konto usunięte

Temat: Polskie drogi

Strasznie mnie wkurza to, że polskie drogi są jak dziurawy ser w dodatku lekko topiący ani jezdzić sie nie da ani chodzić bo w upale można buta zgubić który sie może przylepić do asfaltu...
Marek Kowal

Marek Kowal Inżynier Automatyk

Temat: Polskie drogi

U Was w Warszawie też? Myślałem że tylko u nas :D ;).

konto usunięte

Temat: Polskie drogi

Niestety tak:)
Przemek Sobieszczuk

Przemek Sobieszczuk Dyrektor Sprzedaży /
Pełnomocnik Zarządu
w OPITZ Consulti...

Temat: Polskie drogi

Natalia O:
Strasznie mnie wkurza to, że polskie drogi są jak dziurawy ser w dodatku lekko topiący ani jezdzić sie nie da ani chodzić bo w upale można buta zgubić który sie może przylepić do asfaltu...

Pytanie tylko, jak sobie z tym poradzic. Bo to nie jest tak, ze wine ponosi ktos konkretny. Ponosimy ja wszyscy, a ja widze to tak:

1. Brak przemyslanych inwestycji oraz rozsadnego gospodarowania budzetem Panstwa skutkuje brakiem zdecydowanych dzialan na odcinkach wymagajcych poprawy, chociaz niektore z nich sa modernizowane w zwiazku z magicznym rokim 2012

2. Zbyt duza ilosc samochodow osobowych - to sobie zafundowalismy wszyscy! Wiekszosc drog w Polsce nie jest przystosowana do takiego natezenia ruchu, jak obecnie. 10 mln samochodow??? Kto by pomyslal jeszcze 10 lat temu...

3. Samochody ciezarowe - takze te uzywane do budowy drog same je niszcza. To jest spirala, ktora sama sie nakreca. Nalezy popularyzowac transport kolejowy!

A tak w ogole, to mnie to tez wkurza, bo jezdze ponad 20.000 km rocznie, z czego 95% po polskick drogach:(((

Pozdrawiam

Przemek
Marek Kowal

Marek Kowal Inżynier Automatyk

Temat: Polskie drogi

Ja tam uważam, że nie ponosimy jej wszyscy.

Ad.1. Przemyślane inwestycje oraz rozsądne gospodarowanie budżetem to nie moja działka, ani nie moich znajomych, ani ich znajomych ani nikogo z tej grupy. Na to nie mają wpływu "normalni" ludzie.

Ad.2. Popatrz sobie na inne kraje, np. Niemcy. U nich jest 3 razy więcej samochodów, 100 razy więcej autostrad, a drogi się nie rozpadają. Jeśli szukasz odpowiedzi dlaczego to patrz pkt pierwszy.

Ad.3. Samochody ciężarowe to po części faktycznie problem. Ale teraz i tak są "terroryzowani" przez policję i inne podobne służby bardziej niż w ostatnich latach. Nie można zrobić nic innego, niż zakazać im jeździć w godzinach południowych. Ale i tak wszystko rozbija się o jakość polskich dróg - patrz pkt pierwszy.

20 tys km robi przeciętny mieszkaniec Polski, który dojeżdża samochodem do pracy. Można powiedzieć, że to prawie norma. Fakt, mogłaby być mniejsza... Też z chęcią nie dojeżdżałbym taki kawał do pracy. Zaoszczędziłbym na paliwie, eksploatacji samochodu, czasie, no i środowisku też by było lepiej.

Pozdrawiam
MarekMarek Kowal edytował(a) ten post dnia 12.08.08 o godzinie 23:00
Przemek Sobieszczuk

Przemek Sobieszczuk Dyrektor Sprzedaży /
Pełnomocnik Zarządu
w OPITZ Consulti...

Temat: Polskie drogi

Marek Kowal:
Ja tam uważam, że nie ponosimy jej wszyscy.

Ad.1. Przemyślane inwestycje oraz rozsądne gospodarowanie budżetem to nie moja działka, ani nie moich znajomych, ani ich znajomych ani nikogo z tej grupy. Na to nie mają wpływu "normalni" ludzie.

