Temat: Chinese Grand Prix 2010 - 18.04.2010
F1: kierowca McLarena ponad prawem
Trudno oprzeć się wrażeniu, że w tym sezonie Lewis Hamilton, tak jak w 2007 roku, cieszy się szczególnymi względami. Niezależnie od tego co zbroi, nie dostaje od sędziów kar, a jedynie reprymendy. Tak było dwa tygodnie temu w Malezji i wczoraj w Chinach.
W Szanghaju Hamilton wyprawiał na torze niestworzone rzeczy - m.in. wyprzedził rywala przy wjeździe na pas serwisowy. Dwoma kołami jechał poza białą linią wyznaczającą krawędź trasy, więc nie miał prawa tak wyprzedzać, tłumacząc się, że był na torze. Zaraz potem wypuszczono go ze stanowiska serwisowego wprost na jadącego już Sebastiana Vettela, który w tej sytuacji miał pierwszeństwo. Co zrobili sędziowie? Dali reprymendę za niebezpieczną jazdę... obu zawodnikom!
Jeszcze przed GP Chin, w piątek, podczas zwyczajowego spotkania kierowców z dyrektorem wyścigów Charlie'm Whitingiem kierowcy mieli dużo zarzutów do Hamiltona. Brytyjczyk jeździł zygzakami po głównej prostej toru Sepang, broniąc się w nielegalny sposób przed Witalijem Pietrowem. Dozwolony jest tylko jeden ruch blokujący i większość obserwatorów jest przekonana, że zasłużył karę. - Musimy wyjaśnić tę sprawę, bo nie wiadomo już co jest dozwolone, a co nie - mówił Jarno Trulli, a jego stanowisko popierała większość kolegów.
Podczas spotkania z Whitingiem, który od lat robi co może, aby nie zaszkodzić Lewisowi, kierowca McLarena oraz pozostali zawodnicy dowiedzieli się, że następnym razem za takie zachowanie będzie kara. - Jeśli więc ja czy ktoś inny tak zrobi, będzie to ten drugi raz i z pewnością nam się dostanie. To dziwne - skomentował Pietrow.
Najgorsze jest to, że reakcje przedstawiciela FIA, zespołu McLaren i samego Hamiltona wskazują, że w zachowaniu kierowcy nic się nie zmieni. Szef ekipy Martin Whitmarsh tłumaczył, że Lewis wcale nie blokował Pietrowa, tylko próbował mu odebrać swój cień aerodynamiczny, co jest wymówką uwłaczającą inteligencji. Sam kierowca ponownie robił minę niewiniątka, udając, że nie wie o co chodzi i sugerując, że rywale się go czepiają. Wniosek? Hamilton znów jest ponad prawem. Bo przecież jego tłumaczenia z przeszłości, że jest nielubiany przez innych zawodników, bo jest za szybki, należy traktować raczej jako żart.
Źródło: Przegląd Sportowy