Prot
Haładaj
Programmers manager
& solutions
designer. Apps &
applicat...
Temat: Polskie bagno w internecie wg lutowego Pressu.
Dlaczego nasz Internet, w przeciwieństwie do zachodniego, pełen jest jadu, wyzwisk i grubiaństwa. I co z tym można zrobić.Czytając komentarze w sieci, można odnieść wrażenie, że z ostatniego sukcesu Martyny Wojciechowskiej cieszy się właściwie tylko ona sama. Podróżniczka zdobyła na początku stycznia Masyw Vinsona, najwyższy szczyt Antarktydy. Zamiast gratulacji posypały się na nią obelgi za to, że wyjeżdżając na niebezpieczną wyprawę, zostawiła w domu kilkumiesięczną córkę. Wśród komentarzy na stronie TVN24.pl można było przeczytać: „IDIOTKA! Egoistka do potęgi!!! To po co decydowała się na dziecko, jak chciała jeszcze sobie poszaleć ekstremalnie z narażeniem życia???!!! Myśli TYLKO o sobie, swoich ambicjach, zamiarach i zachciankach!” albo „...a co z Pani noworodkiem?? to tak postępuje matka?”. Zdecydowanie mniej było słów typu: „Gratuluję i zazdroszczę wszystkiego” lub „Fascynujący człowiek z Pani Redaktor! Chylę czoła...”. Wśród łagodniejszych komentarzy znalazły się np. takie: „Pani Martyno, mając małe dziecko i tak narażać swoje życie, to trzeba być bardzo nieodpowiedzialnym i egoistycznym człowiekiem”.
Polacy nie potrafią ugryźć się w język, nawet w przypadku tematów bardzo delikatnych. Pod informacjami na temat śmierci Macieja Kuronia wśród kondolencji i słów wsparcia dla rodziny czytaliśmy: „a na co on liczył przy takiej nadwadze... to naturalna konsekwencja nadmiernej tuszy” (Dziennik.pl) albo „tusza… nie dbał o zdrowie!!!” (TVN24.pl).
Kiedy ogłoszono nominacje do tegorocznych Oscarów, na polskich forach zawrzało. Czytelnicy Pudelka tak komentowali nominację dla Angeliny Jolie i Brada Pitta: „Ale oni są obleśni”, „Brad wygląda jak pedał z tymi wąsami”, „Weźcie tę wychudzoną żabę ze spuchniętymi ustami” lub „Ona jest naprawdę brzydka… masakra”. Pod podobnym artykułem na amerykańskim serwisie OMG! czytamy: „Brad, Brad, Brad, bardzo bym chciała, żeby wygrał w tym roku. Jest rewelacyjnym aktorem i to jego dobry czas” lub „Brad wygląda dziwnie (…) on i Angelina to świetni aktorzy”.
Pod artykułem (OMG!) streszczającym wywiad, który przeprowadzono z aktorką Jennifer Connelly (opowiadała w nim o swoim małżeństwie), amerykańscy internauci pisali: „W końcu prawdziwy człowiek w świecie plastikowych, hollywoodzkich dziwolągów… I jest piękna… mam nadzieję, że jej małżeństwo będzie udane” lub po prostu: „Jest gorąca i mądra”.
Kiedy Pudelek.pl napisał o planowanym ślubie aktora Jana Nowickiego i właścicielki teatru Sabat Małgorzaty Potockiej, polscy internauci tak to skomentowali: „A ta pani na pewno jest właścicielką teatru? A nie domu publicznego, czasem? Bo na taką wygląda – bardzo stara »Burdel mama«, to widać na pierwszy rzut oka!” lub tak: „Na miejscu tego starego idioty co gra wielkiego aktora bałbym się, że ta stara lampucera urwie mi małego tymi nadmuchanymi warami brrrrrrrrrr!!!!!”. Na pierwszej stronie znalazł się też komentarz: „No, ci to się dobrali! Ona stara, złośliwa, zmanierowana jędza i on jeszcze starszy, cyniczny, wiecznie zrzędzący dziad. Nie ożenił się nawet z matkami swoich dzieci, a na starość zachciało mu się ożenku z podstarzałą, głupią jędzą”.
Marta Klimowicz, badaczka Internetu i doktorantka w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego, ocenia takie komentarze jednoznacznie: – Polscy internauci wulgarnie krytykują wszystkich, nawet ludzi, którzy odnieśli sukces. To anonimowość daje im odwagę.