Ad.2. Popatrz sobie na inne kraje, np. Niemcy. U nich jest 3 razy więcej samochodów, 100 razy więcej autostrad, a drogi się nie rozpadają. Jeśli szukasz odpowiedzi dlaczego to patrz pkt pierwszy.

Ad.3. Samochody ciężarowe to po części faktycznie problem. Ale teraz i tak są "terroryzowani" przez policję i inne podobne służby bardziej niż w ostatnich latach. Nie można zrobić nic innego, niż zakazać im jeździć w godzinach południowych. Ale i tak wszystko rozbija się o jakość polskich dróg - patrz pkt pierwszy.

20 tys km robi przeciętny mieszkaniec Polski, który dojeżdża samochodem do pracy. Można powiedzieć, że to prawie norma. Fakt, mogłaby być mniejsza... Też z chęcią nie dojeżdżałbym taki kawał do pracy. Zaoszczędziłbym na paliwie, eksploatacji samochodu, czasie, no i środowisku też by było lepiej.

Pozdrawiam
MarekMarek Kowal edytował(a) ten post dnia 12.08.08 o godzinie 23:00

Wybacz, niestety nie podzielam w pełni Twojej opinii.

Ad. 1 Na same przemyślane inwestycje nie mamy wpływu jako szarzy ludzie, ale na eksploatację dróg tak. Nie wszędzie trzeba przecież jeździć samochodem:) A przez niskie ceny zagranicznych aut Polacy zrobili się bardzo wygodni i po polskuch drogach "nagle" zaczęło jeździć mnóstwo sprowadzonych strucli z Niemiec czy innych krajów UE. Mnie się to średnio podoba:/ A drogi przystosowane są do konkretnego tonażu i ruchu. Poza tym drogi się w Polsce robi, ale niestety nie na tyle szybko, aby nadążyć za przysrastającym geometrycznie ich obciążeniem.

Ad. 2 W Niemczech mieszkałem ponad 2 lata. Samochodów faktycznie i może 3 razy więćej (nie jestem w stanie ocenić). Autostrad więcej jest u nich, bo były budowane w latach 30-ych i 40-ych (chyba wiesz przez kogo?), a teraz są jedynie modernizowane (nowych się aż tak wiele nie buduje, bo kilkanaście tysiecy km w zupełności wystarcza). A z tym, że drogi się nie rozpadają to się nie zgodzę, bo idealnie nie jest (jeździłem przez tydzień 2 lata temu), aczkolwiek na pewno lepiej niż u nas (bo u nas jest mokentami po prostu tragicznie, to fakt!)

Ad. 3 To się z czasem zmieni, ale potrzeba nam nieco cierpliwości i "przemyślanych" inwestycji - patrz pkt. 1.:)

Co do 20kkm rocznie, to mnie zdziwiłeś? To norma w Polsce? Być może dla ludzi, którzy mają samochód służbowy i jeżdzą także w pracy tak, ale sądziłem, że norma będzie bliższa raczej przedziałowi 10-15 tys km, aniżeli 20 i więcej...?
Marek Kowal

Marek Kowal Inżynier Automatyk

Temat: Polskie drogi

Przemek Sobieszczuk:

Wybacz, niestety nie podzielam w pełni Twojej opinii.

Ad. 1 Na same przemyślane inwestycje nie mamy wpływu jako szarzy ludzie, ale na eksploatację dróg tak. Nie wszędzie trzeba przecież jeździć samochodem:) A przez niskie ceny zagranicznych aut Polacy zrobili się bardzo wygodni i po polskuch drogach "nagle" zaczęło jeździć mnóstwo sprowadzonych strucli z Niemiec czy innych krajów UE. Mnie się to średnio podoba:/ A drogi przystosowane są do konkretnego tonażu i ruchu. Poza tym drogi się w Polsce robi, ale niestety nie na tyle szybko, aby nadążyć za przysrastającym geometrycznie ich obciążeniem.

