konto usunięte

Temat: Lokalny rynek pracy - zachodzące słońce Zielonej Góry?

Będzie elaborat, ale mam nadzieję, że przyjemny w lekturze ;).

Od około trzech miesięcy prowadzę mały eksperyment.

Otóż, starając się traktować Zieloną Górę jak miasto z kategorii "tych większych", podchodzę do lokalnego rynku pracy zupełnie tak, jak podszedłbym do niego np. we Wrocławiu. Cel mam prosty, szukam nie tyle co pracy, co raczej zajęcia, które pozwoliłoby mi witać poniedziałek z większą dozą radości, niż dotychczas.

Zaznaczam, że do niczego mi się nie śpieszy, mam w miarę stałe źródła utrzymania, mogę sobie więc pozwolić na patrzenie na pewne zjawiska z perspektywy osoby trzeciej.

Założenia mam proste:

-Inicjalnie, nie oczekuję kokosów. Wziąwszy pod uwagę lokalne realia, odjąłem od cywilizowanych stawek (tj. wrocławskich, poznańskich itd.) w interesujących mnie branżach odrobinę grosza. 2000/2200zł netto na UoP przyjąłem za stawkę satysfakcjonującą. Jeśli pracodawca oferuje mniej, a praca jest ciekawa, jestem się w stanie zgodzić dla samej frajdy pracy w pracy.

-Szanuję pracodawcę, ale szanuję również siebie. Nie wysyłam CV gdzie popadnie, nie przyjmuję też pod rozwagę byle czego. Znam swoje miejsce w szeregu, ale nie dam się traktować jak murzyna (tak, z małej litery).

-Mam ściśle sprecyzowany, dość "wielkomiejski" zestaw umiejętności. Coś typu: biegle poruszam się po strukturach IT, a robię to rzucając aforyzmem Mrożka... po angielsku.

-Jestem młody, konsekwentny i profesjonalny.

-Szukam pracy w Zielonej Górze. Choć mogę wyemigrować w każdej chwili, nie godzę się na to i wybieram budowanie lokalnego rynku, nie zaś wspieranie tych zdalnych.

Teraz pora na wnioski:
-HRowcy z zielonogórskich firm, jeśli już dają ogłoszenie o pracę, to robią to z iście cesarskim drygiem. Większość kierowanych do mnie propozycji współpracy, nacechowana była tak negatywną pewnością siebie, że aż odechciewało mi się to czytać.

Przykład z przedwczoraj. Pani pisze do mnie, abym poprowadził kurs językowy. Mówi, że muszę (sic!) odpisać jej jak najszybciej wraz z załączonym CV, ponieważ ich klient sieciowy ma priorytet, a Ona musi dojechać do ZG z innego miasta, bo kurs musi niebawem startować. NIGDZIE w szeregu maili nie padło w ogóle słowo, czy ja jestem ich ofertą zainteresowany. Pytam o stawkę, Pani mówi, że tyle i tyle. Z kurtuazji przemilczę. Grzecznie i kulturalnie piszę, że Pani się chyba pomyliła, bo nawet gdyby to było netto, to i tak trzeba by było doliczyć z 50%, żeby w ogóle zacząć negocjować. Otrzymuję odpowiedź, że dziękują za odpowiedź. Praca oczywiście na UoD, bo o UoP to nikt tu nie słyszał.

-Zielonogórski rynek cierpi na brak klasy średniej i promuje kłamstwa.

Co mi po tym, że legitymuję się umiejętnością stosowania przebiegłości w praktyce, skoro przebiegłym być po prostu nie lubię. Bynajmniej nie w stosunku do osoby, dla której mam zamiar pracować. O czym mowa? Otóż tutaj albo masz 29 lat i tyleż samo doświadczenia, albo idziesz pracować do Focus Parku. Brak rzeczonej klasy średniej.

Mam dwa dyplomy, umiem o wiele więcej niż przeciętny zjadacz chleba (i wcale nie wynika to li tylko z otrzymanej edukacji, po prostu jestem dobry), ale nikogo to nie interesuje.

Napisałem kim jestem, pora więc napisać kim NIE jestem. Otóż, nie mam 20 lat praktyki w zawodzie, nie znam się na wszystkim, a nawet jeśli jestem się w stanie na wszystkim poznać, to nie będę tego robił za najniższą krajową. Nie urodziłem się z doświadczeniem, którego nie daje mi się zdobyć, a którego w focus parku nie zdobędę. Zostaje mi więc kłamać, czego robić nie chcę.

Dla ludzi takich jak ja (bądź my, bo jest "mnie" więcej, tego jestem pewien) stworzono coś, co nazywa się "middle management". Na wbijanie gwoździ jesteśmy nieco zbyt wykwalifikowani, na prezesurę - zbyt młodzi. Segment na lokalnym rynku niestety nieistniejący. Co z tego, że rozbujam w rok czasu każdy interes, który się rozbujać da, skoro nikt mi ku temu nie chce dać odpowiednich narzędzi.