Grzech ciężki
Jan M. Zając, psycholog społeczny z Uniwersytetu Warszawskiego, w grudniu ub.r. obronił pierwszą w Polsce pracę doktorską, której tematem były blogi. Informację na ten temat zamieszczono na stronie Gazeta.pl. Niedługo później komentował ją na swoim blogu jeden z internautów: „Czy tak łopatologiczne wnioski odnośnie blogów mogą powstać na skutek pracy doktorskiej?”. Jego czytelnicy podpisali się pod tymi wątpliwościami i zaczęło się: „Ciekawe właśnie, z czego robił ów doktorat? Z łopatologii? Przepraszam bardzo, ale jestem ciekawy, co za promotor i co za profesorowie pozwolili na uznanie takiej pracy” lub „Całość (dostępnych) wniosków jest na poziomie średniej jakości artykułu do prasy codziennej”.– Nikt nie przeczytał całego doktoratu, krytykowano coś, czego na dobrą sprawę nikt nie znał – mówi Marta Klimowicz. – A w tym samym czasie Danah Boyd, amerykańska socjolog, pochwaliła się na blogu, że obroniła doktorat. Żaden spośród kilkudziesięciu amerykańskich internautów nie powątpiewał w osiągnięcie Boyd. Zamiast tego pod zdjęciem jej dyplomu można przeczytać: „Gratuluję i proszę nie przestawaj karmić nas nowymi wyjaśnieniami i obserwacjami dotyczącymi zachowań społeczności internetowych” lub „Gratulacje, ciesz się z wakacji, zasłużyłaś na nie”.
Klimowicz opisała całą sytuację na swoim blogu. Wśród komentarzy do tego wpisu pojawiło się zdanie: „W Polsce jeśli dzielisz się swoim sukcesem, to się chwalisz. A chwalenie się to próżność, a próżność to grzech. Grzech cięższy tym bardziej, jeśli Twoi bliźni mają gorzej”.
Różne oblicza krytyki
Ostatnimi czasy na ustach całej Europy znalazła się Rachida Dati, była już francuska minister sprawiedliwości. 43-letnia atrakcyjna rozwódka na początku stycznia urodziła córeczkę. Dziennikarze bulwarówek i poważnych opiniotwórczych gazet chcieli dociec, kto jest ojcem dziecka, ale Dati odpowiadała: „Moje życie jest skomplikowane”. Niedługo później opinię publiczną zbulwersowało to, że minister już pięć dni po porodzie była w pracy. Internet zaroił się więc od artykułów na jej temat, a co za tym idzie – od komentarzy.
Na francuskiej plotkarskiej stronie Pure People pod tekstem dotyczącym Dati pojawiło się kilka niepochlebnych zdań: „Pewnie dużo płaci, by wyglądać pięknie i zakłada gorset, żeby wyglądać szczupło” lub „Wszyscy widzą, że jej zdjęcia są retuszowane. Nie ma co robić z tego afery”. Ale mała afera się zrobiła, bo takimi niegrzecznymi przytykami internauci narazili się na falę krytyki. W efekcie na stronie pojawiło się znacznie więcej pozytywnych komentarzy na temat Dati, które piętnowały jej przeciwników. „Jest piękna, pełna blasku, inteligentna, a wy wszystkie umieracie z zazdrości” – pisała internautka Clairette, a fluere-tulipe: „Odkąd urodziła córkę, wydaje się być delikatniejsza. Uważam negatywne posty na jej temat za przesycone zazdrością i frustracją”.
Bo francuscy internauci też krytykują, ale znacznie rzadziej niż polscy. A kiedy już to robią, używają kulturalniejszego słownictwa. Na stronie Onet.pl można np. przeczytać taką krytykę Dati: „Mam zasadę, żeby nie zatrudniać w mojej firmie dziewek, z którymi spałem. Gdybym złamał tę zasadę, to musiałbym splajtować albo byłbym oskarżony o molestowanie przez zazdrosną konkurentkę”. Nie brakuje też komentarzy o rasistowskim wydźwięku, na przykład: „Córka Marokańczyka i Algierki Czy to już koniec Europy?”. A Polacy, nawet kiedy chwalą, używają niewybrednego języka: „Spoko – urodziła, bo chciała i spoko i co to kogo obchodzi? Zarabia na siebie, na niczyim garnuszku nie siedzi. A ciotom w oczy kole”.
– To frustraci – ocenia dr Dominik Batorski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego. – Zachodni użytkownicy Internetu komentują wszystko przychylniej i spokojniej, bo po prostu mają mniej kompleksów.Amelie Poinssot, korespondentka dziennika „La Croix” i radia RFI, dodaje też, że w porównaniu z francuskimi polskie fora charakteryzują się większą liczbą wulgaryzmów. – Więcej na nich treści obraźliwych i przekleństw. Jednak i Polacy, i Francuzi podchodzą emocjonalnie do pewnych tematów. Potrafią też pisać komentarze zupełnie nie na temat, pozbawione jakiejkolwiek refleksji – uważa dziennikarka.
