedna ale o nie prawda ze ludzie tam są gorsi niż w innych miejscach swiata - nie zgadzam się z taka opinią.
Wszędzie na świecie tam gdzie są turyści trafiają się naciągacze .
Mariusz Maszner

Mariusz Maszner Internet od
podszewki

Temat: hmm...mniej entuzjastycznie

Rany boskie dziewczyno z jakiej palmy sie urwalas w wenezueli tez bys poszla z kims z ulicy za rog albo w brame, trzeba grzecznie dziekowac i isc dalej. Ja lapowek nie placilem w hotelu owszem ale napiwki z nich utrzymuja sie cale rodziny poza varadero. Stary samolot a czegos sie spodziewala. A jakie trupy (autobusy,tramwaje sa u nas). Gwalt to patologia ale jeston i u nas i w niemczech i w stanach ibez wyjatku na zawod. Nie mowie ze to ok. Gdzie zglosic na policje tyle moglas zrobic, a nie zrobilas..... Przepraszam za brak polskiej czcionki
Ewa A.

Ewa A. art director, V&P

Temat: hmm...mniej entuzjastycznie

Mariusz Maszner:
Rany boskie dziewczyno z jakiej palmy sie urwalas w wenezueli tez bys poszla z kims z ulicy za rog albo w brame, trzeba grzecznie dziekowac i isc dalej
centrum Hawany za parlamentem, knajpa wejscie od glownej ulicy.
>Ja lapowek nie placilem
:)))
>w hotelu owszem ale
napiwki z nich utrzymuja sie cale rodziny poza varadero. Stary samolot a czegos sie spodziewala.
no takiej trumny to nie
>A jakie trupy (autobusy,tramwaje
sa u nas). Gwalt to patologia ale jeston i u nas i w niemczech i w stanach ibez wyjatku na zawod. Nie mowie ze to ok. Gdzie zglosic na policje tyle moglas zrobic, a nie zrobilas.....
chyba nie wiesz co piszesz
ci ktorzy to robili byli z policji
>Przepraszam za brak polskiej czcionki
...zajmujesz sie pisanie tekstow?Ewa Andrychiewicz edytował(a) ten post dnia 19.10.11 o godzinie 14:56
Maciej Sakowski

Maciej Sakowski Account Manager AFH

Temat: hmm...mniej entuzjastycznie

no i tu jest dyskucja na którą czekałem :)
właśnie wróciłem po 3 tyg na "własną rękę" więc trochę wiem co czujesz. A może nawet nieco więcej bo przejechałem całą wyspę miasto po mieście a dopiero na koniec wylądowałem w Varadero.

Prawda leży po środku, z jednej strony straszne, że zaczepiają i za przeproszeniem pierdolą głupoty, skąd jesteś, jak Ci się podoba, kup cygara, taxi, czy inne badziewie...
Boli, i strasznie odsuwa obraz Kuby z Buena Vista Social Club - choć obrazki podobne.

Z drugiej strony - ktoś piszący powyżej ma racje - niestety jest tak, że jak są turyści to są i naciągacze, pseudo friendy i inne męczące badziewie ! Trzeba na to wziąć poprawkę i już.

Patent Fiesty salsy - daliśmy sie tak raz przerobić - poszlismy do knajpy, nawet juz nie sadzilem ze parka bedzie chciala zaplacic za mojito, huk, niech strace, po 3 cuc na glowe, ale po wypiciu podziekowalismy, i wyszlismy, a oni byli bardziej przerobieni niz my bo jak wstawalismy to dopiero sie rozkrecali - mleko dla dziecka, auto z lat 50-tych, eh, szkoda gadac, ale bardzo sie zdziwili.... :))

Co do "łapówki dla kierowcy" - Ewa, zaplaciłas jak za bilet wiec nie narzekaj :)

Co do gwałtu - no comment

aha, sorry, ale jak którys z powyższych Panów pisze ze w hotelu nie dawal lapówek - sorry ale hotel to nie kuba, ani w havanie ani w varadero, więc przoszę, nie rozczulaj mnie.
Poznałem takich "turystów" w varadero, ktorzy przyjechali na "Kubę" i będą się chwalic ze przeciez byli, a o naszych podrozach sluchali z otwartynmi oczami....

Ewa, spoko, byly na pewno tez dobre wspomnienia i pewnie jak po Indiach - juz nie pamietasz ze cie trącali tylko jak kolorowo i egzotycznie tam bylo, kwestia czasu
Mariusz Maszner

Mariusz Maszner Internet od
podszewki

Temat: hmm...mniej entuzjastycznie

No bez przesady w hotelu bylem ale do hawany pojechalem na wlasna reke widzialem o wiele wiecj niz turysci z autobusu zaczepiali mnie rozni, ale wystarczy grzecznie podziekowac. Bylem tez w wielu innych miejscach. A ze wole spac w hotelu i to nad brzegiem oceanu, a nie w molochu ktory oferuja turystom z polski... Nie wiesz nie komentoj.
Mariusz Maszner

Mariusz Maszner Internet od
podszewki

Temat: hmm...mniej entuzjastycznie

Ochrona na plazy to nie policja
Jacek K.

