Temat: Zatańcz ze mną! Za darmo;)
Agnieszka P:
I po miłym akcencie tanecznym postanowiłam dać impuls do potraktowania tańca w bardziej refleksyjny sposób.
Czym jest dla Was taniec? Czy można taniec potraktować jako spotkanie? Jeśli tak, jaka jest jakość tego spotkania? Wobec współczesnego dystansu, w jakim trwają ciała w ruchu, czy jesteśmy w stanie uchwycić niuanse tego, co może dać taniec dwojgu ludzi...
Kontakt dotykowy między partnerami uczy nadawania i odbierania sygnałów pochodzących z ciała, przekazywania energii, sterowania i kontrolowania ciężarem ciała dla właściwego rozumienia ciała drugiej osoby. Uwrażliwienie na spojrzenie, na skórę, na ciężar, na to wszystko, czego nie daję się uchwycić szybko, na co potrzeba czasu, co wymaga ciszy, przepływu energii, ale przede wszystkim subtelności. Doświadczenie to nie wymaga uwagi, rodzaju wyczekiwania. Jeśli ma się zamiar chwytać coś w dłonie, lub brutalnie doświadczać, to okaże się, że niuanse wymykają się spomiędzy palców i ginie być może to, co stanowi o istocie stanu rzeczy. Doświadczenie to wymaga otwarcia zmysłów, tak by nie musieć chwytać kogoś mocno za rękę, by go poprowadzić tam, gdzie tego chcemy, ale wystarczy muśnięcie by moje pragnienie zostało odczytane.
taniec ma wiele twarzy, tyle różnych aspektów, tyle form, że trudno to ogarnąć;) z jednej strony jako zespół określonych ruchów, z drugiej sposób na wyrażenie siebie, interpretacja dźwięku poprzez ruchy ciała, emocje, emocje i jeszcze raz emocje. i można go potraktować jako spotkanie, choć gdy piszę, że można mam w umyśle całe mnóstwo różnych „zależy od”: muzyki, partnera, miejsca, czasu, stanu trzeźwości itd. dystans bywa najczęściej bardzo duży, nie można mu zaprzeczyć.
fakt, że dawniej, przy panujących konwenansach, nakazach, regułach dotyczących kontaktów między osobami przeciwnych płci [mam na myśli przede wszystkim kulturę europejską] taniec był właściwie jedną z nielicznych form dozwolonego kontaktu. takie tańce są pełne dotykowych niuansów, tego trochę obecnie brakuje i nie docenia tego w taki sposób. moim zdaniem szkoda.
ja na przykład uwielbiam flamenco, tango wywołuje u mnie dreszcze, a walca chętnie zatańczyłabym nawet teraz. problem z prowadzeniem to zupełnie inna sprawa ;)
czasem lubię obserwować ludzi zatracających się w tańcu, wyobrażać sobie, co myślą, czują, jak bardzo są świadomi swoich ruchów, w jakim stopniu dają się ponieść. od tańczących bije niesamowita życiowa energia;)
Czy obecny stosunek do tańca może być objawem czasów? Kultury instant?
Czy istnieje niebezpieczeństwo, że popkultura nadaje niekoniecznie właściwy kierunek w tańcu. Dążenie do estetyki ruchu, do poprawności technicznej. A co z prawdą w ruchu? Z pierwotnym potencjałem tańca?
i wiele innych pytań...:)
popularność programów i filmów o tańcu bazujących chyba na Dirty Dancing, świadczy o tym, że popkultura uwielbia taniec.
przez cały czas trwania filmu bohaterowie ćwiczą układ/kilka układów, skupiając się na finałowym tańcu idealnym. ot, dążenie do estetyki i poprawności technicznej przedziwnie utożsamianej z pełną satysfakcją [choć myślę, że ćwiczenia też taką satysfakcję dają]. w kulturze instant wszystko lubi być ładnie ubrane. ale z drugiej strony to dobrze, że takie przeróżne taneczne filmy i programy powstają. ludzie przypominają sobie o różnych formach tańca.
chociaż i tak prawda ruchu jest najważniejsza, wystarczy popatrzyć na brodatego pana obok Ivana Mladka. własny, prawdziwy sposób ruchu. i o to chodzi;)
[chyba się rozpisałam, ale temat dobry;]