Temat: szukanie pracowników w Łodzi... horror
Witam!
Prześledziłam cały wątek i nie mogłam się powstrzymać, aby dorzucić swoje 3 grosze :)
Ad. staże/praktyki
To bardzo kontrowersyjna kwestia. Jestem zwolenniczką płatnego stażu, niestety, jak dotąd, nie udało mi się takiego doświadczyć. Świetnym rozwiązaniem dla studentów, np. dziennych, tak jak ja, byłyby elastyczne godziny pracy (za pieniądze), ale firm oferujących takie zatrudnienie nie spotkałam, a na pełen etat w toku studiów nie mogłam sobie pozwolić, ponieważ bywało i tak, że zajęcia trwały od 8 - 20, z okienkami lub bez i nawet na 4 roku (brawo Uniwersytet!!!). Wracając do praktyk. Wszystkie rozmowy kwalifikacyjne na praktyki przechodziłam śpiewająco, ale ponieważ cenię sobie swój czas, zdarzało się, że byłam na praktykach 2, 3 dni i rezygnowałam. Oczywiście, nie ze wszystkich, tylko z wybranych :)
Staż pierwszy. W dużej instytucji finansowej praktyki w PR zapowiadały się super, wielkie projekty, ciekawa kultura organizacyjna, itp. Niestety, moja pani opiekunka nie miała dla mnie czasu i gdy prosiłam o jakieś zajęcie, o którym tak żywo dyskutowałyśmy podczas interview, dawała mi dokumenty do drukowania. Moja frustracja wzrastała, a na stażu dalej nic się nie działo. Już miałam prosić kolegów z kredytów hipotecznych o zajęcie mi czasu, ale niestety na ten temat nie mam zielonego pojęcia. No i zrezygnowałam.
Staż drugi. Tym razem HR. Poszłam do firmy. Wszystko extra, ale po 1h coś mi nie pasowało, jakieś dziwne rzeczy kazali mi wykonywać, więc zapytałam, czy na pewno są to praktyki w HR. Pani była lekko obruszona i skonfudowana, wyszła, wróciła i powiedziała, że to są praktyki w dziale import/export (!), ale jeśli dalej chcę tu być to mogą mi zaproponować 1/2 praktyk w HR i 1/2 w imporcie :) bo aktualnie nikogo do rekrutacji nie potrzebują (warto nadmienić, że interview do HR trwał 1,5h i bardzo miło rozmawiało mi się ze specjalistami na temat mojej wiedzy z miękkiego HR i tego co może zyskać owa firma przyjmując mnie).
Staż trzeci. Również HR. Szanowana firma z branży. Na rozmowie kwalifikacyjnej przyjęła mnie pani, ubrana w dżinsy i koszulę w kratę, nie podała mi ręki i nie przedstawiła się. A jak to się mówi - liczy się pierwsze wrażenie... Opowiadała, że właściwie to nie będę robić nic ambitnego, ale żebym pamiętała, że to cały miesiąc i praca od 8 do 16!!! :)
Tego typu historiami mogłabym sypać jak z rękawa, ale miałam również pozytywne doświadczenia z praktyk. Jedną z firm zapamiętam jako miejsce, w którym dowiedziałam się wielu interesujących rzeczy, miałam dużą dozę samodzielności wykonując zadania etatowych pracowników za darmo, których było 3, a praktykantów 8 :) Generalnie byłam bardzo zadowolona, pomijając fakt, że musiałam zmywać naczynia (nie tylko po sobie i klientach, ale także po kolegach etatowych, którzy nonszalancko i bezwiednie zapominali o swoich kubkach), musiałam także odkurzać, zmywać podłogę i zbierać zdechłe muchy z parapetu... :) Wszystko to przeżyłam, ponieważ co nieco się tam nauczyłam. Ale proszę nie pisać, że jako stażysta można się nauczyć nie wiadomo jakich rzeczy i że to kapitał pracodawcy i takie tam... Niestety, ale w gruncie rzeczy praktykanci są tanią siłą roboczą, chyba, że firma albo płaci młodym osobom albo jest przygotowana gruntownie na jego pojawienie się w firmie i ktoś odpowiada za umiejętności, które stażysta ma nabyć w danym czasie. Wtedy jestem za. Oczywiście wierzę w to, że istnieją takie przedsiębiorstwa i po stażu nawet zatrudniają na stałe, ale to chyba nieliczne wyjątki. Konkluzja jest taka: obszerna wiedza zdobywa na stażu lub/i wynagrodzenie (nawet skromne) za staż. I wszyscy będą zadowoleni (w moim odczuciu).