-Lokalny rynek to jednak rynek pracodawcy, a nie pracownika. Nawet, jeśli usilnie staramy się, aby tak nie było. Brak perspektywicznej orientacji pracodawcy, masa studentów z dumpingu, którzy tak po prawdzie nigdy na studia byli nie powinni trafić oraz symfonia użycia mechanizmów, których nie rozumieją sami ich używający - to mniej więcej obrazek, który kreśli mi się przed oczyma.

WCIĄŻ o wiele większą siłę przebicia ma "wujek" czy "ojciec", którzy kogoś znają, niż faktyczne kompetencje osób, ubiegających się o pracę. A później siedzi sobie taki delikwent i mości się, zamiast dać szansę komuś, kto tak pokierowałby rozwojem przedsiębiorstwa, że po czasie znalazło by się miejsce dla niego i trójki innych.

Ja szczerze i serdecznie nie chcę stąd wyjeżdżać. Chcę się złapać, tylko nic mnie nie chce trzymać.

Tylko ja tak mam?Robert Malinowski edytował(a) ten post dnia 24.02.10 o godzinie 01:41

konto usunięte

Temat: Lokalny rynek pracy - zachodzące słońce Zielonej Góry?

Robert Malinowski:
Tylko ja tak mam?

Nie. Mam podobne odczucia lecz zaczynam szukać pracy poza miastem.Peter K. edytował(a) ten post dnia 24.02.10 o godzinie 08:32

konto usunięte

Temat: Lokalny rynek pracy - zachodzące słońce Zielonej Góry?

Robert Malinowski:
Będzie elaborat, ale mam nadzieję, że przyjemny w lekturze ;).

Osobiście przeżyłem, więc nie jest źle :)
Tylko ja tak mam?

Niestety nie. Odczucia są podobne. Mój eksperyment polegający na otrzymaniu pracy dla osoby o moich kwalifikacjach w Zielonej Górze i okolicach trwał też 3 miesiące, potem się poddałem i wybrałem czasową emigrację do miasta, które jest podobnej wielkości. Biorę oczywiście poprawkę na to, że mój zawód nie jest popularny w czasach kryzysu, bo każdy tnie koszty, jak tylko może. Uparłem się, że tu wrócę :)

Wygląda niestety na to, że tzw. "lubuski HR", o ile coś podobnego istnieje opiera się w dużej mierze na typowej administracji personalnej (najczęściej księgowości z funkcją kadrowo-płacową), a o kwestiach związanych z rozwojem pracowników, profesjonalną rekrutacją, itp. sprawami mało kto słyszał, albo słyszał, tylko uważa, że to jest niepotrzebne. Rekrutacja polega na zbieraniu "podań o pracę", selekcja ogranicza się do wyboru pracowników spełniających kryteria formalne. Nie jest to tylko moja obserwacja, ale także wnioski wynikające z rozmów z tymi managerami, którzy owe rozwiązania z tzw. miękkiego HR stosują lub wdrażają. Takich firm jest zaledwie kilka, może kilknaście jeśli mówimy o miejscowych, więcej jeśli policzymy zagraniczne koncerny, ale rozwiązania ZZL to u nich raczej narzut z góry, niż własna inicjatywa. W obecnej pracy organizuję bezpłatne szkolenia z zakresu HR dla firm, w regionie trochę podobnym do lubuskiego i przedsiębiorcy wcale się na nie nie pchają. Większa część moich potencjalnych klientów uważa zwykle, że to nie jest do niczego potrzebne. Parafrazując skrót HR - uważają raczej, że pracownik to resource a nie human.

Co do traktowania rynku zielonogórskiego przez firmy przychodzące "z zewnątrz": uważają nas za zaścianek, wobec czego stawki jadą w dół. Niestety zawsze znajdą się tacy, którzy podejmą się pracy za tą kwotę, którą my gardzimy. Tym bardziej, że słyszy się, iż bezrobocie osiągnęło w skali kraju 12,5% i co najmniej do jesieni lepiej nie będzie.

