Sebastian
B.
Social Media
Specialist
Temat: Dlaczego ludzie jednak wracają do PL ?
Pozwoliłem sobie skopiować jakiś czas temu pewien post z jednej z grup na fb,nie każdy zgodzi sie z tym co zostało napisane ale na pewno warto sie zapoznać z tym wpisem.cytat czyli kopiuj wklej bez edycji
15 czerwca minęło 3 lata odkąd mieszkam w Holandii.
Serce moje zostało w Polsce.
Nad emigracją zastanawiałam się kilka lat, z czego intensywnie 2 lata. 6 lat wcześniej wyjechali do Holandii moi rodzice.
Była to najtrudniejsza decyzja w moim życiu, ale w momencie jej podejmowania jeszcze bardzo naiwna i powodowana tęsknotą za rodzicami. Myśli nt. wyjazdu z kraju ewoluowały z czasem. Najpierw byłam rozczarowana Polską, że moi rodzice w wieku ok 50 lat musieli szukać szczęścia w innym kraju, potem byłam wściekła na Holandię, że ,,zabrała,, mi rodziców. A potem, gdy wszystkie ALE dot. mojego ewentualnego wyjazdu zostały logicznie wytłumaczone, gdy już wszystkie znaki na niebie i ziemii mówiły JEDŹ, wtedy się spakowałam i fruuu…
Przybyłam do obcego kraju, kompletnie innego od Polski. Przeskok kulturowy i językowy był na tyle duży, że przez pierwsze pół roku walczyłam z ogromnym smutkiem, tęsknotą, uczyłam się żyć na nowo. Opowieści a rzeczywistość to jak dwa światy, niby podobnie, ale jednak wpadasz w zupełnie inną przestrzeń.
Nigdy nie byłam w więzieniu, ale nagle zamykają się drzwi i od tej pory już żyjesz inaczej niż dotąd. Nie lepiej, nie gorzej.. inaczej.. Inny system, inni ludzie, inny język, inny sposób życia, inne zasady, wszędzie obco, wszędzie cicho i głucho bo nie znasz języka więc jakbyś był głuchoniemy.
Dziś znam ten system, dziś borykam się z jego absurdami, które napotykam codziennie. Dziś rozmawiam z ludźmi i otwarcie mówię, że nigdy nie będę taka jak oni… Bo jestem Polką, z krwi i kości, do szpiku przesiąknięta polską mentalnością, sposobem myślenia i obyczajami. Nic tego nie zmieni. Kocham swój kraj najbardziej na świecie. Doceniam jego wartości jak nigdy wcześniej. Pielęgnuję język polski, zawsze o Polsce mówię dobrze i nad wyraz, bo Ona mnie wychowała, ukształtowała i dała mi wszystko co dziś mam. Tożsamość.
Piszę to dlatego, bo żyjąc w Polsce nie doceniałam jej, po prostu wszystko było normalne i oczywiste. Wszystko było, dlatego nie myślałam o tym, że tego może nie być.
Czego tu nie mam?
Nie mam tutaj tych prawdziwych, wieloletnich przyjaciół na codzień… Nie mogę wypić z nimi kawy, wyjść na pizzę, porozmawiać twarzą w twarz…
Nie mam tu całej rodziny, nie mogę utrzymywać najbliższych więzi jakie bym chciała….
Nie mogę wstać o piątej rano i poczuć zapachu powietrza nad ranem…
Nie poznaję historii ludzi w kolejce w sklepie, bo przecież niewielu rozmawia w moim języku… Nie to, żebym była ciekawa, ale tutaj wyłaczasz umysł na słuchanie, a jadąc do Polski nagle uderzają Cię zewsząd słowa, na które kiedyś nie zwracało się uwagi.
Nie mam dostępu do polskich warzyw, owoców i całej gamy pysznych naturalnych rzeczy, które w Polsce są na każdym kroku. Ogródki, pola, własna uprawa. Poziomki, jagody, grzyby, biały ser, słonecznik… mogłabym wymieniać bez końca.
Kwiaty w ogródkach, tradycje, lasy, góry, jeziora, moje miejsca, mój świat. Został w Polsce. I prawdą jest, że ciałem jestem tu, a sercem tam. Jest mnie po połowie. Już nigdy nie będę całością, już zawsze będę pomiędzy.
Co mi w takim razie dała Holandia? Nauczyła mnie doceniać. W pełnym tego słowa znaczeniu.
To wszystko siedzi we mnie od 3 lat, i w ciągu tego czasu Polskę odwiedzałam i płakałam za nią. Myślałam, że to kiedyś minie, że się przyzwyczaję, że wrócę kiedyś JA, taka jak byłam tam, ale nie… Z czasem moja miłość do Polski rośnie i kocham ją jak nigdy dotąd. Jestem absolutnie świadoma uczuć jakie miałam, gdy mieszkałam i żyłam w Polsce, a jakie mam teraz. Wyjeżdżałam sfrustrowana, zła, i nastawiona na świat, bo przecież w Polsce to tylko zakazy, blokada ambicji i rozwoju, szara rzeczywistość i walka z urzędami. Bo tam już więcej nie mogłam zrobić. Dziś tak nie myślę, bo pomijając wiele pozytywów Holandii (np. leczenie mojej choroby) to wszędzie jest ostatecznie tak samo. Żyje się i już…
W poniedziałek jadę do Polski. Jest to wydarzenie roku, bo od września 2016 do maja 2017 każdy krok sprawiał ból.
O niczym innym nie myślałam jak o tym, że już nigdy może nie pójdę przed siebie, że nie będę w stanie zobaczyć swojego kraju. No bo jak, skoro kilka miesięcy na pierwsze imię miałam BÓL.
Dziś chodzę. Doceniam jak nigdy proste rzeczy, i jadę rozkoszować się Polską. Marzę o tym, by wszyscy Polacy uśmiechali się razem ze mną. Chcę Polskę przytulić do serca, powiedzieć jej, że doceniam wszystko co mi dała, przeprosić, że ją opuściłam. Dotykać jej każdego kawałka ziemi, każdego drzewa, wdychać zapach głęboko, by starczyło mi na jak najdłużej. Jeść tylko polską żywność, słuchać wszystkich ludzi wokół, chodzić wszędzie, gdzie mnie poniosą nogi. Uśmiechać się i cieszyć chwilą.
Chcę, by moja córcia zobaczyła jaka mama jest, gdy jest u SIEBIE
Polska nie jest zła. Źli są ludzie, którzy myślą o swoich sprawach, a nie o Polsce. To naprawdę widać z perspektywy odległości.