Temat: Tramwaje-przyjmuję skargi i tłumaczę jak najwięcej
W DZISIEJSZEJ GAZECIE : gazeta.pl
Wracałam tramwajem nr 50 z Krowodrzy Górki (wyjazd o 21.27). Było ok. 15-20 pasażerów. Na Krowodrzy wsiadła też grupa czterech lub pięciu młodzieńców, ok. 16-18 lat. Stali z tyłu tramwaju, ja siedziałam w okolicach środka.
Przystanek Dworzec Główny w tunelu szybkiego tramwajuNa wysokości dworca towarowego lub politechniki chłopcy rozochocili się - zaczęli się głośno i wielokrotnie bardzo wulgarnie odzywać do siebie (ty stąd k... spier...; wydup... itd.). Ludzie osłupieli stopniem samonakręcającego się chamstwa. W tunelu, przed przystankiem Rondo Mogilskie, któryś z nich szarpnął hamulec, bo tramwaj zatrzymał się między przystankami na chwilę. Cały czas mężczyźni przeklinali. Wówczas jeden z pasażerów, pan ok. 40-tu lat, podszedł do nich i zwrócił im uwagę, żeby się stosownie zachowywali (wtedy odwróciłam się, zobaczyłam puszczany przez młodzieńca hamulec, a tramwaj ruszył). Następnie - wśród kolejnej porcji przekleństw - panowie spokojnie wysiedli z tramwaju na Rondzie Mogilskim.
Poruszona postanowiłam zadzwonić do MPK. Znalazłam numer kontaktowy (19285) i dowiedziałam się, że rozmowa jest rejestrowana, a następnie przedstawił się z nazwiska pan dyspozytor. Przedstawiłam się i ja i opisałam, jak wyżej, sprawę. I spytałam, czy motorniczy widział lub słyszał, co się dzieje i dlaczego policja nie czekała na Rondzie Mogilskim na tych młodych ludzi.
Dowiedziałam się, że się spóźniłam z interwencją (zadzwoniłam ok. 21.50, zaraz po wejściu do domu) i pan mnie spytał następnie, czy ja sama z tramwaju zadzwoniłam na policję. Odparłam, że nie. Wszyscy siedzieliśmy jak sparaliżowani i aż dziw, że ten jeden pan do nich podszedł i się nie bał.
Usłyszałam też, że motorniczy nie widzi, co się dzieje i nie słyszy i powinnam do niego podejść i mu powiedzieć, to on by wtedy zawiadomił centralę i przysłaliby policję. Może i racja, ale spytałam, czy motorniczy nie poczuł, że tramwaj został zatrzymany, czy o tym nie dał znać? Tu usłyszałam, że pan dyspozytor tego nie wie, bo właśnie przyszedł do pracy. Dodałam, że nie wiem, po co były tak przedłużane kontrole przeciwpożarowe, jeśli można być w niebezpieczeństwie z powodu oprychów skąd nie ma ucieczki. I dlatego dzwonię.
Pan powiedział także (sic!) że on też jest ojcem, ma syna i go krótko trzyma, a od 1989 roku młodzież jest bezstresowo wychowywana i oto mamy skutki. Chamstwo nas zalewa i proszę, co się dzieje. I tak dalej, i tak dalej... Wszystko rozdrażnionym i nieco poirytowanym głosem (rozmowa podobno została zarejestrowana, można posłuchać, jak pan dyspozytor MPK był otwarty i miły).
No cóż, podziękowałam za serdeczną radę i rozłączyłam się...
Zastanawiam się, po co są te telefony kontaktowe do MPK, skąd się bierze gadanie o znieczulicy społecznej i obojętności, jeśli taki jest skutek "głosu ludu"...
Być może są procedury postępowania dla pasażerów w sytuacjach opisanych powyżej, ale należałoby zaznajomić z nimi społeczność.
W każdym razie jest to zachęta dla młodzianów do dalszej bezkarności.
Pozdrawiam serdecznie,
Mieszkanka Krakowa