Jacek K. Konsultant

Temat: hmm...mniej entuzjastycznie

Pani Ewo, dziękuje za podzieleniem się swoimi spostrzeżeniami z wycieczki na Kubę.

Jakiś czas temu opisałem znajomym moje wrażenia z wycieczek na Kubę... i chyba jest to dobre miejsce, gdzie ich fragmenty, w lekko przerobionej wersji, mogę tu zamieścić.

W czasie moich pobytów na Kubie nie byłem świadkiem aż takich drastycznych scen ani też nie przytrafiło mi się być zmuszonym do płacenia wygórowanych cen, ale wiem, że to się zdarza. Szczególnie samotni turyści o wiele łatwiej stają się ‘ofiarami’ różnych naciągaczy. Ja byłem ze swoją znajomą i miało to wiele plusów, m. in. przynajmniej nie zaczepiały mnie dziewczynki lub ich ‘stróże’, oferując wiadome usługi. Mój kolega pojechał sam na Kubę i miał wiele problemów z ‘jineteros’, starającym sprzedać mu wiele ‘towarów i usług’, wreszcie dołaczył się do grupy turystów i nie już nie byli tak agresywnie napastowani.

Niemniej jednak wielokrotnie zaczepiano nas, niby w celu rozmowy—zaczynało się od “skąd jesteś?—o, z Toronto, mam tam kolegę/kuzyna, może mógłbyś podać jemu list?—to może wejdziemy do tej kafejki, na mojito—a przy okazji tu są moi dwaj koledzy, też się chętnie napiją”... Albo “jak się nazywasz? ja jestem Jose, dzisiaj są moje urodziny, niedaleko jest sklep, gdzie można kupić rum, cukierki... zapraszamy was na urodziny, oczywiście, mam dużą rodzine, będą też ‘amigos’...” Przed Pałacem Prezydenckim w Hawanie (obecnie Muzeum Rewolucji) gdy robiłem zdjęcie, doskoczyła nagle do mojej znajomej starsza Kubanka z ogromnym cygarem w ustach, objęła ją, jakby się znały lata (http://www.flickr.com/photos/jack_1962/3841918689/in/s... ), a potem dość agresywnie zażądała pieniędzy. Podobne sytuacje zdarzały się tez później, ale przed wyjazdem na Kubę spędziłem kilka godzin czytając różne spostrzeżenia i rady turystów, dlatego tego rodzaju zagrania były mi świetnie znane i nie byłem nimi zaskoczony. Często oferowano nam cygara, jak też mieszkania (casa particulare) oraz ‘zapraszano’ do prywatnych (legalnych i pół-legalnych) restauracji. Uprzejmie, lecz stanowczo odmawialiśmy i w absolutniej większości przypadków na tym to się kończyło. Nawet nikła znajomość hiszpańskiego okazywała się niezmiernie pomocna—np. wyrażeń “Acabamos de comer en el hotel” (‘właśnie jedliśmy w hotelu’) lub “No necesitamos” (‘nie potrzebujemy’) nauczyliśmy się na pamięć i skutecznie je używaliśmy.

Biorąc pod uwagę, że osoby mające dostęp do turystów i ‘twardej waluty (CUC) zarabiają kilkadziesią razy więcej niż Kubańczycy żyjący jedynie z oficjalnych pensji rządowych, istnieje przemożna chęć wyciągnięcia od turystów jak najwięcej pieniędzy. W Santiago po wyjściu z lotniska podszedł do nas ciemnoskóry facet, uśmiechnął się do ucha do ucha, podał nam rękę, jakbyśmy byli dobrymi przyjaciółmi i zanim cokolwiek mogliśmy powiedzieć, chwycił nasze walizki i wniósł je do autobusu, a następnie podał nam kartkę papieru, na której było napisane po angielsku, „Poproszę o napiwek” (o podróży do Santiago de Cuba napisałem więcej na blogu, http://ontario-nature-polish.blogspot.com/2010_12_01_a... ).