Ad. 2 W Niemczech mieszkałem ponad 2 lata. Samochodów faktycznie i może 3 razy więćej (nie jestem w stanie ocenić). Autostrad więcej jest u nich, bo były budowane w latach 30-ych i 40-ych (chyba wiesz przez kogo?), a teraz są jedynie modernizowane (nowych się aż tak wiele nie buduje, bo kilkanaście tysiecy km w zupełności wystarcza). A z tym, że drogi się nie rozpadają to się nie zgodzę, bo idealnie nie jest (jeździłem przez tydzień 2 lata temu), aczkolwiek na pewno lepiej niż u nas (bo u nas jest mokentami po prostu tragicznie, to fakt!)

Ad. 3 To się z czasem zmieni, ale potrzeba nam nieco cierpliwości i "przemyślanych" inwestycji - patrz pkt. 1.:)

Co do 20kkm rocznie, to mnie zdziwiłeś? To norma w Polsce? Być może dla ludzi, którzy mają samochód służbowy i jeżdzą także w pracy tak, ale sądziłem, że norma będzie bliższa raczej przedziałowi 10-15 tys km, aniżeli 20 i więcej...?

Przemku, próbujesz mi wmówić, że to, że nabyłem samochód nie było dobrym podejściem? Wyobraź sobie zatem taką sytuację:
Jako jeden z pierwszych ludzi w Polsce przerzuciłeś się na rower. Załóżmy, że jakaśtam sieć tych dróżek rowerowych w Polsce istnieje. No i jeździło Ci się świetnie do momentu, aż coraz więcej ludzi zaczęło kupować rowery. Nie dość, że większy ruch na dróżkach, to jeszcze zaczynają mieć wgłębienia, dziury itd. Czy to wina ludzi że kupili rowery? Może ktoś zacznie mnie jeszcze oskarżać, że chodzę po chodnikach i je psuję...

Ja to widzę tak. Państwo zbiera naprawdę dużo kasy od kierowców (część z ubezpieczeń, z paliw (!!) i jeszcze paru innych). Jeżeli jeździłoby mniej kierowców - w ekstramalnym przypadku po 1 na miasto, to państwa nie stać by było na wyremontowanie ani jednego odcinka trasy. Im więcej pojazdów (a raczej ludzi dających kasę państwu) tym więcej środków. Problem w tym, że Ci, co obracają tymi pieniędzmi rzucają je w błoto, a zamiast naprawić odcinek jezdni, stawiają znak "uwaga dziury" i ograniczenie do 30 km/h. Wracając do przykładu rowerów, jak można budować drogi, które przy dwukrotnie większym ruchu się rozsypują. Kto to widział... Jest więcej samochodów - jest więcej kasy - niech będą lepsze drogi. Ale Polacy mają inne podejście do wszystkiego. Polak, jeżeli przerwie mu się 500 metrowy kabel łączący szafę sterowniczą z urządzeniem lutuje go, żeby jak najmniej stracić. Za granicą (Niemcy, Irlandia, gdziekolwiek) nie bawią się w takie coś - wymieniają całe 500 m na nowe. Mówię to z doświadczenia w pracy. Tam nie oszczędzają na takim czymś, a dzięki temu zyskują, bo wymienionego kabla nie trzeba zmieniać przez najbliższe 20 lat, a zlutowany pada po paru. Może troszkę przesadziłem, ale chciałem zobrazować mój punkt widzenia. Teraz odniesienie do polskich dróg. Dziury łatają łatkami wielkości 1 metra kwadratowego, które przeważnie wystają nad powierzchnię asfaltu, więc drogowcy zamieniają dziury na wybrzuszenia. Co zimę jest ich więcej. Założę się, że nowy asfalt koło mojego domu położą za 20 lat, kiedy po drodze już w ogóle nie będzie można jeździć.

