Temat: Porównanie cen biletów 90-dniowych (Kielce plus 8 miast)
Po pierwsze, temat dotyczy porównania cen biletów okresowych w 9 miastach, z którego to porównania wynika, że kieleccy pasażerowie ponoszą prawie najwyższe koszty bezpośrednie z ocenionych gmin. Czy to dobrze, czy źle? Ktoś powiedziałby, to chyba dobrze, bo jeżdżą tylko ci, których na to stać (przynajmniej w większości przypadków; wyjątek potwierdza regułę). Ale dlaczego w takim razie nie podnieść cen jeszcze wyżej, żeby jeździli tylko ci, których NAPRAWDĘ na to stać i ponosiliby nie tylko koszty, które władza ujawnia, ale i rzeczywiste koszty działalności MPK&Partnerzy?
Tyle, że to ślepa uliczka, bo prowadzi do ograniczenia dostępu do komunikacji zbiorowej dla większości społeczeństwa, której ta komunikacja jest dedykowana.
To obniżmy ceny biletów! Powiedzą inni. Ok, ale to doprowadzi do sytuacji, w której koszty działalności przewoźników będą finansowane w zasadzie tylko z budżetu gminy, czyli w jeszcze większym stopniu przez osoby nie korzystające z autobusów - właścicieli samochodów osobowych.
Co zatem zrobić? Dać pasażerom wybór. Otworzyć lokalny rynek na konkurencję. Popatrzcie, zastrajkowało PKP. Oglądam live z jakiegoś miasta, gdzie nie kursują pociągi. Ludzie nie mają jak dotrzeć do pracy. I co się dzieje? Pod dworzec PKP podjechały taksówki, busy i autobusy. Dodam, że wszystkie prywatne, widać było po reklamach tychże na pojazdach.
I teraz policzmy - bus po Kielcach kosztuje 2 zł, cena może różnić się w zależności od przewoźnika. Bus został kupiony z pieniędzy przedsiębiorcy. Zatem płacimy za przejazd, koszt paliwa, pensję kierowcy i inne oraz za inwestycję w tabor. Tak, płacimy za to. Nikt nam nie będzie robił prezentów.
Ale, jak to jest, że busiarz oczekuje 2 zł i - wracając do naszego podwórka - za bilet na autobus w Kielcach płacimy również ok. 2zł? Nawet nie liczę ostatniej podwyżki. Ale busiarz nie dostaje dotacji z budżetu miasta, a MPK owszem. Jak mu się to kalkuluje bez dotacji? Ale widać, że mu się kalkuluje, bo w innym przypadku bilet w mieście kosztowałby 10zł.
Na co w takim razie idą nasze pieniądze, również te z prawie najdroższych biletów 90-dniowych w południowo-wschodniej Polsce?
Po drugie, zwracam się do Jerzego, możesz wrzucać tutaj jeszcze inne plakaty propagandowe, ale proszę nie zaklinaj rzeczywistości. Piszesz, że kierowcy nie wybudowaliby sieci dróg, nie utrzymaliby jej, piszesz o modelach, o bilansowaniu budżetów przewoźników i potrzebie dopłat.
Komunikacja MOŻE BYĆ opłacalna, co pokazują busiarze. I nie pisz mi tu o "gruchotach" lub podobnych rzeczy, bo nie sztuką jest jeździć nowiutkimi autobusami kupionymi za cudze pieniądze (MPK Kielce). [Wiesz, że poza kupowaniem pojazdów musimy opłacać również rozbudowaną administrację, licząc związki. Po co mi, jako pasażerowi utrzymywanie związków?]
Taki sposób myślenia, czy też nie myślenia o ekonomii powoduje, że w Kielcach musimy dopłacać tak dużo nawet w formie bezpośredniej, z którą władza nie lubi się afiszować, czyli w biletach (tutaj piszemy o 90-dniowych).
Nie widzę też powodu, żeby kielecki ZTM płacił tylko jednej firmie. Pasażer nie oczekuje, żeby woził go kielecki kierowca, nie oczekuje, żeby autobusy miały kieleckie rejestracje, on oczekuje, żeby linia nr 50 nie jeździła raz na pół godziny, tylko raz na 10 minut. A jeśli nawet jeździ co pół godziny, bo jest bardziej opłacalnie, to żeby zlikwidować tę linię, bo wozi powietrze, a autobusy przenieść na inną linię.
Ale do tego nie są potrzebne "modele", tylko rachunek ekonomiczny. Bo skoro dotujemy przejazdy 50-tki z siedmioma pasażerami na krzyż (jechałem, widziałem!), to puśćmy ją co 5 minut, będzie jeszcze zabawniej! [EDIT: Pojawia się w tym momencie ktoś, kto mówi, że są linie, na które nie wejdą prywatni przewoźnicy, bo są nieefektywne z powodu małej liczby klientów. Niestety, ktoś to musi powiedzieć - jeśli jest zbyt mała liczba pasażerów, nie należy tam posyłać autobusów! Choć w Kielcach, które są praktycznie jednym wielkim blokowiskiem, problem ten dotyczy niewielkiej liczby mieszkańców. Do tego, w dzielnicy o małym zagęszczeniu większość ludzi i tak większość jeździ samochodami osobowymi lub powinna nimi jeździć.]
Podsumowując, pasażerowie chcą płacić mniej, ale nie tylko bezpośrednio w biletach, a i w dotacji z budżetu miasta. Te pieniądze mogłyby pójść na remonty dróg, a nie na wiele pustych autobusów wymyślonych z sufitu przez urzędników. Pasażerowie chcą konkurencji, bo tylko wtedy ceny będą odzwierciedlały rzeczywiste koszty przewozów.
Odejdźmy od socjalistycznej zasady, że wszystko trzeba dotować. Państwo (samorządy) na prawdę nie musi zajmować się działalnością gospodarczą.
Rafał Wolski edytował(a) ten post dnia 04.09.11 o godzinie 13:44