Marcin P.

Marcin P. informatyk

Temat: Bruksela nie dobiła naszych stoczni

Mariusz Jałoszewski - Metro

Po dwóch latach od likwidacji polskie stocznie odradzają się. Znowu produkują statki, ale przymierzają się też do wiatraków, wieży do gazu łupkowego, atomu, nawet produkcji filmów

W ciągu najbliższego tygodnia ma zostać ogłoszony inwestor, który wznowi produkcję statków w Szczecinie, a firma, która zainwestowała w byłą stocznię w Gdyni, pochwali się nowym megakontraktem. Dobre wieści płyną też z Gdańska. Stocznia, nazywana kolebką Solidarności, ogłosiła, że poszukuje do pracy 400 osób!

Polska niemal przestała produkować statki w 2009 r. Komisja Europejska kazała wtedy sprzedać stocznie w Gdyni i Szczecinie, bo bezprawnie były finansowo wspierane przez państwo. Komisja serce miała tylko dla Stoczni Gdańskiej, należącej do ukraińskiego inwestora. Bruksela nakazał restrukturyzację i zamknięcie aż dwóch z trzech pochylni. Po decyzji Komisji pracę straciło ponad 9 tys. stoczniowców - 5 tys. w Gdyni i 4 tys. w Szczecinie - bo nikt nie chciał kupić całych zakładów i przejąć załogi.

Dziś ze stoczniami jest coraz lepiej, bo postawiły na specjalistyczną i niszową produkcję. W ich reaktywację zaangażowało się też państwo poprzez zależne od siebie firmy i instytucje.

W Gdyni większość postoczniowych hektarów kupiło kilku poważnych inwestorów. Właśnie powstaje wart 200 mln euro specjalistyczny statek do stawiania wież wiatrowych na platformach morskich. Buduje go polska prywatna firma Crist. Należy do dwóch inżynierów budowy okrętów. Po 20 latach istnienia zaczyna wyrastać na potentata. Zatrudnia już 1,1 tys. osób - w tym zwolnionych stoczniowców - i interesuje się także produkcją morskich farm wiatrowych dla Zachodniej Europy. - Statki Crista to majstersztyk techniki, są o wiele bardziej zaawansowane technologicznie niż to, co budowano tu wcześniej. Ta stocznia dostała drugie życie. Pracują dźwigi, remontuje się infrastrukturę. Swoje studio filmowe chce otworzyć tu angielska firma BreakThru, która wyprodukowała oskarowy film "Piotruś i Wilk" - mówi Jarosław Pawłowski z Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, która ma tu osiem hektarów. Kolejni inwestorzy, w tym państwowa stocznia remontowa Nauta, chcą w Gdyni budować statki, wieże do wydobywania gazu łupkowego oraz urządzenia do wydobywania ropy i gazu. A w planach są także elementy przyszłej elektrowni atomowej.

Na nogi staje też Stocznia w Gdańsku, która ogłosiła, że zrealizowała już połowę planu naprawczego uzgodnionego z Brukselą. We wrześniu ma podpisać umowę na nowe statki. Produkuje też wieże do elektrowni wiatrowych, których chce być jednym z największych producentów w Europie. Stocznia zatrudnia 2 tys. osób, ale chce wydać na inwestycje 300 mln zł i już szuka 400 nowych pracowników. - Prowadzimy kampanię rekrutacyjną w Trójmieście i na Pomorzu. Nabór cały czas trwa, ale jest poniżej oczekiwań spółki - narzekał niedawno Arkadiusz Aszyk z zarządu stoczni.

Z upadku nie podniosła się jedynie stocznia w Szczecinie, gdzie teren przejęło kontrolowane przez państwo Towarzystwo Finansowe Silesia. Jak udało nam się ustalić, w połowie tego tygodnia ma nastąpić przełom. - Właśnie podpisaliśmy umowę dzierżawy z firmą, która prowadzić będzie działalność stoczniową. Ma zacząć działać w marcu 2012 r. - informuje prezes Silesi Wojciech Bańkowski.

- W stoczni nic się nie dzieje. To ściema - nie wierzy w te zapowiedzi jeden z wpływowych polityków ze Szczecina.

Dlaczego Gdynia i Gdańsk lepiej sobie poradziły? Jarosław Pawłowski tłumaczy, że to zasługa Trójmiasta, które przyciąga biznes. Tymczasem Zachodniopomorskie w ostatnich latach zaczęło cofać się w rozwoju. A co ze zwolnionymi stoczniowcami? Z danych urzędów pracy wynika, że jako bezrobotni ciągle jest zarejestrowanych 2,6 tys. osób.