Jakub
Łoginow
Nie ma kangurów w
Austrii
Temat: Cenovy masaker
Zobaczyłem dzisiaj przy ulicy Galvaniho wielką reklamę z napisem: "Cenovy masaker" (że niby jakieś wielkie zniżki zrobili). Od razu z kolegą zażartowaliśmy, że to hasło idealnie oddaje sytuację Bratysławy. Bratysława to jeden wielki "cenovy masaker".Ja nie wiem, skąd ci ludzie biorą te ceny. Jakość gorsza niż na Ukrajinie a ceny wyższe niż w Wiedniu. Masakra!
Skąd się to bierze? Dlaczego w Austrii opłaca się płacić ludziom na recepcji w hotelu 1500 eur miesięcznie i mieć noclegi za 25-30 eur, a w Bratysławie płaci się 400-500 eur i nocleg kosztuje również 25 eur? To samo dotyczy cen w sklepach. Słowacy robią zakupy w Kittsee bo jest taniej i lepiej. Przy czym ekspedientki w Billi w Kittsee są wyraźnie zadowolone z życia, najwyraźniej nie są traktowane jak bydło (jak w słowackich hipermarketach) i zarabiają jakieś 1200-1500 eur miesięcznie. W sąsiedniej Bratysławie płaci się ludziom w sklepie może 400 eur, zmusza do nadgodzin itp. i ceny są wyższe. Oczywiście na ceny w sklepach nie składają się tylko wynagrodzenia sprzedawców ale zasada jest podobna: koszty pracy na Słowacji są jakieś 2,5 razy niższe niż w Austrii, koszty energii również, siła nabywcza Słowaków jest 2,5 razy mniejsza od siły nabywczej Austriaków - a ceny wyższe.
Byłem niedawno ze znajomym w Wiedniu, poszliśmy sobie na piwo do bardzo fajnego pubu w centrum miasta, jakieś 400 metrów od Ringu. Piwo - 2 eura. I to nie taki chemiczny szajs na jaki przetworzyły się słowackie piwa z Bażantem włącznie, ale naturalny, niefiltrowany Stiegl. W Bratysławie w centrum piwo kosztuje też 2 eura, a bardzo często 3 eura. OK, można kupić za 1,50 czyli trochę taniej - ale nie takie dobre piwo i nie w takim fajnym miejscu. Przy tym przeciętny mieszkaniec Bratysławy zarabia 1000 ojro, a Wiednia - 3000 ojro.
Po piwie kupiliśmy sobie sznycla w bułce. Całe 2,50 eur, czyli 10 złotych, czyli tyle samo co w Polsce i co w Bratysławie.
A ceny książek w Bratysławie to już w ogóle masakra. Byle jaki samouczek języka niemieckiego to wydatek rzędu 15 eur, czyli 60 złotych. W Polsce taki sam kupi się za 20, góra 30 złotych. Są oczywiście droższe niż 30 złotych ale wtedy to jest uważane że drogo i się taką książkę kupuje tylko gdy nie ma innego wyjścia.
Obiad w byle jakiej bratysławskiej knajpie na obrzeżach miasta (ot zwykła pizza + piwo) to wydatek rzędu 7,5 eur, czyli 30 złotych. W Gdyni w centrum miasta w LEPSZEJ pizzerii kupi się smaczniejszą pizzę + piwo za jakieś 18 złotych (podobnie zresztą w Krakowie i innych miastach tej klasy co BA). Przy tym Słowacja jest DOKŁADNIE na tym poziomie gospodarczym co Polska, takie same zarobki itp.
Skąd się to bierze?