(Poniższy akapit to tylko moje spostrzeżenia, nie oparte na faktach.)
Inna sprawa - co powoduje te dziury. Pomijając (według mnie) kiepską jakość asfaltu (tutaj znowu "oszczędność" paru groszy), zdajecie sobie sprawę, jak działa sypana w Polsce w okresie zimy sól na sam asfalt? Ona ma właściwości żrące. Na dodatek rozpuszczona woda pozostaje w najmniejszych szczelinach czekając na większe mrozy, by z radością powiększyć tę szczelinę. Tak tworzy się moim zdaniem 90% dziur w naszych drogach. Nie wiem czy zwróciliście uwagę, najwięcej nowych dziur jest właśnie po zimie. W Niemczech nie sypią soli na ulice. Spryskują ją jakimś płynem, środkiem. Nie wiem za bardzo co to jest za środek, ale sprawia wrażenie mniej niebezpiecznego dla powierzchni asfaltu. Ale co tam, sól jest tańsza...

Racja, nie wszędzie trzeba jeździć samochodem. Ale to wina złej gospodarki, że nie mamy gdzie jeździć. Hmm... a może za mało płacę państwu za jeżdżenie samochodem... Może faktycznie powinienem płacić za przejazd autostradą o długości 30 km z Chorzowa do Gliwic... Za co pytam się? Łaski mi nie zrobili że ją tam wybudowali (raczej jeszcze budują i będą budować do końca następnego stulecia), a już na pewno nie będę płacił takiej kasy jak płacą na odcinku do Krakowa. Rozumiem (nawet dużo droższe) winiety wraz z siecią autostrad umożliwiających dojechać wszędzie.

Jeszcze jedno. Założę się, że jakby wszyscy ludzie, którzy mieli jakiekolwiek uszkodzenie samochodu z powodu stanu polskich dróg, pozwali sprawę do sądu i wygrali, to budżet państwa straciłby tyle kasy, że w następnym roku wzięliby z pieniędzy przeznaczonych na cokolwiek innego i odbudowaliby wszystko na cacy, żeby nie zbankrutować w kolejnym roku. Ale nikt z nas nie stara się o to, bo szkoda czasu, trzeba wydać pieniądze na początku bez gwarancji wygrania sprawy, która zostanie ruszona po 2 latach a po 5 będzie wynik. Nikomu się nie chce, więc nikt tego nie robi. Każdy woli kupić nową felgę do samochodu i mieć spokój. Ja też tak nie raz zrobiłem...

Podsumowując - masz rację, że drogi nie są przeznaczone na takie obciążenia. Ale to nie powód, żeby wiązać nam ręce (a raczej kierownice), żeby ocalić drogi. Niech ktoś odpowiedzialny za nie wybuduje solidniejsze drogi, w końcu wydajemy na to słone pieniądze. A jak nie mają pieniędzy, to niech przynajmniej obniżą ceny paliw o tą część co płacimy na drogi. Bo za co mam 2 razy płacić...

Aha, jeszcze norma 20kkm rocznie :). No, może przesadziłem, że to norma krajowa. Nie mniej jednak większość znajomych robi tyle, w tym tata, dojeżdżając 15 km w jedną stronę do pracy. Wydawało mi się to zatem całkiem realne. Ale masz rację, skłaniałbym się bardziej do 15kkm, a nawet mniej.

Ależ tego napisałem... Teraz czekam na kontrę ;).
Pozdrawiam wszystkich :).
Przemek Sobieszczuk

Przemek Sobieszczuk Dyrektor Sprzedaży /
Pełnomocnik Zarządu
w OPITZ Consulti...

Temat: Polskie drogi

No na wstepie to musze pozdrowic kolege po fachu:) Szacuneczek, bo tak sie sklada, ze obie firmy (zarowno AIUT, jak i TT wdrazaja Maximo - z jedna roznica - wy juz wdrozyliscie co nieco, my dopiero szukamy tematow:P) Tak wiec pozdrawiam:)

No i kontra (detalicznie): Ahhh:)))!

Przemku, próbujesz mi wmówić, że to, że nabyłem samochód nie było dobrym podejściem?

