Temat: Co zapamietaliscie z okresu stanu wojennego wprowadznego...
1. "Stój, bo strzelam!" tuż przy wejściu do domu (mieszkaliśmy podówczas z rodzicami w służbowych mieszkaniach na terenie obiektu, gdzie mieściła się również centrala telefoniczna). Ponieważ niedługo wcześniej wróciłem z wojska, uznałem to za kiepski żart któregoś z sąsiadów, zwłaszcza, że wracałem w tzw. dobrym humorze, jak to z imprezy. Dopiero dźwięk przeładowywanego kałasznikowa spowodował, że całkowicie oprzytomniałem. I w ten sposób zostałem na parę dni internowany - bynajmniej nie za jakiekolwiek zasługi, tylko razem z wszystkimi tamtejszymi mieszkańcami.
2. Parę miesięcy później razem z trzema kolegami położyliśmy kwiatki w miejscu, gdzie kwiatki były zakazane, a mianowicie przy wjeździe do zajezdni MPK przy Grabiszyńskiej. Następnie udaliśmy się spokojnie na przystanek autobusowy celem rozjechania się do domów. Pamiętam panią, która wyszła z terenu zajezdni, coś powiedziała do patrolu, który wyszedł spod wiaduktu i pokazała na nas. Miała ładnie rzucające się w oczy czerwone buciki... Autobus, który wkrótce przyjechał, miał dość nietypowy kolor i tzw. koguty na dachu. Razem z nami zgarnięto z przystanku całkowicie przypadkową parę młodych ludzi i całość zawieziono na Pionierską. Tam - w zbiorczym pomieszczeniu - przesłuchiwano nas kolejno z zakresu zawartych w dowodach danych osobowych. Pamiętam przesłuchanie owej przypadkowo zgarniętej dziewczyny :
- Imię !
- Anna
- Nazwisko !
- Węgrzyn
- Nazwisko panieńskie !
- Węgrzyn
- Mówiłem PANIEŃSKIE !!!
- Węgrzyn...
- Aha... Pani kawaler...?
To nie dowcip, mam co najmniej trzech świadków, zresztą nawet jej dane personalne są autentyczne. Może się odezwie...
Wtedy też kolega wyprowadzany do toalety podsłuchał następujący dialog pomiędzy (zapewne) oficerem dyżurnym a kimś z ekipy, która nas przywiozła :
- No kwiatki złożyli...
- Ale krzyczeli coś, mieli jakieś transparenty czy coś ?
- Nie...
- To po ch...a żeście ich tu przywieźli ?
3. Pamiętam, że stan wojenny był doskonałym pretekstem, żeby dać się przenocować u dziewczyny, skoro "uciekł ostatni autobus". To pewnie stąd ówczesny wysoki wskaźnik przyrostu naturalnego ;) Ówczesna kandydatka na teściową pracowała na pogotowiu, więc miała przepustkę i czasem wychodziła na nocny dyżur. Wystarczyło przeczekać pół godziny w sąsiedniej bramie i... jednak zdarzyła się niespodzianka : pod bramę podszedł patrol, a dowódca wszedł do środka - zapewne tam mieszkał, co gorsza na najwyższym piętrze - i nie było już dokąd uciekać. Jako czający się po bramach ekstremista z ulotkami (pewnie że miałem... wszyscy je wtedy mieli...) zostałem odwieziony miejsce jak wyżej. Tam dołożono mi większą ilość wraz z opinią kolportera i odwieziono na Jaworową.
Otrzymawszy solidny wpierdziel (czy już jestem bohaterem narodowym?) wracałem stamtąd w środku nocy piechotą przez pół miasta. Nie zaczepił mnie żaden patrol i nawet żadnego nie widziałem. Dziwne.
4. Pamiętam stojące na rogatkach ówczesnych województw patrole zatrzymujące wszystkie samochody i legitymujące wszystkich jak leci. Do dziś nie rozumiem, po co. OK, może sprawdzali, czy nie nazywam się Frasyniuk, albo czy choć nie jestem do niego podobny (trochę może i byłem : noszenie brody było znakiem czasu i poglądów). Ale czy taki patrol w Łagiewnikach mógł znać na pamięć wszystkich poszukiwanych ?