Usuwają połowę wpisów
Także Gabriel Lesser, komentatorka niemieckojęzycznych mediów, np. „die tageszeitung”, zauważa, że polscy internauci rzadko ze sobą dyskutują. Znacznie częściej piszą cokolwiek, w ogóle nie odnosząc się do wypowiedzi poprzedników. Tymczasem na niemieckich stronach ludzie przerzucają się argumentami. – I tu, i tam jest jednak wiele osób, z którymi nie sposób dyskutować, tyle że niemieccy administratorzy sieci inaczej ich traktują – zauważa Lesser. – Na polskich stronach często nazywa się mnie faszystką, którą należy zlikwidować. To posty obraźliwe, z których autorami nie mam najmniejszej ochoty dyskutować. Dziwi mnie natomiast, że moderatorzy stron nie usuwają takich komentarzy. W Niemczech publikowanie ich byłoby niedopuszczalne – twierdzi Lesser.
U naszych zachodnich sąsiadów jednym z najbardziej gorących tematów był ostatnio konflikt w Strefie Gazy. Na stronie GMX od 25 grudnia ub.r. zamieszczano kolejne informacje dotyczące sytuacji na Bliskim Wschodzie. Do dnia, w którym zamknięto dyskusję, napisano 1392 komentarze. Mniej więcej połowa została usunięta. – To najpewniej były wypowiedzi antysemickie – uważa Lesser.
Komentarze, które pozostały do wglądu, nie miały w sobie cienia antysemityzmu. Co nie oznacza, że krytyka Izraela nie jest dopuszczalna. Byle rzeczowa i na poziomie. Na przykład res7cue pisał: „Życzę pokoju, ale to mało prawdopodobne biorąc pod uwagę to, co robi Izrael. Mam teraz więcej zrozumienia dla reakcji Libanu”. Kolejne komentarze brzmiały: „Izrael i Palestyna. Wciąż jest tak samo. Jeden coś mówi, a drugi odpowiada bombami” lub „Dlaczego Rosja nie zareaguje w żaden sposób? Przecież Putin tak bezwzględnie wypowiadał się w sprawie Kosowa”.
W tym czasie na polskich stronach również pojawiało się coraz więcej komentarzy. Na przykład na stronie internetowej „Dziennika” o Izraelczykach można przeczytać: „Juden zrobili najpierw getto w Gazie, a teraz obóz koncentracyjny. Nie ma czasu wybudować pieców, więc bomby muszą wystarczyć. Jakoś trzeba się pozbyć tych podludzi, gojów i tubylców. Historia wywija niesamowite hołubce” lub „Dzieci będą czytały o nich w szkole, że był eksperyment z państwem żydowskim w Palestynie, ale Żydzi nie podołali wymaganiom stawianym cywilizowanym społecznościom”. Nie brakuje także komentarzy obwiniających o konflikt drugą stronę: „Palestyńczycy jako naród są odpowiedzialni za to, że wybrali terrorystów do władzy. Teraz tylko ponoszą konsekwencje. W latach 30. Hitler również został wyniesiony do władzy głosami »niewinnych« ludzi”.
Nie czyta, ale wie!
Żeby utrzymać komentarze na jakim takim poziomie, moderatorzy stron muszą pracować pełną parą. Na strony Interii codziennie trafia ok. 15 tys. komentarzy. Usuwana jest aż jedna trzecia z nich. Powód? Zawierają wulgaryzmy, treści obrażające uczucia religijne, komentarze rasistowskie, nawołujące do przemocy, nadużywania alkoholu lub innych substancji, zawierające dane osobowe.
Agnieszka Kliber z Interii przyznaje jednak, że przy kilkunastu tysiącach komentarzy dziennie zdarza się, że moderator nie wychwyci niewłaściwych treści i komentarz dostaje się na stronę. Jeśli ktoś go zauważy, jest usuwany, jeśli nie, wciąż znajduje się na stronie. Oczywiście zostają też komentarze głupie, ale zgodne z prawem. Przykładem może być artykuł dotyczący Korei Północnej, a konkretnie informacja, że Kim Dzong Il, północnokoreański dyktator, wybrał swojego następcę. Ma nim być jego najmłodszy, 25-letni syn. Na tę wiadomość polski Internet zareagował tak: „Błagam!!!!!! Wskażcie choć jedną różnicę pomiędzy Kim Dzongiem, a Marią Curie Skłodowską!!!” oraz tak: „Yaro synów nie ma, prędzej umrze niż komuś powierzy kierowanie PiS-em”.
Tymczasem pod artykułem na ten sam temat na niemieckim portalu GMX w większości znajdujemy znacznie poważniejsze komentarze. Na przykład: „To klasyczna i łatwa monarchia absolutna. To już trzecie pokolenie rządzące krajem. Niezrozumiałe, że ludzie się na to godzą” lub „Lud głoduje i cierpi, a syn dyktatora idzie do szkoły w Szwajcarii. Majątek rodziny powiększa się, a szopka wciąż trwa”.