Ci, o których piszesz, czyli klasa "middle management" albo grupa ludzi dopiero specjalizujących się w danym kierunku, jest oceniana jako zagrożenie, zamiast jako tworzywo, które z racji posiadanego bagażu doświadczeń można ukształtować zgodnie z kierunkiem rozwoju firmy i pod jej politykę i preferencje. Nikt tego chyba jakoś nie widzi. Z kolei to negatywne nacechowanie w kontakcie z kandydatem kiedyś może odbić się czkawką. Marketing personalny potrafi wyrządzić tyle złego ile dobrego. Przy obecnych wskaźnikach zatrudnienia mówiących o rynku pracodawcy można stawiać warunki, nie mniej jednak za jakiś czas znów wrócimy do rynku pracownika i te same firmy będą piszczeć w poszukiwaniu rąk do pracy. Ciężko wnioskować, czy faktyczne jest tak jak napisałeś, że w firmach panują "układy", przez które trudno się przebić. Wolę wierzyć, że tak nie jest. Nie będę się wkurzał i się demotywował. Pozostaje podśpiewywać sobie pod nosem pieśń jednej z naszych dance'owych artystek ludowych: "Kiedyś Cię znajdę...". Ma zastosowanie także do zatrudnienia ;)
Damian Hajduk

Damian Hajduk TSL, SCM, PM, MICE :
projekty,
organizacja,
koordynacja, ...

Temat: Lokalny rynek pracy - zachodzące słońce Zielonej Góry?

Robert Malinowski:
Będzie elaborat, ale mam nadzieję, że przyjemny w lekturze ;).

Dawno nie czytałem ciekawszej wypowiedzi na GL.

Już myślałem, że forum Zielona Góra, to wymiana informacji o tym które KFC jest lepsze o którego baru sushi.

Aż tu w końcu w kilku akapitach jakże prosta synteza jakże nieprostego zjawiska.

Szacunek!

konto usunięte

Temat: Lokalny rynek pracy - zachodzące słońce Zielonej Góry?

Damian Hajduk:
Robert Malinowski:
Będzie elaborat, ale mam nadzieję, że przyjemny w lekturze ;).

Dawno nie czytałem ciekawszej wypowiedzi na GL.

Już myślałem, że forum Zielona Góra, to wymiana informacji o tym które KFC jest lepsze o którego baru sushi.

Aż tu w końcu w kilku akapitach jakże prosta synteza jakże nieprostego zjawiska.

Szacunek!

Dzięki, miło czytać :).

Musiałem gdzieś tę żółć ulać, bo kisi się to we mnie i kisi.

Teraz tylko czekać, aż pracodawcy zrozumieją, ile możemy im dać. Obyśmy nie posiwieli od tego czekania...
Damian Hajduk

Damian Hajduk TSL, SCM, PM, MICE :
projekty,
organizacja,
koordynacja, ...

Temat: Lokalny rynek pracy - zachodzące słońce Zielonej Góry?

Nie pokladalbym zbyt wielkiej wiary w tzw.pracodawców
samych z siebie, przy najmniej nie tej dominującej kategorii widocznej z Twojego opisu stanu rzeczy. Ale zawsze można się łudzić, że nie osiwiejemy zbyt prędko )

Co ciekawe z punktu widzenia czlowieka szukajacego czasami ludzi do pracy, wcale sytuacja nie wygląda duzo bardziej różowo.

Dochodzę do wniosku - z tej fragmentarycznej z koniecznosci analizy faktów i opinii, że mamy jakiś problem strukturalny z rynkiem pracy.

konto usunięte

Temat: Lokalny rynek pracy - zachodzące słońce Zielonej Góry?

Co ciekawe z punktu widzenia czlowieka szukajacego czasami ludzi do pracy, wcale sytuacja nie wygląda duzo bardziej różowo.

To też zależy od branży. Ja nie mówię, że każdy może napisać to, co ja napisałem wyżej. Mówię jedynie, że tacy ludzie jak my gdzieś tam przez wspomnianą przez Ciebie strukturę rynku po prostu cierpią.

Kapitału tu brak i tyle...
Damian Hajduk

Damian Hajduk TSL, SCM, PM, MICE :
projekty,
organizacja,
koordynacja, ...

Temat: Lokalny rynek pracy - zachodzące słońce Zielonej Góry?

Mam jednak wrażenie że brak jest kapitału ludzkiego co najmniej równie często jak finansowego.

---
editedDamian Hajduk edytował(a) ten post dnia 25.02.10 o godzinie 00:15

Temat: Lokalny rynek pracy - zachodzące słońce Zielonej Góry?

Wydaje mi się Panowie, że błędem jest porównywanie tego uroczego miasteczka do miast większych i to mnie smuci. Niestety HR w Zielonej Górze nie istnieje, a rynek pracy jest dość zamknięty. Tak, jak mówicie, albo ma się za małe kwalifikacje do bycia dyrektorem, albo za duże by być zwykłym pracownikiem, a do Focusa trzeba schować dyplom magistra i iść ze średnim wykształceniem chyba.

