Jakub
Łoginow
Nie ma kangurów w
Austrii
Temat: Ukraińska polityka
Janukowycz to ukraiński KwaśniewskiPo zwycięstwie Wiktora Janukowycza pojawiły się obawy, że Ukraina zmierza w oblicza Rosji i rezygnuje prozachodniego kursu. Nic bardziej błędnego. Upraszczając, sytuacja jest analogiczna do zwycięstwa Aleksandra Kwaśniewskiego w Polsce w 1995 roku – ówczesny szef postkomunistycznej lewicy nie tylko nie cofnął kraju ze ścieżki reform, ale wręcz wprowadził Polskę do NATO i UE.
Chociaż już o tym zapomnieliśmy, ale prezydentura Lecha Wałęsy, ciągłe „wojny na górze” mało w czym różniły się od ukraińskich konfliktów z lat 2005-2009. I tu, i tam sytuacja jest podobna: skłócona antykomunistyczna prawica – i skonsolidowani przedstawiciele dawnego establishmentu, którzy idealnie odnaleźli się w demokratycznej rzeczywistości. Podobnie jak na Ukrainie, ówczesne polskie wybory polaryzowały scenę polityczną: zwycięstwo Kwaśniewskiego było minimalne, a sztab Wałęsy początkowo się z nim nie pogodził, próbując podważyć legalność wyborów (pamiętna sprawa magistra Kwaśniewskiego). W ostateczności, wynik głosowania również rozstrzygnął Sąd Najwyższy, co jednak nie zagroziło stabilności polskiej demokracji.
Oczywiście, przejęcie władzy przez donieckich oligarchów (bo to oni są faktycznymi zwycięstwami wyborów) będzie miało zauważalny wpływ na politykę zagraniczną Kijowa, jednak nie należy oczekiwać jakichś radykalnych ruchów. Jedyna istotna zmiana – to rezygnacja z ubiegania się o członkostwo Ukrainy w NATO, które obecnie i tak jest nierealne. Janukowycz może też sugerować ustępstwa wobec Moskwy w pewnych strategicznych sprawach, takich jak przejęcie ukraińskich rurociągów przez Rosjan czy przedłużenie pobytu floty czarnomorskiej, ale na słowach powinno się skończyć. Tego typu ustępstw nie udało się zrealizować nawet autorytarnej władzy Kuczmy, która musiała się z nich wycofywać pod naciskiem opinii publicznej i prozachodniej opozycji, a obecnie ten nacisk będzie o wiele silniejszy.
Wbrew pozorom, nie należy też oczekiwać przełomu w stosunkach Ukrainy z Rosją, ani tak oczekiwanej przez Brukselę stabilizacji. Po początkowym werbalnym ociepleniu pojawią się pierwsze konflikty, gdyż najgroźniejszymi konkurentami dla donieckiego biznesu są właśnie rosyjscy oligarchowie. O tym, jak ostra może być ta walka, świadczy przykład sąsiedniej Białorusi, której prorosyjski władca, prezydent Łukaszenka, potrafi wytoczyć przeciw Moskwie najcięższe działa.
Wybór Janukowycza oznaczać będzie niemal pewną rezygnację z gloryfikowania kontrowersyjnych przywódców UPA, co z pewnością spodoba się polskim środowiskom kresowym. Janukowycz na pewno wykorzysta ten fakt dla przedstawienia się w dobrym świetle „przyjaciela Polaków”, przy chęci równoczesnego zdyskredytowania „pomarańczowych banderowców”. O tym, że zwycięscy ukraińskich wyborów zależy na dobrej opinii w Polsce, świadczy chociażby doświadczenie z 2002 roku. Wtedy, jeszcze za Kuczmy, nowomianowany premier Wiktor Janukowycz pojechał ze swoją pierwszą wizytą zagraniczną właśnie do Warszawy (a nie do Moskwy), skrzętnie ten fakt podkreślając.
Warto też przypomnieć, że rosyjskojęzyczny Janukowycz czuje się zobowiązany udowadniać na każdym kroku, że jest ukraińskim, a nie prorosyjskim politykiem. W latach 2002-2004 i 2006-2007 wręcz przymuszał swoich rosyjskojęzycznych ministrów do używania języka ukraińskiego, a w 2004 roku jego gabinet przeforsował nową ustawę o reklamie, która... zakazała reklamy w języku rosyjskim.
Wiele wskazuje na to, że otoczenie Janukowycza skoncentruje się na liberalnych reformach, tak jak to było za jego pierwszych rządów (to właśnie premier Janukowycz wprowadził w 2003 roku niski i prosty podatek liniowy). Takie działania są w interesie donieckiego biznesu, które jest osobiście zainteresowane liberalizacją gospodarki i integracją gospodarczą z UE, przy zachowaniu swobodnych kontaktów gospodarczych z Rosją i Kazachstanem.
A jak do tego wszystkiego powinna odnieść się Polska? Przede wszystkim mniej mówić o wspieraniu prozachodniego kursu Ukrainy, a więcej w tym kierunku robić. Zlikwidowanie patologii na polsko-ukraińskiej granicy, która obecnie jest barierą nie do przebycia, będzie rzeczywistym sygnałem, że chcemy mieć Ukrainę bliżej Europy.
Jakub Łoginow
Dziennik Bałtycki, 7 lutego 2010
Zapraszam do komentowania i wklejania innych artykułów o ukraińskiej polityce.