Temat: Busy...
Busy: czy kary dają efekty?
2010-10-26, Dziennik Polski, Transport, Barbara Ciryt
"BEZPIECZEŃSTWO. Przewoźnicy i kierowcy zbierają mandaty, tracą dowody rejestracyjne. Urząd Marszałkowski rzadko odbiera licencje i zezwolenia.Nagminne naruszenie ustawy o transporcie, samowolne zmiany godzin kursów, jazda niezgodna z rozkładem, rezygnacje z przejazdów wieczorem, w soboty czy niedziele, niesprawny tabor, notorycznie pojawiające się usterki w samochodach - za takie przewinienia przewoźnicy mogą stracić zezwolenia na wykonywanie kursów.
- W ubiegłym roku było siedem przypadków, w których właścicielom firm przewozowych cofnięto zezwolenia. Samych skarg na przewoźników było sto. 46 postępowań zakończyło się nałożeniem kar finansowych na łączną kwotę 82 tys. zł - mówi Jarosław Kostrzewa, kierownik biura prasowego Urzędu Marszałkowskiego, gdzie wydaje się dokumenty firmom przewozowym.
W tym roku kontrole są bardziej wzmożone niż w latach poprzednich. Jednak do tej pory żaden z przewoźników nie stracił ani zezwolenia na wykonywanie kursów, ani licencji na usługi transportowe. - Trzeba pamiętać, że procedury trwają długo - zaznacza inż. Piotr Marzec, pełniący obowiązki naczelnika krakowskiej Inspekcji Transportu Drogowego. Zezwolenia i licencje traci się za naruszanie przepisów o transporcie. To dotyczy właścicieli busów, firm przewozowych. Natomiast za łamanie prawa o ruchu drogowym karani są kierowcy. - Nakładamy kary pieniężne i zabieramy dowody rejestracyjne za poważne usterki i niesprawne pojazdy - mówi Piotr Marzec. Ubolewa, że stosunkowo nieduża jest kara za przepełnione pojazdy. To częste przewinienie i bardzo niebezpiecznie, a kara wynosi 100 zł.
Jeśli kontrolerzy uznają, że popełnione przez kierującego czyny mają znamiona przestępstwa, zagrażają pasażerom, to kierują sprawy do prokuratury. - Tak samo jest z fałszowaniem dokumentów. Czasem przewoźnik potwierdza swoim podpisem, że kierowca w danym dniu nie pracował, tymczasem wszystko wskazuje, że prowadził pojazd - zaznacza Marzec.
Winę przewoźnikowi mogą udowodnić prokuratura lub sąd, wtedy trzeba się liczyć z odebraniem zezwolenia lub licencji. Kierowców busów sprawdza nie tylko Inspekcja Transportu Drogowego, ale także policja i zespół ds. kontroli Urzędu Marszałkowskiego. - Rocznie takich kontroli z urzędu jest około 400 - wylicza Jarosław Kostrzewa. Zespół kontrolujący sprawdza zgodność jazdy z rozkładem, siatkę połączeń, zasady korzystania z przystanków czy informacje o godzinach odjazdu na przystankach.
- Kierowcy zawsze mają możliwość wytłumaczenia się z uchybień. Zdarza się, że pracownicy Urzędu Marszałkowskiego umarzają sprawy, bo przychylają się do argumentów przewoźnika - zaznacza Marek Dyszy, prezes Małopolskiego Stowarzyszenia Przewoźników Osobowych. - Czasem inspekcja kara przesadnie, dotkliwie i nieadekwatnie do usterek. Zabiera dowód pojazdu, nawet jeśli nie ma zagrożenia bezpieczeństwa dla pasażerów - skarży się.
Kontrolerzy z Inspekcji Transportu Drogowego przyznają, że ostatnio codziennie zabierają dowody rejestracyjne kierowcom busów i karzą ich mandatami. Twierdzą, że kontrole przynoszą efekty. - Były takie przypadki, że wszystkie albo połowa skontrolowanych pojazdów nie nadawała się do użytku. Teraz sytuacja zaczyna się poprawiać. Ostatnio na 24 busy skontrolowane w Krakowie dowody rejestracyjne zabraliśmy czterem, a siedmiu kierowców dostało mandaty - wylicza inż. Marzec z ITD.
Kary mają zmusić szoferów, żeby zwracali uwagę na to, ile miejsc ma ich pojazd. Nie zabierać tłumu do busa. - Jednak przez to zaczynają się skargi w drugą stronę. Ludzie z żalem dzwonią, ze kierowca ich nie zabrał z przystanku - mówi prezes stowarzyszenia zrzeszającego przewoźników.
ITD ma na to radę. - Niech przewoźnicy uruchomią więcej kursów - proponują inspektorzy.
Marek Dyszy broni właścicieli busów. - Zmiana zezwoleń trwa kilka miesięcy, więc nie możemy liczyć na nagłą poprawę. Natomiast na busach opiera się komunikacja w małych wioskach, dlaczego nie jeździ tam MPK? A jeśli jedzie, to żąda dopłat. Busy tam kursują, choć ich właściciele nie mają dofinansowania, przecież te firmy nie są charytatywne. Za nierentowne przejazdy też ktoś powinien dopłacać - twierdzi Marek Dyszy."