– Polscy internauci wchodzą na jakąś stronę, zostawiają komentarz, mimo że nawet nie przeczytali tekstu, i wychodzą. Potem już tam nie wracają, nie mogą więc odpisać, jeśli ktokolwiek ustosunkuje się do ich wypowiedzi. Z tego powodu, po pierwsze, sporo w sieci głupich komentarzy, po drugie, często brak prawdziwej dyskusji – mówi Marta Klimowicz.
Podkreśla jednak, że taka sytuacja jest specyficzna dla pewnego rodzaju stron internetowych. Takich, na których internautów jest dużo i nie czują się ze sobą związani, a rozmowa nie dotyczy tematów specjalistycznych. Zupełnie inaczej jest na stronach tematycznych. – Na przykład na stronach poświęconych komputerom ludzie bardzo długo i zawzięcie potrafią dyskutować o wyższości maca nad pecetem albo odwrotnie – mówi Klimowicz. – Jakość dyskusji zdecydowanie zależy od strony, na której się ona toczy – potwierdza jej obserwacje dr Dominik Batorski.
Anonim znika z Internetu
Administratorzy stron na Zachodzie także walczą z niewybrednymi komentarzami. Różnica polega na tym, że są w tej walce dużo bardziej zaawansowani niż Polacy. Możliwe jednak, że na francuskiej stronie Pure People komentarze były bardziej przemyślane niż na Onet.pl, bo żeby się tam wypowiedzieć, należy się zarejestrować, a więc podać swój e-mail i mieć stały nick. Kiedy internauta musi podać jakieś dane, nawet nieprawdziwe, nie czuje się już tak anonimowy i pozwala sobie na znacznie mniej – do takich wniosków doszli założyciele bardzo popularnej francuskiej lewicowej strony z informacjami http://rue89.com. – Jeszcze dwa lata temu na naszej stronie wiele anonimowych osób komentowało teksty w bardzo agresywny sposób. Zaczęliśmy się zastanawiać, jak to zmienić. Razem z internautami doszliśmy do wniosku, że najlepsza będzie obowiązkowa rejestracja. Kiedy ją wprowadziliśmy, zniknęło 90 procent problemów – wypowiadał się w jesiennym wydaniu francuskiego kwartalnika „Media” Pierre Haski z Rue89.com.
W ten sposób autorzy strony stworzyli społeczność internautów, którzy regularnie komentują zamieszczane na niej artykuły. Co więcej, nawzajem oceniają swoje komentarze. Posty, które mają najwięcej negatywnych ocen, automatycznie znikają. Tak Rue89.com wprowadziło samokontrolę internautów i okazało się, że wulgarne wypowiedzi przeszkadzają również samym użytkownikom Internetu. Taki system oceny nazywa się karma. Plus za komentarz buduje karmę jego autora.
Przymusowa rejestracja powoli staje się normą na zachodnich stronach internetowych. Od 1 lutego br. wprowadziła ją np. firma Concileo, która administruje stronami internetowymi takich gazet jak „Libération” albo „Le Figaro”. Niebawem nie będzie już we Francji portalu, na którym można byłoby się wypowiedzieć w pełni anonimowo.
Bo wolność w sieci nie polega na tym, że można napisać absolutnie wszystko, mimo że sporo polskich internautów właśnie tak ją postrzega. Oburza to Roberta Ménarda, sekretarza generalnego Reporterów bez Granic. W kwartalniku „Media” tak wypowiadał się na ten temat: „Internauci używają pseudonimów po to, by móc napisać wszystko, co chcą, niekoniecznie prawdę. Stoją w opozycji do dziennikarzy”.
Nick w debacie
W naszym kraju powoli, ale zaczyna się coś wreszcie w tej sprawie dziać. W Onecie w styczniu br. wprowadzono system oceny komentarzy (jednak minus dla wypowiedzi nie usuwa jej). Obok artykułów pojawia się lista najbardziej aktywnych zarejestrowanych internautów (choć na forum można pisać, nie będąc zalogowanym, a więc całkowicie anonimowo). – Nasze działania wpływają na tworzenie się społeczności komentatorów – osób, które chcą aktywnie i nie do końca anonimowo, bo pod stałym nickiem, zabierać głos w debacie publicznej – mówi Bartosz Mielecki z Działu Społeczności w Grupie Onet.pl. Równocześnie podkreśla, że wszystkie nowości w serwisie są skierowane tylko do zalogowanych użytkowników. Choć Onet takie nowości wprowadza, aby bardziej przywiązać do siebie internautów, to przy okazji, jak wskazują zachodnie doświadczenia, wydźwięk komentarzy może znacznie złagodnieć.