To nie tak. Kazdy ma prawo do czegos, jesli pozwalaja mu na to finanse. Takie jest prawo rynku. Ale popatrz na Warszawe i na inne wielkie aglomeracje. Nie daje sie zyc, takie sa korki!!! Sam lubie jezdzic samochodem i dojezdzam nim do pracy, ale gdyby oswiadczono mi, ze jesli przestane jezdzic, to bedzie mialo faktyczne przelozenie na poprawe stanu drog, stanu srodowiska, stanu zdrowia miezzkancow stolicy lub cokolwiek innego, co byloby sensowe, to pewnie bym przestal. Czy Ty bys przestal? Ja moge dojechac do pracy jeszcze pociagiem, kolejka i autbusem. Rozumie ludzi, ktorzy nie maja takiej mozliwosci. Zostaje tylko samochod. Ale inni moga sie przerzucic na transport publiczny.

Ale problem jest w tym, ze alternatywa na smierdzace pociagi, zapoconych ludzi i drogie bilety wcale nie jest alternatywa. I to mnie kurde boli!!!

Co do rowerow, to spojrz na kraje Beneluxu. Chyba nie trzeba tlumaczyc, ze ludzie tam zamieszkali daja dobry przyklad mimo oswietlanych i podgrzewanych autostrad, super plac i swietnych bryk. Mozna, tylko trzeba chciec i miec alternatywe (patrz wyzej). Wniosek: Za pieniadze z OC i podatku z paliw budujmy nie drogi (a przynajmnie nie tylko), ale sciezki rowerowe i uswiadamiajmy ludziom, ze paliwo skonczy sie szybciej niz mysla, a na rowerze tez mozna pojechac do pracy:)

Problem w tym, że Ci, co obracają tymi pieniędzmi rzucają je w błoto, a zamiast naprawić odcinek jezdni, stawiają znak "uwaga dziury" i ograniczenie do 30 km/h.

Tutaj akurat sie zgadzam. Niegospodarnosc jest cecha nie tylko rzadzacej ekipy (oraz poprzednich ekip), ale wszystkich Polakow. Nie mylic z zaradnoscia, bo Polak potrafi (lutowac kable na przyklad:) Ale zapalu starcza nam zazwyczaj na krotko. Plan na 30 lat zrobic potrafimy. Gorzej wypada realizacja, eh:(((

Watku sypania sola nie poruszam, bo oczywistym jest, ze masz racje, wiec nie ma sensu komentowac. Punkt dla Ciebie i pelne poparcie:)))

Hmm... a może za mało płacę państwu za jeżdżenie samochodem...

To kwestia interpretacji. Rozejrzyj sie dookola. Gdzie sa darmowe autostrady? Gdzie jest tanie paliwo? Pokaz mi taki kraj. Niemcy tez za chwile wporwadza winiety, bodajze od przyszlego roku. I dodatkowo ograniczenia do 130 km/h (mimo, ze nie dziur na autobanach:) Samochod powoli staje sie luksusem, jak kiedys. I nie mowie tutaj o kupnie, bo to mozna zalatwic baaaardzo tanio, ale utrzymac go w dobrym (i bezpiecznym dla innych uczestnikow ruchu!!!) stanie, to juz wyzwanie (bez kombinowania). No bo kto chce serwisowac samochod w ASO, gdzie zdzierstwo straszne? A kto chce kupowac nowe wozy, skoro kosztuja 2 razy tyle co w USA i tyle samo co Niemczech? Zly stan drog jest przyczyna wielu wypadkow w Polsce, ale wiecej winy ponosimy MY WSZYSCY, bo nie stosujemy sie do ograniczen (nie tylko tam, gdzie Kaziu w kufajce postawil znak 30km/h, ale takze tam, gdzie te drogi wlasnie sie poprawia, czyli w trakcie robot drogowych). Trudno Ci bedzie mnie przekonac, ze jest inaczej. Z przemyslem drogowym jestem zwiazany od blisko 15 lat. Znam doskonale firme Strabag (jeden z najwiekszych wykonawcow w Polsce obecnie) i wiem, jak ten biznes sie w Polsce kreci. Wiem, jak Polscy kierowyc bezmyslnie jezdza i wiem, ze gdyby bylo mniej samochodow, to by i bylo mniej wypadkow, bo mniej durnych kierowcow wyjechaloby na ulice. Ale jest tak jak jest i trzeba sie do tego przystosowac. Ot co...