Łapówek jako takich nikt od nas nigdy nie żądał (inna sprawa, że nie znaleźliśmy się nigdy w sytuacji, która stworzyłaby taką okazję). Normalne było, że trzeba (i warto) dać napiwek wszystkim pracownikom hotelu/resortu, którzy cokolwiek dla nas świadczą (głównie kelnerzy, barmani i pokojówki); np. 5 CUC, dane w recepcji po przyjeździe do hotelu zapewniło nam świetny pokój. Ale zdarzały się przypadki, że np. kelner (który przedtem sporo z nami często rozmawiał) wręczył nam małą torebkę, rzekomo zrobioną przez jego siostrę—że to niby prezent—ale oczekiwał w zamian kilka CUC—albo strażnik na siłę prosił, abym mu dał swoją koszulkę (którą miałem na sobie!). Niektórzy pracownicy sektora turystycznego stali się chyba zepsuci przez te napiwki i często po otrzymaniu 1 lub 2 CUC nadal są niezadowoleni, oczekując o wiele więcej—a praktycznie poziom świadczonych przez nich usług jest kiepski (hm... ale to się zdarza na całym świecie—dużo ludzi uważa, że napiwek po prostu należy się). Dlatego często niechętnie nawiązywaliśmy jakieś bliższe kontakty z pracownikami resortu, bo automatycznie oczekiwali od nas prezentów lub pieniędzy (ale też nie było to regułą).

Kilka razy używaliśmy prywatnych samochodów, aby dojechać z Trynidad lub La Boca do hotelu i ceny były normalne (tzn. takie, jakie liczyłby sobie taksówkarz). Co ciekawe, gdy zapytaliśmy się policjanta, gdzie możemy znaleźć taksówkę, ten wskazał nam na... prywatny samochód (co jest nielegalne)—pewnie każdy coś z tego ma. Były to niezapomniane podróże—w środku samochody były kompletnie zdezelowane i ciemne, podczas jazdy wszystko skrzypiało i mieliśmy wrażenie, że się rozpadną. W Trynidad wieczorem wynajęliśmy rikszę i poprosiliśmy, aby nas zawieziono do słynnej dyskoteki w grocie (Ayala Cave). Ciemnoskóry rikszarz z trudem radził sobie z pedałowaniem na górzystych uliczkach Trynidad, dwa razy musieliśmy z rikszy wychodzić, ale spocony i zmęczony, dowiózł nas do celu, potem na piechotę w ciemnościach zaprowadził nas do groty i po jej obejrzeniu poszliśmy z nim do restauracji. Okazał się on bardzo porządnym człowiekiem, ani razu nie domagał się extra zapłaty i z przyjemnością daliśmy mu dobry napiwek.

Miałem też okazję poznać wiele Kubańczyków, którzy po prostu chcieli porozmawiać i nie spodziewali się od nas niczego otrzymać. W Manaca Iznaga zaproszono mnie do domu na piwo (takie robione dla Kubańczyków, NIE to w puszkach), w Trinidadzie długo rozmawialiśmy z ponad 80-cio letnim facetem, którego ojciec miał obywatelstwo amerykańskie, w Baconao w wiejskiej zagrodzie specjalnie dla nas ścięto kokosy, w innej małej miejscowości starsza kobieta chodziła non-stop za nami, oferując do sprzedania naszyjnik; gdy wreszcie daliśmy jej 1 CUC, wręczyła nam... wszystkie naszyjniki, a było ich ze 20! Po prostu w niektórych małych miejscowościach, rzadko nawiedzanych przez turystów, ludzie nie są tak łakomi na pieniądze. Ale też nieraz nie mają pojęcia o cenach—np. w Trinidad chciałem kupić plakat z okazji 50 rocznicy rewolucji; facet zażądał niebotycznej kwoty 45 CUC. W Trinidad weszliśmy do skromnej szkoły i jakiś czas rozmawialiśmy z b. przyjemnym dyrektorem/nauczycielem; był bardzo wdzięczny, gdy daliśmy mu sporo rzeczy szkolnych. Jeden z turystów z naszego hotelu w Hawanie spotkał starszego Kubańczyka, który świetnie mówił po angielsku; umówili się na następny dzień i cały dzień chodzili po Hawanie, Kubańczyk pokazał mu wiele unikalnych rzeczy (m. in. uczestniczyli w obrzędach Santeria) i facet był absolutnie zachwycony tą wycieczką i bez problemu dał mu 30 CUC. W każdym razie można spotkać normalnych, przyjemnych Kubańczyków—ale pewnie nie jest to proste np. w Varadero lub ośrodkach turystycznych.

Miałem też okazję zajrzeć do mieszkań Kubańczyków. Ogólnie niezmiernie biedne—ba, w Hawanie weszliśmy do zrujnowanego konwentu (http://www.flickr.com/photos/jack_1962/3843370728/in/s... ); gdy się spytałem, czy ktoś tu w ogóle mieszka, pokazano mi 8 ‘mieszkań’—wyglądało to makabrycznie! Inne odwiedzone przeze mnie mieszkania były też biedne—jedynie właściciele casas particulares ogólnie nieźle mieszkali, mieli nowoczesną pralkę, telewizory, wszędzie było czysto i zadbane—ot, nawet taka mała doza kapitalizmu robi cuda. Ale pomimo tej biedy czuję się, iż ci ludzie mają poczucie wspólnoty, nawzajem sobie pomagają, są często współzależni od siebie i na swój sposób są szczęśliwi—jest to coś, co często nie istnieje w tutejszych aglomeracjach.

