Temat: Segregacja śmieci - dobry pomysł? a może problem?
Z racji zboczenia zawodowego wyszperałem coś takiego:
Światowy kryzys finansów zabija naszą ekologię
Pół roku temu za 10 kilo makulatury w skupie można było dostać 2,5 złotego. Teraz najwyżej 10 groszy.
Kilogram puszek po piwie kosztował 80 groszy, dziś jest aż cztery razy tańszy. Plastikowe butelki PET staniały trzykrotnie. A to nie koniec problemów z odpadami. Dochodzi do takich paradoksów, że wkrótce za oddanie posegregowanych surowców wtórnych trzeba będzie dopłacać.
Jeśli sytuacja się nie zmieni, trzeba będzie rzeczywiście wprowadzić opłaty za odbiór posegregowanych odpadów - mówi Krzysztof Sęczkowski, dyrektor łódzkiego i piotrkowskiego oddziału firmy Remondis. Ceny surowców wtórnych spadają przez kryzys finansowy na świecie. Kilka miesięcy temu do Azji płynęły kontenery sprasowanych plastikowych butelek. Firmy z Indii i Chin przerabiały je na osłonki do kabli, dywany, a nawet odzież. Kiedy nastał kryzys i spadła im sprzedaż, zmniejszyły produkcję. Nie potrzebują już polskich śmieci. - Kiedyś sprzedawałem na pniu każdą ilość, teraz 200 ton śmieci zalega mi w magazynach - skarży się przedsiębiorca ze Śląska.
Przez spadek cen makulatury, plastikowych butelek oraz puszek segregacja odpadów się już nie opłaca. Firmy znalazły się na krawędzi bankructwa, co grozi zwalnianiem pracowników. A także upadkiem idei segregacji odpadów i powrotem do lat 90., kiedy ludzie, ryzykując niewielki mandat, woleli wyrzucać odpadki do lasu, zamiast płacić śmieciarzom za wywóz. Zwłaszcza że i tak będziemy zmuszeni do większych opłat nawet bez luksusu segregowania śmieci. Zobligowany unijnymi dyrektywami rząd systematycznie podnosi opłaty za wywóz tych "zwykłych", nieposegregowanych śmieci na wysypiska. Od 1 stycznia 2009 roku za każdą tonę przedsiębiorstwa komunalne płacą 100 złotych, czyli o jedną czwartą więcej niż rok temu i ponad sześć razy więcej niż dwa lata temu.
To wszystko może sprawić, że prowadzona od kilku lat edukacja ekologiczna weźmie w łeb. - No i przepadną setki milionów złotych - szacuje Jerzy Ziaja, prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Recyklingu.Unijne normy obligują Polskę do odzyskiwania 60 procent zużytych opakowań. Jeśli nie dotrzymamy zobowiązań, grożą nam wysokie kary.
Gospodarcza recesja jak rak trawi już nawet ekologię. Posegregowane odpady z Polski, które jeszcze kilka miesięcy temu na pniu kupowali zagraniczni kontrahenci, dziś zalegają w magazynach, a firmy recyklingowe rozważają likwidację pojemników do segregowania odpadów. Eksperci nie mają wątpliwości: kryzys finansowy może doprowadzić do fiaska prowadzonej od kilku lat edukacji ekologicznej Polaków.
- W błoto pójdą setki milionów złotych - narzeka w rozmowie z "Polską" Jerzy Ziaja, prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Recyklingu. Zapaść jest ogromna. Dobrze ilustruje to przykład z Katowic: - Jeszcze rok temu sprzedawaliśmy każdą ilość surowców wtórnych. Teraz na ich odbiór nie znalazł się ani jeden chętny - mówi nam Andrzej Malara z Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Katowicach. Firma ma na zbyciu ok. 117 ton makulatury i ok. 75 ton opakowań typu PET. Kilka miesięcy temu śmieci na pniu wykupiliby kontrahenci z Chin, Indii i Niemiec. Włókna z plastikowych butelek wykorzystywano jako otuliny do kabli. Butelki kupowały też firmy odzieżowe. Makulaturę brały zakłady papiernicze. Teraz sprzedaż stanęła.
- Pierwsze oznaki załamania przyszły już z końcem olimpiady w Pekinie. Potem dobił nas kryzys gospodarczy - tłumaczy Krzysztof Szajwaj, dyrektor ds. produkcji w Głuchołaskich Zakładach Papierniczych. A Marek Kołecki z Zakładu Utylizacyjnego w Gdańsku dodaje: - Papiernie nie chcą już przyjmować makulatury nawet za cenę kosztów transportu.
Na łeb na szyję lecą ceny posegregowanych surowców. Od jesieni ubiegłego roku makulatura tańsza jest co najmniej o 90 proc., a butelki PET o 70 proc. Firmy recyklingowe już przebąkują, że na wiosnę mogą czekać nas niemiłe niespodzianki. - Jeśli nic się nie zmieni, trzeba będzie likwidować pojemniki albo wprowadzić opłaty za odbiór posegregowanych odpadów - mówi Krzysztof Sęczkowski z łódzkiej firmy Remondis.
Czarne scenariusze mogą oznaczać krach promowanej od lat selektywnej zbiórki odpadów i całego systemu edukacji ekologicznej. Odpady, zamiast być odzyskiwane, zaczną znów trafiać na wysypiska. A to z kolei staje się coraz droższe, bo zobligowany przez unijne dyrektywy rząd systematycznie podnosi opłaty za wywóz na wysypiska. Od 1 stycznia 2009 roku za każdą tonę wywiezionych tam odpadów przedsiębiorstwa usług komunalnych zapłacą teraz 100 zł, czyli o 25 zł więcej niż w minionym roku i ponad sześć razy więcej niż dwa lata temu.
Szkopuł w tym, że unijne przepisy nakazują krajom Wspólnoty ograniczać ilość odpadów kierowanych na wysypiska. Określają również, ile z nich powinno być odzyskiwanych - od 2008 roku obowiązuje nas wymóg odzyskiwania 60 procent zużytych opakowań. - Niedotrzymanie zobowiązań oznacza wysokie kary finansowe - przypomina Lidia Sieja, docent z Instytutu Ekologii Terenów Uprzemysłowionych w Katowicach. Z obowiązku nie zwalnia nas nawet światowy kryzys gospodarczy. A to z kolei oznacza, że wszyscy będziemy musieli głębiej sięgnąć do kieszeni.
Współpraca: Maciej Stańczyk, Aleksandra Tyczyńska, Matylda Witkowska, Paweł Rydzyński
źródło
http://www.polskatimes.pl/stronaglowna/77968,swiatowy-...