Temat: Wrocławianie przepraszają Majora
Dlatego do niczego Rafale nie namawiam.
Profil – przyznam się Wam - założyłem pod wpływem chwili. Nie mam względem niego planów monetyzacyjnych ani politycznych. Jeszcze tego samego dnia podzieliłem się uprawnieniami moderatora, z których korzysta dziś (aktywnie lub biernie) 11 osób. Są wśród nich znajomi Majora, ale większość to zwyczajni Wrocławianie (pokolenie około 30-latków, o różnych poglądach, zajęciach, czy miejscach pracy), którzy – podobnie jak ja – słyszeli o nim jedynie z opowieści.
Uważam, że pewien poziom bezczelności wymaga reakcji. Dlaczego? Dlatego, że nie piętnowany i nie powstrzymywany, może przytrafić się każdemu z nas. Dlatego, że zrobiono człowiekowi świństwo. Dlatego, że nie zgadzam się na taki styl i takie standardy życia publicznego. Dlatego, że wstyd mi jako Wrocławianinowi za to, co się stało.
Najmniej istotne jest przy tym, czy w sporze z władzami miasta Major ma rację. (Choć przedstawiono tu dość solidne argumenty i jestem skłonny w nie uwierzyć.) Ważne jest to, w jaki sposób miasto (jako silniejsza strona sporu i jako demokratyczna reprezentacja mieszkańców) radzi sobie z tą sytuacją. Nie radzi sobie wcale. Zachowuje się nagannie.
W normalnej rzeczywistości spór o prawa autorskie z dawnym opozycjonistą rozwiązany zostałby na drodze ugody. Oszczędzono by wszystkim (miastu, mieszkańcom, Majorowi) tego nieco żenującego spektaklu, rujnującego jedną z wrocławskich legend. Zaoszczędzono by sobie (i nam, mieszkańcom też) jawnej drwiny z powagi sądu. Bo jak inaczej rozumieć zeznania pod przysięgą (zeznaje urzędnik), że urządziliśmy wykopaliska archeologiczne w poszukiwaniu krasnoludków? Jaja sobie robi z sądu ot tak, czy nieudolnie imituje humor Pomarańczowej Alternatywy? 25 lat temu – przed PRL-owskim śledczym, tego rodzaju humor był odwagą. Dziś jest obelgą rzucaną przez urząd nie tylko Majorowi, ale i niezawisłemu wymiarowi sprawiedliwości. Czy urzędnika spotkała kara za jego zachowanie? Pytanie retoryczne. W normalnym mieście wyleciałby z pracy na zbity pysk.
W normalnym mieście na zbity pysk wy…ny zostałby z roboty dyrektor teatru miejskiego, który wystawił sztukę oczerniającą stronę procesu sądowego, w którym uczestniczy magistrat. W normalnym mieście mającym zostać Europejską Stolicą Kultury, dyrektor Wydziału Kultury w Urzędzie Miejskim pakowałby po takim wyczynie walizki. – Och, zapomniałem – czy on czasem nie był świadkiem przesłuchiwanym w tym procesie?
We Wrocławiu sprawy załatwia się w inny sposób. Otóż otwiera się szeroko usta i nabiera w nie dużo wody. (O nabieraniu czego innego nie będziemy mówić tym razem.) Milczenie oznacza, że wszystko jest w porządku.
Nie jest. A jedyne co mogę zrobić, to publicznie przeprosić Majora. Jako mieszkaniec tego miasta. Cieszę się, że ktoś jeszcze myśli w podobny sposób. To wszystko nie dzieje się w moim, naszym imieniu.
PS: niedawno dość dosadnie wyraził się o tej sytuacji Skiba:
http://skiba.bloog.pl/?ticaid=610af5