Rzeczywiście, ogromna ilość ludzi na Kubie po prostu siedzi, stoi, chodzi, rozmawia... a przecież chyba powinni pracować. Albo może i pracuje... ale jest zatrudnionych za dużo ludzi i większość nie ma co robić (no i bezrobocie nie istnieje!). Tak naprawdę, to się nie bardzo mogłem dowiedzieć, co właściwie oni robią zawodowo. Widziałem jedynie kilka kolejek i wielokrotnie wchodziłem do pustych sklepów dla Kubańczyków. Powód jest prosty: sklepy oferują jedynie bardzo podstawowe artykuły (np. mąkę, fasolę, oleje), które są na kartki i ogólnie dostępne; kolejkę spotkałem jedynie gdy przywieziono pieczywo. Innymi słowy, wybór w sklepach jest tak mały, że nie ma co kupować (ba, kupno dziennika “Granma” było problemem, a innych gazet lub magazynów nigdy nie spotkałem). Nie widziałem praktycznie sklepów (dla Kubańczyków) np. z obuwiem, ubraniami, elektroniką—jeżeli takie produkty były na sprzedaż, to jedynie w walucie CUC—o wiele droższe, niż np. w Kanadzie i o kiepskiej jakości. Pracownica hotelu powiedziała nam wprost, że ich kubańskie peso jest właściwie bezwartościowe, można nim jedynie płacić za mieszkania, prąd, jedzenie z oficjalnych sklepów (na kartki), przejazdy autobusami—i to właściwie wszystko. Dlatego ci, co nie mają dostępu do ‘twardej waluty’, czy to od turystów, czy też od rodzin w USA, żyją niezmiernie ubogo—a przepaść pomiędzy różnymi warstwami społeczeństwa z tego powodu musi być ogromna. Sądzę, że przez te dziesiątki lat życia w tym systemie duża część ludzi nie bardzo widzi korelację pomiędzy pracą a płacą. Ostanio rząd kubański zwolnił ogromną ilość pracowników rządowych i zachęca ludzi do zakładania własnych biznesów—mam nadzieję, że to przyczyni się do pozytywnych zmian.

Policja na Kubie jest wszędzie i mam wrażenie, że ludzie się jej boją, ale ogólnie mieliśmy sporadyczne kontakty z policjantami. Na Kubie rzeczywiście czułem się bezpiecznie—jest to po prostu państwo policyjne—dlatego chodziłem w nocy po Hawanie, Trinidad i Santiago obwieszony aparatami fotograficznymi, czego trochę obawiałbym się nawet w Toronto. Bedąc w Hawanie, codziennie zaczepiał nas facet, oferując cygara (‘no fumamos’)—pewnego dnia widzieliśmy, jak był w kajdankach i go aresztowano. Czytałem i słyszałem różne opowieści na temat policji i absolutnie w nie wierzę. A to, że nic ‘drastycznego’ nie widziałem—przecież przy turystach (zwykle) nie robi się żadnych ‘niepoprawnych’ rzeczy!

Samolotem na Kubie nigdy nie leciałem—ale właśnie w tym czasie, gdy byłem w Santiago de Cuba, rozbił się samolot kubański lecący z Haiti, przez Santiago, do Hawany. Podziwiam Panią za odwagę—ja chyba jednak obawiałbym się wsiąść do takiego sowieckiego ‘kombajnu’...

Pozdrawiam,

Jacek

PS

Panie Macieju, chętnie usłyszałbym więcej o Pańskiej trzytygodniowej podróży!
Maciej Sakowski

Maciej Sakowski Account Manager AFH

Temat: hmm...mniej entuzjastycznie

Mariusz Maszner:
bla bla blaa....
innych miejscach. A ze wole spac w hotelu i to nad brzegiem oceanu, a nie w molochu ktory oferuja turystom z polski... Nie wiesz nie komentoj.