Podsumowując - masz rację, że drogi nie są przeznaczone na takie obciążenia. Ale to nie powód, żeby wiązać nam ręce (a raczej kierownice), żeby ocalić drogi.

Masz racje, to nie powod. Ale co proponujesz zatem? Moze tak po polsku - zastrajkowac:) To by zrobilo dobrze zarowno statystykom, jak i polskim drogom. Przestanmy jezdzic i juz, a co! Sie obrazmy na rzad. To jest dobre wyjscie:) A tak na powaznie, to zacznijmy od przestrzegania tych durnych ograniczen. Wtedy mniej nas beda bolaly te uszkodzone felgi, polamane nadkola i rysy na lakierze.

A na efekty remontow drog poczekajmy jeszcze kilka (nie kilkadziesiat) lat. I uwierz mi, ze sie doczekacz, bo od 2-3 lat ten przemysl mocno ruszyl, a nowo oddane odcinki sa duzo lepszej jakosci, anizeli stare polskie drogi. Pracowalem w laboroatorium, ktore bada tego rodzaju mieszanki, wiec wiem, co mowie:)

Poki co lacze sie w bolu, ze status quo jest takie, jakie jest, ale faktycznie nic nie mozemy na to poradzic. Wyjscia sa 2:
1. Jezdzic i czekac
2. Nie jezdzic i przesiasc sie na rower:)

Lacze pozdrowienia!

Przemek
Marek Kowal

Marek Kowal Inżynier Automatyk

Temat: Polskie drogi

Przemek Sobieszczuk:
To nie tak. Kazdy ma prawo do czegos, jesli pozwalaja mu na to finanse. Takie jest prawo rynku. Ale popatrz na Warszawe i na inne wielkie aglomeracje. Nie daje sie zyc, takie sa korki!!! Sam lubie jezdzic samochodem i dojezdzam nim do pracy, ale gdyby oswiadczono mi, ze jesli przestane jezdzic, to bedzie mialo faktyczne przelozenie na poprawe stanu drog, stanu srodowiska, stanu zdrowia miezzkancow stolicy lub cokolwiek innego, co byloby sensowe, to pewnie bym przestal. Czy Ty bys przestal? Ja moge dojechac do pracy jeszcze pociagiem, kolejka i autbusem. Rozumie ludzi, ktorzy nie maja takiej mozliwosci. Zostaje tylko samochod. Ale inni moga sie przerzucic na transport publiczny.

Ale problem jest w tym, ze alternatywa na smierdzace pociagi, zapoconych ludzi i drogie bilety wcale nie jest alternatywa. I to mnie kurde boli!!!

No tak, nie mieszkam w Warszawie, nie wiem jakie tam są sytuacje na ulicach. Wydaje mi się, że u nas w Katowicach jest podobnie, ale ja staram się omijać zatłoczone godziny i wyjeżdżam godzinę wcześniej do pracy i wyjeżdżam godzinę wcześniej - nie mam problemów z korkami. Ponieważ ja dojeżdżam przez kilka miast obok siebie, dojazd do pracy nie jest taki przyjemny. Autobus jedzie długo, często trzeba stać a jeszcze częściej otwierać wszystkie okna. Odkąd dojeżdżam samochodem oszczędzam 1,5 godziny na dzień, co pozwala mi zrobić jeszcze cokolwiek innego w domu poza myciem się i pójściem spać. Ale masz rację. Jest za dużo samochodów. A za paręnaście (parędziesiąt) lat będzie mało miejsca również na rowery. Populacja rośnie, kiedyś nie będziemy mieli już miejsca na ziemi (o ile jej wcześniej sami nie wykończymy i siebie razem z nią). Czy zmieniłbym samochód na rower dla celów wyższych - oczywiście, jakbym nie miał takiego trudnego dojazdu rowerowego, czyli można powiedzieć na dzień dzisiejszy - brak możliwości dojazdu rowerem.

