konto usunięte
Temat: Nie ma pracy dla inżynierów w Krakowie
Jakub Łoginow:
Prawdę mówiąc, jestem mocno zdziwiony tym, że informatycy i programiści nadal mają takie świetne perspektywy zawodowe. W 2000 roku byłem przekonany, że spotka was los marketingowców i prawników. Przypomnijmy: po 1989 roku nagle zrobił się boom na specjalistów od marketingu i zarządzania, młodzi ludzie którzy poszli w tę stronę praktycznie bez szczególnych kwalifikacji zaczęli robić oszałamiające kariery. W efekcie powstała masa uczelni (prywatnych i nie tylko), gdzie można było studiować te kierunki i już po kilku latach rynek się wysycił i teraz jest w tym zawodzie generalnie niezbyt dobrze - praca jest, ale nisko płatna.
Tak samo było z prawnikami. W czasach szkolnych żyłem w przeświadczeniu, że najbardziej liczą się dwa kierunki studiów: medycyna i prawo. Dostać się na nie jest cholernie trudno, trzeba się uczyć po nocach i brać korepetycje (nierzadko też dawać łapówki), ale jak już ktoś skończy medycynę lub prawo, to jest gość, z prestiżem i kasą. W przypadku medycyny to się cały czas sprawdza, ale z prawem już jest inaczej. Za moich szkolnych czasów studia prawnicze były cholernie trudne, ale coś gwarantowały - teraz powstało mnóstwo prywatnych uczelni, gdzie prawo może studiować praktycznie każdy, a zawód prawnika się zdezawuował i już nie jest ani tak prestiżowy, ani nie daje gwarancji dobrych zarobków. Prawników jest strasznie dużo, a możliwości dostania się i ukończenia aplikacji są małe.
Nie do końca tak jest jak piszesz, właśnie nadal prawnik to jest gość z kasą. Tylko zastanów się kim jest prawnik, prawnik to nie absolwent kierunku prawo, a osoba po aplikacji prawniczej, tak samo radca prawny to osoba po aplikacji radcowskiej, sędzia sędziowskiej itd. Jeśli chodzi o liczbę absolwentów prawa to jest ona o wiele większa niż liczba osób przyjętych na aplikacje i to nie tylko za sprawą prywatnych uczelni jak ma to miejsce w przypadku zarządzania (w tym przypadku się zgadzam). Kiedy mój brat rozpoczynał studia prawnicze na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, zaczynało z nim te studia około 300 osób na studiach dziennych i 200 na studiach zaocznych. Studia skończyło w sumie może 300 studentów, z czego miejsc na aplikacji sędziowskiej (na którą było wtedy najwięcej przyjęć) było nie więcej jak 30. Jeśli komuś udało się skończyć takową aplikację (nie rzadko łącząc pracę zawodową z aplikacją, bo aplikacja nie jest płatna, a z czegoś trzeba żyć i jeszcze mieć szefa który da wolne 2 dni w tygodniu na pójście do sądu) to potem okazuje się, że etatów dla sędziów w sądach w danym mieście nie ma albo są 2-3 (nierzadko na pół etatu). I jak już to wszystko przebrniesz i uda Ci się dostać pełen etat to wtedy dopiero nazywasz się: prawnikiem, radcą prawnym czy sędzią i jesteś gościem z kasą.
Byłem przekonany, że tak samo będzie z informatykami - w końcu również powstała cała masa prywatnych uczelni kształcących informatyków, poza tym jest bardzo dużo nawet gimnazjalistów-samouków, którzy sobie coś programują i myślałem, że prędzej czy później i ten rynek się przesyci. Jak widać nie - przynajmniej tutaj jest jakiś pozytyw.