Temat: makabryczne wydarzenia w Łodzi
Łukasz Buszka:
Przeczytał pan artykul? Czy tak pisze zeby pisac. Nie ma tam
mowy od strzelaniu do psow, co wiecej slowa nie ma nawet o jelonkach czy biednych dzieciach.
Artykuł informuje jedynie o porzuceniu martwych psów. Nie wspomina, czy ktoś je zastrzelił, czy też może zdechły na skutek nowotworów i zostały porzucone w lesie ich ciała. Pod artykułem komentarz, że "może jakiemuś wetowi ktoś zostawił po uśpieniu".
Skoro nie wiadomo, czy tym psom ktoś zrobił krzywdę, całe oburzenie idzie o to, że nie zostały zakopane czy zutylizowane, a po prostu porzucone w lesie. I to jest warte napiętnowania.
Natomiast tutaj na forum dyskusja poszła w inną stronę - bicia "po pysku" myśliwych, którzy mają prawo odstrzału w lesie wałęsających się bezpańskich psów.
A jesli juz mowimy o strzelaniu to jesli by mi potencjaly mysliwy postrzelil w lesie psa to mialby problemy z wyznaczeniem wlasciwego kierunku powrotu do domu. Bo albo ktos jest mysliwym i potrafi rozronic to czego strzela albo jest bydlakiem ktoremu jakis ignorant pozwolil po lesie z bronia chodzic.
Myśliwy ma prawo strzelać do bezpańskich psów w lesie właśnie w obronie sarenek, jelonków i innych milusich zwierzątek. Jeśli ktoś wypuszcza psa bez smyczy i kagańca do lasu, w obroży koloru sierści, musi mieć świadomość, że ten pies może nie wrócić.
Oczywiście, że są przypadki, że myśliwy zastrzelił ewidentnie cudzego, "pańskiego" psa, który miał obrożę i kaganiec, a tylko spuszczony ze smyczy biegał i wcale od myśliwego nie uciekał. Wtedy myśliwy to debil. Ale i tak część odpowiedzialności ponosi właściciel psa.
Rozumiem, że samego sensu odstrzału bezpańskich psów w każdym razie nikt tu nie kwestionuje? Bo tak odczytałem komentarz.