Co do rowerow, to spojrz na kraje Beneluxu. Chyba nie trzeba tlumaczyc, ze ludzie tam zamieszkali daja dobry przyklad mimo oswietlanych i podgrzewanych autostrad, super plac i swietnych bryk. Mozna, tylko trzeba chciec i miec alternatywe (patrz wyzej). Wniosek: Za pieniadze z OC i podatku z paliw budujmy nie drogi (a przynajmnie nie tylko), ale sciezki rowerowe i uswiadamiajmy ludziom, ze paliwo skonczy sie szybciej niz mysla, a na rowerze tez mozna pojechac do pracy:)

Uświadamianie ludzi - można, ale po co. Alternatywne środki paliw już są wymyślone. Nie wprowadza się ich, bo ropa jeszcze jest, a to by spowodowało bankructwa ludzi rządzących tak naprawdę ziemią (niebezpiecznie wchodzę w inny temat). Oni zatem się nie zgadzają i nie pozwalają na to. Póki co zostajemy przy ropie. Rowery - oczywiście można. I kto wie, czy ja też bym nie jeździł z chęcią nawet te 40 km. Na dobrej ścieżce rowerowej to tylko godzina...
Ale musiałby być prysznic w firmie ;). Przekazanie chociażby ułamka pieniędzy z OC wystarczyłoby do zbudowania ścieżek, one nie są takie drogie do budowy jak drogi. Jakiś pomysł to jest, ja nie mam nic przeciwko. Nawet jestem za ;).

Zly stan drog jest przyczyna wielu wypadkow w Polsce, ale wiecej winy ponosimy MY WSZYSCY, bo nie stosujemy sie do ograniczen (nie tylko tam, gdzie Kaziu w kufajce postawil znak 30km/h, ale takze tam, gdzie te drogi wlasnie sie poprawia, czyli w trakcie robot drogowych). Trudno Ci bedzie mnie przekonac, ze jest inaczej. Z przemyslem drogowym jestem zwiazany od blisko 15 lat. Znam doskonale firme Strabag (jeden z najwiekszych wykonawcow w Polsce obecnie) i wiem, jak ten biznes sie w Polsce kreci. Wiem, jak Polscy kierowyc bezmyslnie jezdza i wiem, ze gdyby bylo mniej samochodow, to by i bylo mniej wypadkow, bo mniej durnych kierowcow wyjechaloby na ulice. Ale jest tak jak jest i trzeba sie do tego przystosowac. Ot co...

No tak, większość wypadków jest spowodowana przez niestosowanie się do ograniczeń. Uważam jednak, że te ograniczenia są w większości bezsensowne, dlatego je łamiemy. Podam przykład. W Niemczech jedziesz po jakiejś mniej zatłoczonej bocznej drodze, przejeżdżasz odcinek 10 km i natrafiasz na 2 znaki. W Polsce znaki nawalone są jeden po drugim. W tym momencie znak mówiący "uważaj, tutaj jest coś wyjątkowego" traci sens, bo skoro "coś wyjątkowego" jest na całym odcinku drogi, to to już nie jest wyjątkowe. Znaki mijamy jak pieszych, bo są bezsensowne. Znieczulamy się na nie.
Jeszcze jeden przykład. Na świecie 3 ronda (w 3 różnych państwach - nie pamiętam jakich) wprowadziły pewną ciekawą rzecz. Mianowicie gdzieś w centrum miasta było połączenie deptaków dla ludzi a skrzyżowania-ronda. Na początku ruch był kierowany za pomocą świateł. Było sporo korków (i po stronie samochodów i po stronie pieszych) no i wiele ofiar, bo i po jednej i po drugiej stronie znalazły się osoby, które wymuszały. W pewnym momencie ściągnęli światła. O dziwo skrzyżowanie stało się bardziej przepustowe i co ciekawe - bezpieczniejsze. Kierowcy zmuszeni byli uważać na pieszych, bo Oni chodzili gdzie chcieli i jak chcieli, ale to okazało się kluczem do sukcesu - stymulacja kierowców. Zatem więcej znaków i ograniczeń tylko pogarsza naszą percepcję i czułość na niebezpieczeństwo. Dochodzimy znowu do miejsca, gdzie trzeba spytać retorycznie - dlaczego tam są znaki. Ale to już omawialiśmy :). No i faktycznie, jakby każdy jeździł 30 km/h to każdą dziurę i inne niebezpieczeństwo da się ominąć, nawet bez znaków. Ale to chyba nie jest wyjście. Ja dostosowuję bardzo często prędkość do warunków. Jeżeli widzę potencjalne niebezpieczeństwo, to pomimo tego że jest ograniczenie 60 zwalniam. Natomiast jeżeli jadę przez pustą ulicę w wiosce, to nie widzę problemu, żeby pojechać 70.
Natomiast lekkomyślność niektórych kierowców faktycznie przeraża. Z drugiej strony na taką ilość samochodów to całkiem niewielki procent ;).