Widzisz, czegos tu nie zrozumiałes. Hotele to nie kuba, i bez znaczenia czy to "molochy dla turystow z polski" czy cos tam nad brzegiem oceanu - w takim hotelu, o dziwo tez spotkalem normalnych polaków, wiesz, i nie chodzili i nie kradli recznikow ani nie upijali sie na umor bo bylo all inclusive.... Wlasnie takiego podljscia nie lubie w ludziach, ktorzy pisza takie bzdury jak ty. Zaloze sie ze po havanie to zaliczyles vieja i moze kawalek centro ale do vedado noca to juz nie wystarczy grzecznie podziekowac....

koniec dyskusji, musisz jechac jeszcze raz :))

Panie Jacku, zbieram sie zbieram, tak jak obiecalem bo duzo mi pomogliscie przed to i ja sie chetnie podziele wrazeniami, uzupelnie blog i podesle linka , tak bedzie najbardziej sumiennie :))
Mariusz Maszner

Mariusz Maszner Internet od
podszewki

Temat: hmm...mniej entuzjastycznie

Oj chyba czytasz co 2 slowo. W hawanie bylem caly dzien i na prawde zszedlem je wzdl i wsze to ze wole spac w hotelu a nie w wynajetym pokoju o nkczym nie swiadczy. Kube zwiedzalem indywidualnie... I pozwolsz, ze zakoncze juz ten temat.> Maciej Sakowski:
Mariusz Maszner:
bla bla blaa....
innych miejscach. A ze wole spac w hotelu i to nad brzegiem oceanu, a nie w molochu ktory oferuja turystom z polski... Nie wiesz nie komentoj.

Widzisz, czegos tu nie zrozumiałes. Hotele to nie kuba, i bez znaczenia czy to "molochy dla turystow z polski" czy cos tam nad brzegiem oceanu - w takim hotelu, o dziwo tez spotkalem normalnych polaków, wiesz, i nie chodzili i nie kradli recznikow ani nie upijali sie na umor bo bylo all inclusive.... Wlasnie takiego podljscia nie lubie w ludziach, ktorzy pisza takie bzdury jak ty. Zaloze sie ze po havanie to zaliczyles vieja i moze kawalek centro ale do vedado noca to juz nie wystarczy grzecznie podziekowac....

koniec dyskusji, musisz jechac jeszcze raz :))

Panie Jacku, zbieram sie zbieram, tak jak obiecalem bo duzo mi pomogliscie przed to i ja sie chetnie podziele wrazeniami, uzupelnie blog i podesle linka , tak bedzie najbardziej sumiennie :))
Piter Roland

Piter Roland Specjalista ds.
likwidacji szkód

Temat: hmm...mniej entuzjastycznie

Zgadzam się, że spanie w hotelach, czy spędzanie czasu na plaży w Varadero to nie jest prawdziwa Kuba. Chodzi o poznanie ludzi. Właśnie w takich casach particulares (tzw. "klasa średnia"), ale również odwiedzając zwykłe domostwa (tzw. "biedota") poznaje się system i jak to wszystko funkcjonuje. Spędziliśmy godziny na rozmowach z właścicielami casas, dowiadując się b. ciekawych rzeczy m.in. o ich negatywnym stosunku do władzy. Łapówki i naciągactwo...no cóż, każdy kraj ma swój urok, trzeba się na to uodpornić - pilnować się i odmawiać. Płacić tylko wtedy kiedy nie ma innego wyjścia. Na przystankach Viazuli nie zapłaciliśmy ani CUC-a, mówiliśmy że nie mamy, i choć patrzyli się na nas krzywo, to jakoś przechodziło. Jedynie nic nie dało się zrobić w sytuacji zarezerwowanej wcześniej casy, jesli właściciel/ka zaproponował zaprzyjaźnione taxi. Nigdy tego nie bierzcie, choćbyście nie wiem jak się zaprzyjaźnili - zawsze jest 2 razy drożej. Komunizm oczywiście straszny i demoralizujący, ale niestety kapitalizm, pod rządami kasty bankowców, finansistów i zależnych polityków też nie jest najlepszym systemem, co widzimy na załączonym obrazku (kryzys, bieda, ujemny przyrost naturalny). Jedyny dobry system to władza należąca faktycznie do narodu - demokracja bezpośrednia z pełną kontrolą polityków i świadomym społeczeństwem. Ale jakże daleko do tego?
Maciej Sakowski

Maciej Sakowski Account Manager AFH

Temat: hmm...mniej entuzjastycznie

Szanowny Mariuszu - Havana wszerz i wzdłuż w jeden dzień - wow, podziwiam !!!!
Jacek K.

Jacek K. Konsultant

Temat: hmm...mniej entuzjastycznie

Nawet się wywiązała ciekawa dyskusja, więc dorzucę jeszcze parę swoich uwag.