Choć w mojej branży jest zgoła inaczej. Ale jest specyficzna i niewielka. W dodatku nie ma na miejscu kierunku umożliwiającego pracę w niej i to chyba działa na mój plus. Mamy tu swoisty podział na etapy w zawodzie i sukcesywnie je realizujemy. Niestety dochodzi do absurdu, że wkrótce będę absolwentką 3 kierunku i nic tylko się uczę-pytanie ile można? (retoryczne-nie odpowiadajcie please:P)

Ale mam coś co może Wam doda otuchy. Kiedyś postanowiłam tu wrócić, znaczy z miasta, w którym studiowałam do Zielonej. Udało się, mimo wiedzy o niewielkim zapotrzebowaniu. Zatem działajcie.

Ps.1. Coś by trzeba było zdziałać, żeby pracodawcy otworzyli oczy - macie jakiś pomysł?

Ps.2. Mam wrażenie, że pracodawcy nie zaglądają na tego typu portale. Mylę się?
Ireneusz B.

Ireneusz B. Lubuski Zarząd
Melioracji i
Urządzeń Wodnych

Temat: Lokalny rynek pracy - zachodzące słońce Zielonej Góry?

Witam
Przeczytałem z zainteresowaniem wypowiedź Pana Roberta Malinowskiego i muszę stwierdzić, że "przyłożył" się do tematu dokładnie.
Jednak problem polega na tym, że nie dość dokładnie zdiagnozował Pan na jakim rynku pracy porusza się. Pańskie oczekiwania, kwalifikacje i pewność siebie będą docenione może w trzech, pięciu miejscach pracy, które zaoferowałyby odpowiednią gratyfikacje za tak kompetentnego pracownika. Czy w takich miejscach pracy są wakaty lub częste roszady na stanowiskach pracy? Oczywiście, że nie (bez względu na jakiekolwiek układy).
Kompetencje HR są na miarę potencjału tego rynku więc zawsze będą ambitnym poszukiwaczom pracy wydawały się zbyt niskie. Zresztą oferta pracy tego rynku nie wymaga hiper kompetencji HR.

Jaka jest odpowiedź takich jak Pan osób, które nie były w stanie znaleźć się na tym rynku pracy lub nie mogły otrzymać godnego wynagrodzenia za swoją pracę i kompetencje na tę sytuację ? Do tego nie zamierzały lub nie mogły opuścić tego miasta ?
Proszę zobaczyć ile podmiotów gospodarczych jest zarejestrowanych na terenie miasta i w jaki sposób funkcjonują najlepsi.
Oczywiście nie wszyscy mają zdolności działania na swoim, ale wówczas nie mogą (nie powinni) mieć pretensji do miejsca, w którym się znajdują, bo ono takie jest jakie jest czy nam się to podoba czy nie. Możemy próbować zmieniać je, ale jest to długotrwały proces, który trwa już od 15 lat w Zielonej Górze i jak na razie pozwolił jej na spory progres w budżecie po stronie dochodów. Jest to prosty wykładnik zamożności mieszkańców, na który składają się odpisy z CIT I PIT właśnie z uzyskiwanych z własnej pracy dochodów, bo jak sądzę w Zielonej Górze rentierów jest niewielu.

Jest jeszcze jeden problem z pracodawcami. Otóż prawie nie ma wcale u nas central wielkich firm, w których i poziom HR jest wyższy, a oczekiwania od rynku pracy większe.

Nasza szansa to poszukiwania niszowe lub wysokiej klasy specjalizacja unikalna na polskim i europejskim rynku pracy plasująca się w pozycji "poszukiwany pracownik-specjalista", a nie "nadmiar kwalifikacji, kompetencji i oczekiwań ".
Pozdrawiam
I.B.
Damian Hajduk

Damian Hajduk TSL, SCM, PM, MICE :
projekty,
organizacja,
koordynacja, ...

Temat: Lokalny rynek pracy - zachodzące słońce Zielonej Góry?

Pisząc o tym, że mamy "strukturalny problem" rynku
oraz "problem z kapitałem ludzkim", miałem na myśli współistnienie dwóch zjawisk:

1) Problem strukturalny - to brak odpowiednich kwalifikacji z jednej strony (pracownicy), a z drugiej strony brak pieniędzy do zapłacenia za te - tak przecież pożądane - kwalifikacje

2) Niedostateczny kapitał ludzki - to problem z brakiem umiejętności - ze strony pracowników i pracodawców. Czasami bardzo trywialnych umiejętności.

Oczywiście te oba zagadnienia podlegają wzajemnym intrakcjom, a często przenikają, dlatego trudno jest je niejednoklrotnie rozdzielić, jednak dla porządku i lepszego zrozumienia istoty sprawy warto to zrobić.

konto usunięte

Temat: Lokalny rynek pracy - zachodzące słońce Zielonej Góry?

Panie Ireneuszu,

Jednak problem polega na tym, że nie dość dokładnie zdiagnozował Pan na jakim rynku pracy porusza się.


