Rafał
Wolski
Ekonomista,
dziennikarz radiowy
i telewizyjny
specjalizuj...
Temat: Długi Kielc rosną, jak na drożdżach. To źle!
Jeszcze parę dni temu czytałem, że Kielce są najmniej zadłużonym miastem w Polsce. Konkretnie na drugim miejscu po Olsztynie, ale "tylko" 12% długu (dane za 2008r.) w stosunku do dochodów, to był faktycznie imponujący wynik w porównaniu do mocno zadłużonego Krakowa z 55%. Należy przypomnieć z grubsza, że samorząd nie może zaciągnąć więcej kredytów, niż 60% dochodów rocznych.Coś mi jednak nie dawało spokoju, zważywszy na fakt, że na paru ostatnich sesjach Rady Miasta słyszałem w zasadzie tylko o przyjęciu uchwały pozwalającej zaciągnąć kolejną pożyczkę. Moje przeczucia nie były bezpodstawne. Otóż we wtorek pan radny Tomasz Bogucki (Samorząd 2002) ogłosił, że w 2009r. dług Kielc wzrośnie do 26%, a w 2010r. do 42-43%.
Bez względu na naszą ocenę zasadności celów, na które wydawane są pożyczone pieniądze, nie trudno pominąć faktu, że w ostatnich dwóch latach Kielce zostały zepchnięte z pozycji najmniej zadłużonego miasta na pozycję jednego z najbardziej zadłużonych miast.
Jakie mogą być konsekwencje tego stanu rzeczy? Pisząc to z pozycji publicystycznych i troski o płynność finansową miasta można napisać tylko tyle, że będziemy więcej pieniędzy wyrzucać w błoto, to znaczy na odsetki bankowe. Banki chętnie pożyczają miastom, ale równie chętnie inkasują procenty. Co z tego wynika?
Trudniej będzie prowadzić działalność gospodarczą, ponieważ przedsiębiorcy będą mieli mniejszą szansę na zwolnienia z podatków lokalnych. Mieszkańcy otrzymają gorszej jakości usługi ze strony miasta, począwszy od lokalnych projektów rozwoju infrastruktury (drogi, media), po pomoc społeczną. Mogą stracić nawet sami urzędnicy, którzy po dojściu do granicy wypłacalności budżetu stracą szansę na podwyżki. Wszystko to jest klasycznym wpadaniem w spiralę zwoju, czyli przeciwieństwa rozwoju. Skutki tego mogą być opłakane.
Wiem, że Kielce potrzebują modernizacji (część kredytów zostanie przeznaczonych, np. na węzeł Żelazna). To widać na każdym kroku, bo chyba nikt poważny nie patrzy na nasze miasto przez pryzmat ul. Sienkiewicza. Ale wszystkie, a na pewno większość inwestycji można robić taniej, a nawet bez kosztowo w porozumieniu z prywatnymi firmami. Wystarczy tylko usiąść, przeanalizować potrzeby kielczan i wyszukać najtańszych sposobów ich realizacji. Pozytywnych przykładów można szukać w całej Polsce, szczególnie w małych gminach, od których powinniśmy się uczyć gospodarowania. I powinniśmy przyjąć zasadę, że "lepiej nie mieć długów, niż je mieć".
Choć przyznam, że w tym galopującym kieleckim zadłużeniu jest jeden plus - być może za rok miasto zostanie zmuszone do wprowadzenia reformy wydatków budżetowych, która teraz jest jedynie sugerowana.Rafał Wolski edytował(a) ten post dnia 16.12.09 o godzinie 23:09