Zazwyczaj jeżdże do hoteli/resortów, położonych nad oceanem, bo jest to wygodne, są od razu w cenę włączone wszystkie posiłki i napoje i bardzo często cały taki ‘package’ (tzn. przelot, hotel, posiłki) jest bardzo tani (rok temu nawet $270 na 7 dni, obecnie można już coś znaleźć za ponad $400—sam bilet na Kubę byłby o wiele droższy). Ale staram się traktować hotele jako bazę wypadową: w Hawanie codziennie rano jechaliśmy autobusem do centrum, cały dzień zwiedzaliśmy to niesamowite miasto i wracaliśmy wieczorem, ledwie jeszcze zdążając na kolację; podobnie udawaliśmy się do pobliskiego Trynidad (chociaż nasz ‘bungalow’ znajdował się na plaży) i nieraz w hotelu byliśmy przed północą, a do Santiago wybraliśmy się na 2 dni i nocowaliśmy w casa particular. Absolutnie się zgadzam, że nie ma lepszej metody na poznanie Kuby, jak właśnie zatrzymanie się w casa i do tej pory z przyjemnością wspominam w niej mój pobyt. Dlatego niektórzy ludzie (z Kanady) po prostu wykupują najtańsze ‘packages’ i po wyjściu z samolotu nigdy ich noga w hotelu nie staje, od razu udają się do prywatnych kwater. Spotkałem też kilka osób, które zapisały się na Kubie do szkoły na język hiszpański i mieszkały w casa partucular. Generalnie było tanio i pozwoliło im to na świetne poznanie wielu aspektów kultury i społeczeństwa kubańskiego. Z chęcią wziąłbym udział w czymś takim, ale trudno byłoby wygospodarować cały miesiąc.

Na następny wyjazd na Kubę szukam hotelu/resortu znadjującego się blisko jakiegoś ciekawego miasta—być może będzie to Cienfuegos, ale kusi mnie raz jeszcze wyjazd do Hawany, bo sporo w tym mieście jest do zobaczenia (dla tych, co tam się wybierają i rzeczywiście chcą ją dobrze zwiedzić, gorąco polecam książkę autorstwa Christopher P. Baker „Havana”, http://www.christopherbaker.com ). Będąc tam ostatnio, zrobiłem ponad 2000 zdjęć... fascynujące miasto, chociaż prawdą jest, że wiele jego dzielnic wygląda jak po niedawnej wojnie.

W Varadero nie byłem i nie przypuszczam, abym kiedykolwiek się zawitał, ale dla wielu ludzi to właśnie jest Kuba—oni jadą w innym celu i kompletnie nie interesuje ich jakieś zwiedzanie czy też kontakt z Kubańczykami—najważniejsze, że jest słońce, cudowne plaże, cygara, jedzenie i napoje bez ograniczeń, a wieczorem rozrywka. Ba, mało tego: w Kanadzie osobiście spotkałem ludzi, co w zimę pojechali na Karaiby... ale gdy zapytałem, dokąd, NIE WIEDZIELI W JAKIM KRAJU BYLI!!!

Z Kubańczykami rozmawiałem ile się dało—gdy się dowiadywali, że jestem z Polski, od razu ich nastawienie było inne, w rodzaju, ‘nie muszę ci mówić, znasz ten system’—zresztą kilkakrotnie mówili z pewną zazdrością, ze teraz Polska to już kraj kapitalistyczny... Zresztą wiele ludzi z Kanady czy USA ma małe pojęcie o systemie komunistycznym i w hotelu byłem świadkiem, jak zadawali wręcz idiotyczne pytania kubańskiej przewodniczce. Starałem się nie dyskutować z nimi na ‘drażliwe’ tematy, ale widać było, że traktują to wszystko cynicznie i nie biorą wielu rzeczy na poważnie. Pracownica hotelu opowiadała nam, jak było na Kubie na początku lat dziewiędziesiątych, po rozpadzie ZSRR, podczas ‘periodo especial’ brakowało wszystkiego, tak więc w szkole mieszkali (tzn. byli skoszarowani) po 3-5 tygodni i rzadko mogli pojechać do domu, bo nie było benzyny dla samochodów, jedli b. mało i ciągle byli głodni, brakowało przyborów szkolnych, wszystko się psuło i nie było części zamiennych—gdy to mówiła, dosłownie zaczęły jej lecieć łzy. Inny pracownik hotelu skończył studia z fizyki nuklearnej w Bułgari, bo Kuba miała plany budować elektrownie nuklearne z pomocą ZSRR—nic z tego nie wyszło i dlatego jego zawód stał się bezużyteczny. Gdy poszedłem do sklepiku i zacząłem pytać się o gazetę „Granma”, wywołało to wiele uśmieszków, patrzyli na mnie jak na idiotę—pewnie myśleli, ‘czy ten turysta nie ma papieru toaletowego?”—bo jakoby głównie do tego celu Kubańczycy używają tą jedyną dostępną gazetę.

Każdy chce jakoś zarobić i turyści stają się naturalnym celem, z tym, że niektórzy Kubańczycy przynajmniej świadczą dla nich jakieś usługi. Ale naciągacze, prywatni’ i ‘zawodowi’ (‘jineteros’) są wszędzie. Nie trzeba się tym zrażać i bez pardonu od nich odchodzić i twarto odmawiać—na szczęście istnieją ‘normalni’ Kubańczycy i kontakty z nimi stają się często najbardziej pamiętnymi momentami z podróży. Polecam stronę http://traveladvisor.com , można się dużo z niej dowiedzieć—o hotelach, atrakcjach, restauracjach, autobusach i nawet różnych przekrętach, na jakie musimy być przygotowani.