Poniekąd.

Jestem wunderkindem Internetu. I moja największa siła jest również moją największą słabością. Codziennie spędzam czas z ludźmi, którzy miesięcznie zarabiają od 1400zł netto do 20.000 brutto. Znam ich tryb życia, wiem jakie podejmują działania na gruncie zawodowym oraz co jest normalnością dla nich, a czym ja bym chciał, aby była ona dla mnie. I wykoncypowałem sobie, że chcieć równa się móc.

Jednak problem polega na tym, że nie dość dokładnie zdiagnozował Pan na jakim rynku pracy porusza się. Pańskie oczekiwania, kwalifikacje i pewność siebie będą docenione może w trzech, pięciu miejscach pracy, które zaoferowałyby odpowiednią gratyfikacje za tak kompetentnego pracownika. Czy w takich miejscach pracy są wakaty lub częste roszady na stanowiskach pracy? Oczywiście, że nie (bez względu na jakiekolwiek układy).


W rzeczy samej. Niestety.
Przy tym wszystkim, nie jest moją intencją pracodawców odstraszać. To nie jest tak, że czuć ode mnie butę, a za zaprzedanie zawodowej duszy oczekuję bogowie wiedzą ile, spluwając na resztę. Nic z tych rzeczy.
Możliwe, że nie napisałem tego dość klarownie wcześniej, ale przede mną jeszcze długa droga - wiem jak sztampowo to brzmi, ale potrzebuję wiatru w żagle. Nie jestem najlepszy, ale pod czyjąś opieką mam potencjał się takim stać.

Jaka jest odpowiedź takich jak Pan osób, które nie były w stanie znaleźć się na tym rynku pracy lub nie mogły otrzymać godnego wynagrodzenia za swoją pracę i kompetencje na tę sytuację ? Do tego nie zamierzały lub nie mogły opuścić tego miasta ?

Wiadoma. Ale póki w moich żyłach płynie talent :), nie godzę się jej udzielać. Choćbym miał tu zgnić. Swego dopnę.

Proszę zobaczyć ile podmiotów gospodarczych jest zarejestrowanych na terenie miasta i w jaki sposób funkcjonują najlepsi.
Oczywiście nie wszyscy mają zdolności działania na swoim, ale wówczas nie mogą (nie powinni) mieć pretensji do miejsca, w którym się znajdują, bo ono takie jest jakie jest czy nam się to podoba czy nie.


:). Jeśli wywarłem wrażenie pikietującego stoczniowca, to proszę mi wybaczyć - nie to było moją intencją.
Mój problem jest dość specyficzny. Na startupy, które siedzą mi w głowie jeszcze o jakieś 10 lat za wcześnie, moja natywna branża jest niestety przesycona. Do tego - cierpię na przypadłość drobniejszych kroków. Doceniam płynność tranzycji, umiem pływać, ale nie lubię głębokiej wody. Dlatego pisałem o middle management. Na swoją działalność jestem (figuratywnie) zbyt młody.

Jest jeszcze jeden problem z pracodawcami. Otóż prawie nie ma wcale u nas central wielkich firm, w których i poziom HR jest wyższy, a oczekiwania od rynku pracy większe.

...i gdzie jest miejsce dla takich jak ja. Dokładnie tak.

Nasza szansa to poszukiwania niszowe lub wysokiej klasy specjalizacja unikalna na polskim i europejskim rynku pracy plasująca się w pozycji "poszukiwany pracownik-specjalista", a nie "nadmiar kwalifikacji, kompetencji i oczekiwań ".


A czy zawartość obydwu cudzysłowów nie jest aby trochę tożsama?
Zgadzam się, że istnieje możliwość wykształcenia w ZG tego typu niszy, ale przy obecnej polityce uniwersyteckiej to raczej mało realne. Przynajmniej na tyle, aby rozwiązać mój problem.

Dodatkowo, jest jeszcze zagadnienie kto by z tej wąskiej specjalizacji korzystał. Jestem w stanie zająć się tak niszowym zagadnieniem jak optymalizacja workflow w biurze, jak ergonomia dokumentów, komunikacja kolaboracyjna... Problem w tym, że to dla pracodawcy nic nie znaczy. Raz, bo takiego pracodawcy tu nie ma, dwa, wyspecjalizowany pracodawca rzadko będzie kompatybilny z wyspecjalizowanym pracownikiem.

W sensie statystycznym, im szersze spektrum pożądanych kompetencji, tym większa szansa na zdobycie doświadczenia i przekucia go na specjalizację wąską.

O przyszłych pokoleniach możemy porozmawiać dopiero wtedy, gdy sam zabezpieczę swój byt.