Ad. rynek pracy w Łodzi
Nie jest najlepiej i nie tylko pod względem finansowym (ostatnio na rozmowie pani zaproponowała mi stawkę 1300 zł netto, za to można ewentualnie wynająć mieszkanie i to wszystko, ale jak się usamodzielnić, wyjść na swoje, wziąć kredyt na mieszkanie, jak żyć nie jedząc, nie ubierając się, nie kupując mebli do mieszkania wraz ze sprzętem AGD, nie wspomnę już o RTV, nie dokształcając się i nie chodząc do kina lub do teatru?), ale również pd względem branżowym. W Łodzi nie ma ośrodków badawczych, po co zatem taka specjalizacja na socjologii na Uniwerku (którą notabene kończę)? W Łodzi nie ma rynku telekomunikacyjnego, firm skupiających technicznych fachowców w tej dziedzinie, tylko placówki detaliczne, po co zatem taka specjalizacja na elektronice na Polibudzie (którą na marginesie kończy mój chłopak)? To wszystko skłania młodych ludzi do ucieczki z tego miasta.
Ad. postawa roszczeniowa
O postawie roszczeniowej jako prawie - socjolog mogłabym się rozwodzić godzinami, fakt, to całkiem nowe zjawisko jeśli chodzi o młodą inteligencję. Tylko co innego postawa roszczeniowa robotników niewykwalifikowanych a co innego roszczenia ze strony absolwentów, czyli niemal klasy wyższej. Wydaje się, że ich roszczenia do pracy (samego faktu jej posiadania, niekoniecznie konkretnej płacy) są uzasadnione. Dawniej mówiło się: "idź na studia to będziesz mieć dobrą (!) pracę". Właściwie to studia są teraz taką oczywistością, że nawet się z tym nie dyskutuje. Kiedyś na studia szli nieliczni. Najlepsi. Teraz każdy idzie na studia. Nie jestem ani za ani przeciw. Każdy ma prawo spróbować. Jednak poziom łódzkich uczelni i poziom ich studentów jest bardzo zróżnicowany, ale to temat na osobny wątek. I mamy ostatecznie magistrów multum, inżynierów mniej, ale o nich bym się właściwie nie martwiła.
Dzisiaj dziadek Kazik mówi: "nie lepiej było iść na prawo albo stomatologię?". :)
Uczę się już 17 lat i wydaję mi się, że to dużo, zwłaszcza, że do swojej nauki zawsze podchodziłam poważnie. Gdybym nie poszła na studia, miałabym już 5-letnie doświadczenie zawodowe. Ale wolałam siedzieć na uczelni i niekoniecznie zbijać bąki. Gdybym poszła na studia wieczorowe, też miałabym 5-letnie doświadczenie zawodowe. Gdybym wybrała inny kierunek... itd. Jestem humanistką i czy to oznacza, że ponieważ takich jak ja jest 5 tysięcy i konkurencja jest ogromna to albo nie znajdę po obronie pracy przez pół roku albo będę zarabiać marne grosze? Ja niczego nie żądam. Tylko 1300 zł to na miarę moich aspiracji, wiedzy i wysiłku włożonego w edukację (i staże też!!!) nieco mało... Ale pewnie taką pracę podejmę, bo nie mam innego wyjścia. Albo wyjadę do stolicy szukać szczęścia, tylko troszkę mi szkoda, bo bardzo kocham moje beznadzieje miasto.
Z pozdrowieniami dla wszystkich łodziaków
Jeszcze nie sfrustrowana, ale zaniepokojona E.