Pozdrawiam,

Jacek

konto usunięte

Temat: hmm...mniej entuzjastycznie

Witam,

Kilka dni temu wróciliśmy z 21 dniowego pobytu na Kubie. Współczuję Pani Ewie, może akurat tak trafiła. Ze swojej strony nasz wyjazd wspominam wspaniale, najbardziej uczynność Kubańczyków.
Pewnego dnia wybraliśmy się skuterem do sąsiedniego miasteczka, Po 80km skuter umarł, szczęście, że ok. 300m od tego miejsca był punkt kontroli Policyjnej. Udaliśmy się tam, wyszło do nas 5 policjantów, nie umieli ani słowa po angielski, my ani jednego po hiszpańsku, nie mieliśmy SOS numeru do wypożyczalni. Policjanci głowili się jak mogli, za wszelką cenę chcieli nam pomóc, po nr rejestracyjnych dotarli do wypożyczalni, zadzwonili o powiedzieli, aby po nas przyjechali. Po 2 godz. wypożyczalnia zadzwoniła, że będzie...jutro i abyśmy sobie wrócili. Policjanci słysząc to zaprosili nas na obiad, następnie zatrzymali jakiś autobus i powiedzieli, aby nas zawieźli do Varadero. Nic od nas nie chcieli, byli przesympatyczni. Dodatkowo podczas oczekiwania na wypożyczalnię, do punktu kontroli przyjechał "autobus" (ledwo jechał) prawdziwych Kubańczyków, ubranych lepiej niż my.
Były to najlepsze chwile na Kubie, gdzie doświadczyliśmy prawdziwej uczynności od.....Policjantów.
PS. Z Varadero na własną rekę polecam zwiedzić Havanę, autobusy ViaZull kosztują 10CUC w jedną stronę i jadą tam 2.5godz. Ostatni z Havany odjeżdża o godz. 19.
PS2. Wylatując z Kuby do Polski, na lotnisku spotkaliśmy Ido, Polaka-Kubańczyka, który 26 lat nie był na Kubie, uciekł z niej 26 lat temu, gdyż zakochał się z Polce. Od niego dowiedzieliśmy się jak naprawdę żyją Kubańczycy. Jego matka dostaje w przeliczeniu 51zł emerytury na miesiąc...Ochroniarze w hotelu mają 10CUC na miesiąc. Dla nich każdy CUC jest jak walka o chleb, dlatego jest tam jak opisaliście powyżej.

Temat: hmm...mniej entuzjastycznie

Wróciłam ze swojej podróży tydzień temu i na Kubie byłam po raz drugi.Śmiało mogę stwierdzić, że Kuba zmienia się z roku na rok.
Podróżowałam z przyjaciółmi na włąsną rękę i prawdą jest, że naciągaczy jest mnóstwo. Oczywiście ja też podczas pierwszego pobytu musiałam zapłacić frycowe, ale cóż tam tak jest wszędzie.
I prawdą jest, że typowo turystyczny kurort to nie jest Kuba. W zeszłym roku podczas swojej podróży postanowiliśmy 4 dni odpocząć na Cayo Largo. Hotel jak jeden z wielu, podczas posiłku kelnerzy domagający się napiwków za postawienie kieliszka do wody na stole, kucharze przy których leżą pieniążki aby dać sygnał - oczekuję na napiwki..
Oboje z mężem śmialiśmy się, bo co pozostało. Już drugiego dnia wiedzieliśmy gdzie stoją te kieliszki a na cmokanie kucharzy nie zwracaliśmy uwagi. Przemili byli za to barmani, nie byli nachalni sugerując nam że czegoś oczekują.
W kubańskich kurortach można spotkać wielu Kanadyjczyków, nam udało się spotkać Polaka, który od wielu lat mieszka w Toronto. Pogadaliśmy chwilę i rozbawiło mnie jak powiedział, że Kuba to cudowny kraj, a widział jedynie 5 lub 6 gwiazdkowe kurorty. Byli na Kubie już chyba 4 czy 5 raz i nigdy nie widzieli Hawany chociażby a gdzie np Vinales...
Cóż to ich strata..
Ja polecam wybrać się na własną rękę, bo wspomnienia są niezapomniane. Np lądowanie na Baracoa na pasie tak krótkim ( btw godzinę później identyczny samolot rozbił się lecąc z Santiago de Cuba do Hawany), że przerażenie bierze. Huragan Thomas i całodzienny zakaz opuszczania hotelu wraz z instrukcją jak się zachować podczas huraganu.
Również tak jak inicjatorka tego wątku leciałam z Cayo Largo takim samolotem, płacze i krzyki było słychać w całym samolocie, ale takie tam są standardy latania.
Widziałam dużo i udało mi się też troszkę odpocząć na wyspie z przepiękną plażą.

