Temat: Kraków moje miasto
Dorota S.:
...a ten > jazz w Jaszczurach to też przeszłość, czy moze cos zostało "z tamtych lat"?
Dla mnie Dorotko Jazz w Jaszczurach wyglądał tak:
Wtorek był dniem "świętym" - nawet na wizytówce miałem napisane mniej więcej tak: "wtorki od 20 - ... Klub Pod Jaszczurami"
Zanim się człowiek dopchał do drzwi wejściowych mijało dobrych kilka chwil - biletów najczęściej nie było więc przed wejściem stała potężna grupa ludzi, którzy też by chcieli...
W końcu bramkarz "dostawał w łapę" i się wchodziło gdy koncert już najczęściej trwał.
Po zaliczeniu szatni na salę główną wchodziło się praktycznie przez scenę - tak więc wszyscy znajomi już wiedzieli żeś przybył :-)
Pierwszym punktem w "programie" był ... no zgadnij - bar - ale o nim za chwilę ponieważ zanim się do niego dotarło należało się przywitać i zamienić kilka słów ze wszystkimi jaszczurowymi znajomymi napotkanymi w drodze do niego - z doświadczenia Ci powiem, że trwało to ok godziny - więc do wyznaczonego miejsca dochodziło się gdzieś w przerwie koncertu i to był pech.
Wyobraź sobie tłum szturmujących by dostać jeden z dwóch możliwych do otrzymania w tym barze napitków a mianowicie:
- 50mg wódki + sok (najczęściej pomarańczowy)
- 100 mg wódki + w.w. sok
Barmanka - Majeczka - znała swoich klientów na tyle, że czasem z 5 rzędu wystarczyło na palcach pokazać ile i jakiej wielkości by to otrzymać :-)
Z tą zdobyczą schodziło się do tzw "dużej żyrafy" po zakręcanych schodach, których było tak dużo, że najczęściej człowiek zdążył wypić to co otrzymał na górze i na koniec docierał z całkowicie pustą szklaneczką. A w dużej żyrafie było co? ... zgadnij - drugi bar - który niestrudzonym wędrowcom (z góry) proponował poprawkę tego samego w tej samej cenie i w tym samym wyborze (przepraszam - czasem na dole był też tonic)
I tu właściwie można by się było zatrzymać - bo tu głównie tętniło życie "jaszczurowe" gdyby nie małe "ale"!
Otóż - wąskim przejściem z dużej żyrafy można było przejść do "małej żyrafy" gdzie były tylko cztery stoliki ale za to kto przy nich siedział?!?!
Tu właśnie można się było otrzeć o artystów (o "artystów" również) - i każdy kto mógł próbował dokonać tej sztuki choć na minutkę i najczęściej się udawało :-)
Wyobraź sobie, że w Jaszczurach grały chyba wszystkie sławy polskiego jazzu jak i duża część jazzu zza "żelaznej kurtyny" - i wyobraź sobie, że ze wszystkimi nimi było się w zasadzie po imieniu - mimo, że czasem widziało sie ich po raz pierwszy> Chyba nie słyszałem (a może nie pamiętam) by ktoś używał wtedy zwrotu Pan/Pani - ale to tak na marginesie.
No więc po pobycie przez kolejną powiedzmy godzinkę w małej lub dużej żyrafie i po kilku wizytach w barze człowiek dochodził do wniosku, że właściwie przyszedł tu posłuchać koncertu - więc po tych cholernych, kręconych schodach należało się mozolnie wspiąć na górę - mijając po drodze tzw "babcię" czyli toaletę - gdzie dużo osób spędzało wiele czasu nie na jej używaniu lecz na rozmowach o np o książkach z "babcią klozetową" (sic!) Uwierz - gdyby dziś wszyscy byli tak oczytani jak ONA nie martwilibyśmy sie o polskę :-)
Tak więc po dotarciu na górę okazywało się, że właściwy koncert już się skończył ale za to zaczynało się to co w jazz-ie jaszczurowym było dla mnie najpiękniejsze - jam session - grał z głównym artystą kto chciał i potrafił. To czasem były większe wydażenia muzyczne niż stołeczne JJ - naprawdę.
Oj - chyba już trochę za dużo - kończę więc powoli.
Po JS człowiek był już tak "nasłuchany" muzyki, że powoli zaczynał myśleć o powrocie do pieleszy (ok 3 w nocy) zresztą tak chyba musieli zamykać Jaszczury przez jakieś miejskie nakazy. Więc szatnia, wyjście i albo długa i kręta droga do domu albo jak ktoś miał szczęście - przed wejściem do klubu stał rząd wspomnianych wcześniej polewaczek i człowiek jak król jechał sobie w dowolną stronę.
Nie wspominam już w tym miejscu, że często przy wejściu zbierała się ponownie grup[ka zainteresowanych (najczęściej z aktualnymi artystami i "artystami") i podejmowało się ważką decyzję o nie kończeniu tak miło zaczętego wieczoru - ale to już chyba temat na osobną opowieść :-)