@Damian
Jako, że na temat najuczciwiej jest patrzeć empirycznie - nie zgodzę się, ale to wcale nie będzie oznaczało, że nie masz racji :). Akurat w mojej branży, znam kilku(nastu) mocno kompetentnych osób, które podobnie jak ja, szukają sobie miejsca na (tej) ziemi.

Na chwilę obecną zaś... well... eksperyment trwa nadal. Praca się w końcu sama nie znajdzie. Szukać więc trzeba nadal ;).Robert Malinowski edytował(a) ten post dnia 25.02.10 o godzinie 01:25
Damian Hajduk

Damian Hajduk TSL, SCM, PM, MICE :
projekty,
organizacja,
koordynacja, ...

Temat: Lokalny rynek pracy - zachodzące słońce Zielonej Góry?

Robert Malinowski:
Jest jeszcze jeden problem z pracodawcami. Otóż prawie nie ma wcale u nas central wielkich firm, w których i poziom HR jest wyższy, a oczekiwania od rynku pracy większe.

...i gdzie jest miejsce dla takich jak ja. Dokładnie tak.

Nasza szansa to poszukiwania niszowe lub wysokiej klasy specjalizacja unikalna na polskim i europejskim rynku pracy plasująca się w pozycji "poszukiwany pracownik-specjalista", a nie "nadmiar kwalifikacji, kompetencji i oczekiwań ".


A czy zawartość obydwu cudzysłowów nie jest aby trochę tożsama?
Zgadzam się, że istnieje możliwość wykształcenia w ZG tego typu niszy, ale przy obecnej polityce uniwersyteckiej to raczej mało realne. Przynajmniej na tyle, aby rozwiązać mój problem.

Dodatkowo, jest jeszcze zagadnienie kto by z tej wąskiej specjalizacji korzystał. Jestem w stanie zająć się tak niszowym zagadnieniem jak optymalizacja workflow w biurze, jak ergonomia dokumentów, komunikacja kolaboracyjna... Problem w tym, że to dla pracodawcy nic nie znaczy. Raz, bo takiego pracodawcy tu nie ma, dwa, wyspecjalizowany pracodawca rzadko będzie kompatybilny z wyspecjalizowanym pracownikiem.

Tu potwierdzasz moje zdanie.
W sensie statystycznym, im szersze spektrum pożądanych kompetencji, tym większa szansa na zdobycie doświadczenia i przekucia go na specjalizację wąską.

O przyszłych pokoleniach możemy porozmawiać dopiero wtedy, gdy sam zabezpieczę swój byt.

@Damian
Jako, że na temat najuczciwiej jest patrzeć empirycznie - nie zgodzę się, ale to wcale nie będzie oznaczało, że nie masz racji :). Akurat w mojej branży, znam kilku(nastu) mocno kompetentnych osób, które podobnie jak ja, szukają sobie miejsca na (tej) ziemi.

A tu werbalnie nie zgadzając się, także chcąc nie chcąc potwierdzasz moje syntetyczne wnioski z obserwacji zjawiska.

---

Empiryczne spojrzenie ma tą wadę i zaletę, że jest zawsze spojrzeniem czyimś. Nie chcę aż tak szczegółowo wnikać we własne doświadczenia empirczne, dlatego opisałem je ogólnie i bardzo syntetycznie w dwóch punktach.

Dodatkową zaletą uważam jest to, że moje empirium zawiera w sobie różne perspektywy - w tym dwie podstawowe: pracownika i pracodawcy.

---

Zastanawiam się coraz bardziej co to za grupka ludzi się zebrała i co zamierzacie, bo jesli oferować usługi optymalizacji pracy w biurze ( świadomie upraszczam, gdyż to jedyny wspomniany konkret ), to nie zaryzkuję stwierdzenia że wyprzedzacie swoją epokę.
A jeśli potencjalni klienci mają ze zrozumieniem tego problem, to znowu (niestety) mam rację - w zakresie kapitału ludzkiego.

Tym niemniej jestem coraz bardziej ciekaw co to za potencjał się ujawnia w postaci niedopasowania, jako że wyprzedza rynek pracy o epokę.

konto usunięte

Temat: Lokalny rynek pracy - zachodzące słońce Zielonej Góry?

Bardzo się cieszę, że dyskusja tak się rozwinęła.
Damian Hajduk:
Pisząc o tym, że mamy "strukturalny problem" rynku
oraz "problem z kapitałem ludzkim", miałem na myśli współistnienie dwóch zjawisk.