Drugi krótszy kontakt z Kubą był równie udany. Pinar del Rio i Vinales bomba! Poprzednim razem zabrakło nam czasu, ale nadarzyła się okazja.
Wiedzieliśmy już jak stanowczo odmawiać i gdzie iść się zabawić czy coś zjeść.
Polecam Kubę póki jest jeszcze Castrowa, potem może już tak nie być.
Te cukierki sprzedawane pojedyńczo, 5 osób w biurze sprzedaży Viazul i kompletna ignoracja, że klient wszedł - niepowtarzalne.

W tym roku pokusiliśmy się również o Meksyk - CUBANA ma zawsze opóźnienia.....:) ale co tam..POLECAM
Anna C.

Anna C.
http://cuba.miamor.p
l

Temat: hmm...mniej entuzjastycznie

Joanna Garbala - Krysiak:
Polecam Kubę póki jest jeszcze Castrowa, potem może już tak nie być.
Te cukierki sprzedawane pojedyńczo, 5 osób w biurze sprzedaży Viazul i kompletna ignoracja, że klient wszedł - niepowtarzalne.
Oczywiście, że po Castro już tak nie będzie, bo to ten system stworzył te absurdalne sytuacje i wypaczył mentalność. Szkoda tylko, że niewiele osób to widzi, nawet Polacy, którzy doświadczyli w swoim życiu tego systemu tak szybko o tym zapomnieli i traktują takie obrazki z rozbawieniem, a nie zrozumieniem.

I jakoś w europejskich restauracjach nikt nie protestuje, że do rachunku doliczone jest standardowo 10%, a na Kubie święte oburzenie turysty wywołuje kelner wyciągający rękę po napiwek.
Rafał Żurmanowicz

Rafał Żurmanowicz Właściciel,
NaszaNowaZelandia.pl

Temat: hmm...mniej entuzjastycznie

Byłem na Kubie kilka tyg. Po doświadczeniach z wcześniejszych podróży mogę stwierdzić jedno. Podróż na własną rękę do krajów "reżimowych" lepiej odbyć mając bogatsze doświadczenie podróżnicze. Inaczej można się zrazić bo system potrafi zabić nawet najpiękniejsze wrażenia. Jeśli nie potrafi się podejść do tematu z odpowiednim dystansem, nie ma się wiedzy dot. odwiedzanego miejsca i nie ma się na tyle wyobraźni aby nie narazić się na problemy to lepiej potrenować w lżejszych klimatach.

Kuba była, jest i mam nadzieję że będzie genialna, bez znaczenia na system. Nikt mnie nie okradł, nikt mnie nie oszukał chociaż próbował i to nie raz. Zdarzyło mi się zgłosić na policję oszustwo, sprawą zajęto się błyskawicznie i nikomu nie musiałem przez to/za to dawać w łapę. Co do samolotu to nie jest problemem dowiedzieć się czym będzie się leciało a przyznam, że leciałem naszym rządowym tupolewem i było gorzej niż w starej awionetce podczas wypadu do Canaimy w Wenezueli :] Czytaj - Polska XXI w, demokracja, wolny rynek.

Ludzie są biedni, na pewno, ale są też szczęśliwi, potrafią się bawić, szukać w życiu dobrych stron bo nie zawsze w przeciwieństwie do wielu turystów myślą o systemie w jakim żyją, po prostu żyją najlepiej jak potrafią, tak jam my za komuny. Po kilku dniach w Trynidadzie przestano traktować mnie jak chwilowego turystę co świadczy o łatwości asymilacji. Wiedzą kogo skubać bo taki jest biznes turystyczny, bez znaczenia czy ma łagodniejszą czy brutalniejszą twarz. W końcu dlaczego tylko system ma się bogacić na turystyce? Oszukany to się czułem w Tajlandii ale winą nie obarczam ludzi czy systemu lecz moją ignorancję, po prostu źle się przygotowałem.

Teraz czekam aż mój brzdąc podrośnie i jedziemy na bank jeszcze nie raz. Na pewno na Św. Jana na karnawał (tydzień balangi w pięknym stylu) w Trinidadzie :)

Pozdrawiam kubańskie towarzystwo :]


Obrazek
Renata L.

Renata L. księgowa

Temat: hmm...mniej entuzjastycznie

może ktoś mógłby polecić jaką ofertę z biura podróży na kube w marcu 2012?
Ewa A.

Ewa A. art director, V&P

Temat: hmm...mniej entuzjastycznie

chyba temat ci sie pomylil

Renata L.:
może ktoś mógłby polecić jaką ofertę z biura podróży na kube w marcu 2012?



Wyślij zaproszenie do