Poki co lacze sie w bolu, ze status quo jest takie, jakie jest, ale faktycznie nic nie mozemy na to poradzic. Wyjscia sa 2:
1. Jezdzic i czekac
2. Nie jezdzic i przesiasc sie na rower:)

Mi pozostaje 1. :). No i czekam na te kilometry ścieżek rowerowych :D. Jakbym pracował w tym samym mieście co mieszkam to oczywiście żebym dojeżdżał czymś innym. Chociażby tramwajem - taniej i tak samo czasochłonne.

Można powiedzieć, że zgadzam się z Tobą, chodzi nam o to samo. Tylko że Ty chcesz znaleźć chwilowe rozwiązanie, ja chciałbym usunąć przyczynę. Ale i tak ani Ty ani ja nie mamy wpływu na to co się dzieje. My nawet jak wyciągniemy rowery nie zmienimy świata...

Pozdrawiam serdecznie :).
Przemek Sobieszczuk

Przemek Sobieszczuk Dyrektor Sprzedaży /
Pełnomocnik Zarządu
w OPITZ Consulti...

Temat: Polskie drogi

Marek Kowal:
>
Można powiedzieć, że zgadzam się z Tobą, chodzi nam o to samo. Tylko że Ty chcesz znaleźć chwilowe rozwiązanie, ja chciałbym usunąć przyczynę. Ale i tak ani Ty ani ja nie mamy wpływu na to co się dzieje. My nawet jak wyciągniemy rowery nie zmienimy świata...

Pozdrawiam serdecznie :).

Ufff, czyli de facto okazalo sie, ze faktycznie zmierzamy w tym samym kierunku. Chcialbym nie szukac rozwiazana chwilowego i zawsze sadzilem, ze rowery sa takim rozwiazaniem, ale patrzac na tempo przyrostu populacji faktycznie mozna miec co do tego watpliwosci. Samochodow jest juz tak duzo, ze watpliwosci nie wchodza w gre. Po prostu jest zle!!!

Chyba nie ma juz co rozbijac Twojej wypowiedzi na akapity i odnosic sie do poszczegolnych jej czesci. Ogolnie obaj wiemy w czym jest problem. I ja rozumiem to, co chciales przekazac. Po prostu licze na to, ze firmy drogowe obecne na polskim rynku (a jest ich calkiem sporo) dostana w koncu pieniadze w ramach "przemyslanych inwestycji" dlugofalowych, co (za kilka lat) poskutkuje znaczna poprawa jakosci drog.

Ale o jednym pamietac nalezy. To nie od jakosci drog zaleza statystyki, tylko od mentalnosci kierowcow i kultury jazdy, a nad tym trzeba pracowac rownolegle, tylko jak...?!

Pozdrawiam

Przemek

Następna dyskusja:

Polskie drogi ...




Wyślij zaproszenie do