Marcin Łukasz
B.
Take Your POLE
POSITION
Temat: (Nie)poradnik kulinarny
Część pierwsza: FRYTKIPotrzebne nam będzie:
- paczka mrożonych frytek Aviko (750g)
- olej z pestek winogron (100ml)
- ketchup
- solniczka z zawartością
- zupka chińska (Vifon krewetkowy, ostry)
- naczynie żaroodporne (piekarnika akurat nie mam a we frytkownicy byłoby zbyt prosto)
- kuchenka elektryczna (właściwie największy grzejnik)
- czajnik bezprzewodowy
- żródło prądu elektrycznego
- drewniany widelczyk
- tradycyjny widelec
- łyżka
- talerzyk
- miseczka o poj 1L
- kosz na śmieci
Opcjonalnie:
- maska przeciwgazowa
- gaśnica (najlepiej halonowa ale może być każda inna)
SPOSÓB PRZYGOTOWANIA:
Włączamy najwiekszy grzejniczek i czekamy aż temperatura powietrza w mieszkaniu wzrosnie o ok. 3-4 st.C. W międzyczasie po paru minutach walki z woreczkiem przesypujemy frytki do żaroodpornego naczynia. Wszystkie naraz! Jak szaleć to szaleć.. Jeśli kolor grzejnika zmienił się z czerwonego na biały to znak że możemy śmiało postawić na nim nasze frytki. pozostawiamy gar samemu sobie i oddajemy się codziennym obowiązkom np. przeglądaniu grupy Kraków na GL'u.. Powracamy do frytek po okolo 10 minutach. Ze ździwieniem zauważamy że w naszym naczynku nie ma już frytek tylko mgła.. Wtedy należy podjąć zdecydowane kroki zaradcze.. Włączamy okap kuchenny na maksymalne obroty i odważnie uchylamy wieczko przezroczystej, żaroodpornej michy. osobom posiadającym maski przeciwgazowe proponuje się ubranie ich przed tą operacją. pozostali jakoś będą musieli to znieść... kiedy pochłaniacz wykona swoją robotę ukaże nam się niezwykły widok. Z frytek tworzy się coś na kształt lassagnii połączonej z wuzetką. Na dnie mamy całkiem grubą wartstwę zwęglonych frytek, po środku są żółte i śliskie a na samym wierzchu leżą sobie spokojnie frytki mrożone. Co nalezy zatem srobić ? Oczywiście! Zblendować! Przeszukujemy zatem przepastną szufladę z różnymi dziwnymi urządzeniami gospodarstwa domowego i juz uzbrojeni w mega-zajefajny, ogromny drewniany widelec przystępujemy do mieszania. Co 2-3 minuty podnosimy pokryweczkę i rzeczonym widelczykiem próbujemy w jakiś sposób wymieszać tą bezkształtną, ziemniaczaną masę. Po 5 powtórzeniach dochodzimy do jedynie słusznego wniosku, że to dalej nie ma sensu... W przypływie weny twórczej postanawiamy wzbogacić mieszankę i dodać trochę oleju z winogron. Nie żałulemy sobie i wlewamy całą dostępna ilość. Następnie przykrywamy naczynko i spokojnie, w poczuciu panowania nad sytuacją idziemy sobie pooglądać Klan lub jakiś inny dreszczowiec. W przerwie reklamowej odwiedzamy nasze naczynko. W środku znowu mgła tylko jakby trochę gęstsza. Liczymy do dziesięciu, bierzemy głęboki oddech (jeśli wcześniej wylączyliśmy już okap należy koniecznie znów go uruchomić!!) i zdecydowanym ruchem podnosimy pokrywkę ( można to również robić w masce..). Wykonując tę czynność należy trzymać gaśnicę w pogotowiu. Kiedy dym już opadnie (jakieś 5-6 minut) ściągamy nasze żaroodporne naczynie z grzejniczka. I tu niestety rozczarowanie... o ile (jak sama nazwa wskazuje) micha jest wybitnie żaroodporna to w kontakcie z zimnym podłożem może ulec dezintegracji na mniejsze naczynia żaroodporne, niestety raczej nie spełniające już zwojej podstawowej roli... (taki niefart). Bierzemy wcześniej przygotowany talerzyk i za pomocą tradycyjnego widelczyka (stal niedzewna, IKEA, zielona rączka) przenosimy na niego wszystkie nasze fryteczki znajdyjące się we wraku żaroodpornego naczynia i na całym blacie kuchennym (zupełnie nie wiem po co tak właściwie odpadło to denko..). Nasze już nieżaroodporne nienaczynia umieszczamy w koszu na śmieci.. Następnie dokonujemy inspekcji naszych frytek (o ile można je jeszcze tak nazwać..) i eliminujemy najsłabsze ogniwa, tj. te spalone na węgiel i te jeszcze jakimś cudem zamrożone (pewnie modyfikowane genetycznie były) i wywalamy je do śmietnika. Resztę zalewamy ketchupem i przyprawiamy solą do smaku... Po spożyciu kilku sztuk dochodzimy do wniosku że niemamy tyle soli żeby było do smaku.... Sąsiedzi zresztą też nie..... reszta frytek ląduje w koszu na śmieci a my przystępujemy do wykonania planu awaryjnego. W czajniku gotujemy wodę a w miedzyczasie wsypojemy zawartość torebki Vifon do miseczki (można pokruszyć załączony makaronik...). Kiedy doprowadzimy wodę do wrzenia (dla laików 100 st.C) zalewamy przygowowana mieszankę i czekamy ok 5-7 minut. po tym czasie nasza zupa a właściwie nasz plan B jest gotów do spożycia. Bierzemy łązkę i delektujemy się ostrym smakiem przygotowanej potrawy..
SMACZNEGO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
p.s. Wszytkie przedstawione sytuacje i postaci są niestety autentyczne :-(
Marcin Łukasz B. edytował(a) ten post dnia 15.02.07 o godzinie 19:37