Temat: Kraków zaściankiem Polski?
Moim skromnym zdaniem, Kraków jest zaściankiem i wszyscy się na to godzą.
Mieszkam w Bratysławie, mieście o połowę mniejszym od Krakowa - ale wyglądającym bardziej "europejsko" i "światowo", z o wiele większymi możliwościami zawodowymi.
Dlaczego? Między innymi dlatego, że z Bratysławy da się gdziekolwiek dojechać - a z Krakowa nie (oprócz Warszawy). Wiedeń - godzina jazdy, Praga - 4 godziny, Budapeszt - 2 godziny. A z Krakowa 2 godziny jedzie się do głupich Katowic.
Kraków jest naturalnym miejscem na to, by być głównym polskim ośrodkiem współpracy ze Słowacją - najdynamiczniej rozwijającym się krajem UE. Ale wszyscy pod Wawelem mają to w dupie. Istnieje taki projekt SONORA, gdzie samorządy m. in. Gdyni, Łodzi, Warszawy, Katowic, Ostrawy, Brna, Bratysławy, Wiednia, Triestu i Wenecji lobbują w UE na rzecz utworzenia korytarza transportowego Bałtyk - Adriatyk. I im się to stopniowo udaje. Powstaną ze wsparciem UE inwestycje, które oczywiście ominął Kraków, bo w Krakowie NIKT (nie tylko władze, ale i intelektualiści, patrioci lokalni, media) nie raczy się tym tematem zainteresować. A przystępując do tego projektu dałoby się wylobbować zbudowanie magistrali kolejowej Kraków - Podłęże - Tymbark - Muszyna - Słowacja, która by tak wiele zmieniła.
Ale nie, "co tam będziemy się zniżać do poziomu współpracy z jakąś Słowacją, toż to naszemu stołeczno-królewskiemu Krakowowi nie przystoi". Efekt jest taki, że to w Katowicach, a nie w Krakowie, powstają miejsca pracy w sferze współpracy polsko-słowackiej, polsko-węgierskiej, polsko-bałkańskiej. Katowice stają się biznesowym centrum Grupy Wyszehradzkiej, bo w Krakowie wszystkim wystarczy, że mamy dobry klimat, świetne knajpy i kulturę.
Kolejna sprawa - mamy w mieście żwirowiska, gdzie po wyeksploatowaniu złóż piasku i żwiru teren zostaje zalany wodą. Od kilkunastu miesięcy na
http://porteuropa.eu apelujemy o to, by już teraz podjąć społeczną debatę na temat przyszłego zagospodarowania tych miejsc, gdyż tanim kosztem mogą w Krakowie powstać całkiem duże i fajne jeziora rekreacyjno-żeglarskie, o powierzchni trzykrotnie większej, niż Kryspinów. Ale gdzie tam, pies z kulawą nogą się tym nie zainteresuje, wszak w Krakowie nie przystoi zajmować się tak przyziemnym tematem...
I podobnych przykładów można by mnożyć - jesteśmy tacy wspaniali, tacy nobliwi, więc po co robić cokolwiek? Lepiej marnować jedną okazję za drugą.