Kwestie związane z zatrudnieniem na lubuskim rynku pracy i jego niedopasowaniem próbowano zanalizować w raporcie przygotowanym przez lokalnych naukowców jakiś czas temu. Pisała o tym m.in. Wyborcza: http://zielonagora.gazeta.pl/zielonagora/1,90136,50249.... Nie jest to zapewne problem tylko tego regionu. Nie raz podnoszono kwestie słabości naszego systemu edukacyjnego, kształcenie zawodowe wg. standardów z zamierzchłych czasów, deprecjonowanie tytułu zawodowego technika, owczy pęd w kierunku tytułu mgr (słabe uczelnie prywatne) itp. a w konsekwencji "produkcja" absolwentów, których wiedza się do niczego się nie nadaje. "Studenci" dalej traktują praktyki jako przykrą konieczność, a pracodawcy jako pozyskanie darmowego wyrobnika, którego postrzegają raczej jako nalewacza kawy niż kogoś, kto mógłby się czegokolwiek nauczyć i jakoś przydać firmie. Nie ma realnego wymiaru współpracy pomiędzy uczelniami a biznesem. Dobrze, że coś zaczyna się zmieniać na lepsze: powstają inkubatory przedsiębiorczości i inne inicjatywy umożliwiające rozkręcanie własnego biznesu (ukłon w stronę Damiana) , parki naukowo-technologiczne. Na wszystko potrzeba czasu, aby okrzepło.
Ireneusz B.:
Kompetencje HR są na miarę potencjału tego rynku więc zawsze będą ambitnym poszukiwaczom pracy wydawały się zbyt niskie. Zresztą oferta pracy tego rynku nie wymaga hiper kompetencji HR.

Nie mówimy o hiperkompetencjach HR, ale o odrobinie zrozumienia ze strony pracodawców. Prosty przykład - taka instytucja jak chociażby feedback ze strony pracodawcy w rodzaju: "Słuchaj, dzięki za Twoje zgłoszenie. Masz ciekawe kwalifkacje, ale niestety nie moglibyśmy wykorzystać u nas Twojego potencjału". Mała rzecz a cieszy.
oczekiwania, kwalifikacje i pewność siebie będą docenione może w trzech, pięciu miejscach pracy, które zaoferowałyby odpowiednią gratyfikacje za tak kompetentnego pracownika. Czy w
takich miejscach pracy są wakaty lub częste roszady na stanowiskach pracy? Oczywiście, że nie (bez względu na jakiekolwiek układy).

Niestety trzeba się z tym zgodzić. Mała liczba stanowisk warunkuje możliwości na rynku pracy. Co więcej, jeśli ktoś się na takie stanowisko jakiś czas temu załapał, to potencjalna szansa powstania wakatu spada. Gdy ktoś jest najzwyczajniej dobry, to się go pracodawca łatwo nie pozbędzie - to raz. Może też nie mieć narzędzi oceny efektywności pracownika - to dwa, więc tak czy siak będzie on pracował. Przykra prawda.

Do miejscowego rynku pracy pasują kompetencje nieskomplikowane, rzec można - typowe, techniczno-administracyjne, niezbędne z punktu widzenia bazowego poziomu funkcjonowania przedsiębiorstwa. Pracę dla siebie szybciej znajdzie księgowy, kadrowa, administrator sieci, elektryk czy handlowiec. Można też dojść do wniosku, że im bardziej człowiek będzie elastyczny, tym łatwiej mu będzie znaleźć dobrą pracę. Szczególnie tyczy się to humanistów, którzy z definicji są bardziej "miękko" ukształtowani. Niestety przy kilku równoczesnych nurtach działalności mogą paść zarzuty o nadmierne rozmycie doświadczenia zawodowego i pogląd w postaci "kto mówi, że zna się na wielu rzeczach, nie zna się dobrze na niczym". Zielona Góra nie jest też miastem na wskroś uprzemysłowionym, z potężnym potencjałem naukowo-technologicznym. Podmioty gospodarcze raczej małe lub średnie, w dużej mierze zorientowane na usługi i handel - tradycyjne i podstawowe. Ale może się mylę? Nie narzekam w każdym razie, raczej opisuję stan rzeczy, starając się do nich odnieść. Optymizm nie słabnie.
Malwina G.:
Wydaje mi się Panowie, że błędem jest porównywanie tego uroczego miasteczka do miast większych i to mnie smuci. Niestety
HR w Zielonej Górze nie istnieje, a rynek pracy jest dość zamknięty.

HR w Zielonej Górze istnieje, ale nie w takim wymiarze jak byśmy chcieli :) Porównując się do Wrocławia czy Poznania, to wiadomo - jesteśmy bez porównania, ale z kolei w zestawieniu z podobnymi miastami typu np. Rzeszów, Opole, Legnica, Wałbrzych - wygląda nie najciekawiej. Nośnikiem zmian jest na to wygląda kapitał obcy, którego mimo wszystko u nas jeszcze brakuje. Cieszy jednak, że lokalni pracodawcy mimo wszystko chcą się zmieniać i niektórzy to nawet robią, inwestując w kapitał ludzki. Dużą szansę na takie procesy można zyskać dzięki środkom unijnym i projektom dedykowanym bezpośrednio pod własne firmy lub pisane w partnerstwie chociażby z firmą konsultingową. Skoro większość biznesu jest MŚP, a więc się kwalifikuje, to warto.
Ps.2. Mam wrażenie, że pracodawcy nie zaglądają na tego typu portale. Mylę się?

Pewnie zaglądają, ale incognito, bez angażowania się w dyskusję. Fajnie by było, gdyby ktoś z tamtej strony się wypowiedział. Stąd też prośba do Damiana, skoro już o tym napisał:
Damian Hajduk:
Co ciekawe z punktu widzenia czlowieka szukajacego czasami ludzi
do pracy, wcale sytuacja nie wygląda duzo bardziej różowo.

... czy można prosić o napisanie czegoś więcej w tym temacie? Każda uwaga będzie pomocna. Podyskutujmy o praktykach HR od strony pracodawcy. Zarówno pkt widzenia biznesu jak i administracji samorządowej w osobie p. Ireneusza. Wiadomo, że kandydaci też nie są bez winy.

----

(edit w części nie związanej z tematem)Paweł B. edytował(a) ten post dnia 26.02.10 o godzinie 14:28

Grzegorz Szymański

Wypowiedzi autora zostały ukryte. Pokaż autora

konto usunięte

Temat: Lokalny rynek pracy - zachodzące słońce Zielonej Góry?

Grzegorz Szymański:
Paweł B.:
P.S. Dziękuję modowi za usunięcie wpisu z filmem na Youtube. Rozsądek działa. Życzyłbym sobie w tym miejscu od jego autora bardziej konstruktywnej wypowiedzi w temacie.Paweł B. edytował(a) ten post dnia 25.02.10 o godzinie 13:58

-urozmaicenia zachowane w temacie wątku też są konstruktywne, o ile czyjaś małostkowość nie nakazuje sięgać po cenzurę; adoracji wzajemnych również nie znoszę; "autor" pozdrawia

Moga być.
Były? :>

konto usunięte

Temat: Lokalny rynek pracy - zachodzące słońce Zielonej Góry?

[autor] Grzegorz Szymański:[/author]
-urozmaicenia zachowane w temacie wątku też są konstruktywne, o > ile czyjaś małostkowość nie nakazuje sięgać po cenzurę;
adoracji wzajemnych również nie znoszę; "autor" pozdrawia

może faktycznie reakcja niewspółmierna... a "Autor" jak się szerzej nie wypowiedział, tak się nie wypowiedział, a szkoda. Nic straconego, może dyskusja się jeszcze rozwinie.
Robert Malinowski:
Moga być.
Były? :>

To do konstruktywności urozmaiceń, czy wzajemnej adoracji? :)

Grzegorz Szymański

Wypowiedzi autora zostały ukryte. Pokaż autora

konto usunięte

Temat: Lokalny rynek pracy - zachodzące słońce Zielonej Góry?

Grzegorz Szymański:
proszę sobie darować sztuczną kurtuazję, bo kto powiedział, że tak w ogóle Pana na nią stać? Duża, czy mała literka... proszę sobie poprowadzić Ulicę Sezamkową, może się Pan tam odnajdzie z tymi literkami, dobra fucha i w piórka można obrosnąć, jak Wielki Ptak.

Skoro już wypowiadamy się publicznie, to nie wydaje mi się, bym nijak swoimi poprzednimi wypowiedziami Pana obraził. Dziwię się zatem, że Pan się w ten sposób słownie rewanżuje i to otwarcie, wypowiadając sądy oparte na osobliwym wnioskowaniu. Bardzo łatwo jest rzucać inwektywy, mniejsza o ich błyskotliwość. Zamiana słowa "autor" na "Autor" była nie tyle formą zwrócenia uwagi na niekompetencję językową (do tego mi daleko), co raczej podniesieniem akurat w tym wypadku Pana rangi. Nie wiem, czy zdążył Pan również zauważyć, ale przyznałem się do wcześniejszej niewspółmiernej reakcji, a zatem moje zdziwienie jest tym większe. Jakość tego dyskursu pozostawia wiele do życzenia. Uważam zatem temat Youtube, wzajemnej adoracji i Wielkiego Ptaka za zamknięty, mając nadzieję na kolejne wypowiedzi dotyczące zielonogórskiego rynku pracy.

Temat: Lokalny rynek pracy - zachodzące słońce Zielonej Góry?

Panowie odrobinę spokojniej.
Starajmy się trzymać wysoki poziom wypowiedzi na grupie.
Film z YouTube nie jest formą wypowiedzi która ten poziom trzyma!
Tym bardziej utarczki słowne są nie na miejscu.



Wyślij zaproszenie do