Temat: Chciałbym, zeby to był prima-aprilis. Bardzo!
Atak serca.
Koty maja bardzo słabe pikawy.
Piszesz, ze kot był stosunkowo młody, żwawy, radosny i z nadwaga.
Nie jestem wetem, ale wszystko wskazuje na atak serca.
Tyle dobrze, że się nie męczył.
A jak sie zachowuje Lilka?
Moj Falkon bardzo przeżywał...
Pisałem o tym 2 lata temy, jak straciłem Filkę
Minęło tyle czasu, mam jej następczynię, ale wciąż mi jej brakuje...
Wiem, co czujesz...
Ja wtedy z żałości popełniłem takie coś:
Jerzy K.:
Straciłem kotę.
Filkę.
Przejechał ją samochód.
Miała dwa lata. Dokładnie dwa.
Trafiła do nas z bidula. Miesiąc wcześniej wzieliśmy na prosbę syna (prezent urodzinowy) 9-miesięcznego kocurka. Nazwaliśmy go Falkon.
Źe kot czy inna gadzina nie jest u nas w domu SPRZETEM, ale domownikiem, zacząłem się wgłebiać w kocie zagadnienia (wczesniej "mialem" koty, całe mnóstwo na wsi, gdzie czesto przyjezdzalem), m.in. na kocich forach na GL.
Zyczliwi ludzie z "gluta" poradzili się "dokocic"
To była MOJA decyzja.
Bierzemy drugiego kota.
Pojechałem z synem w srodku tygodnia do bidula, skad wzielismy wczesniej Falkona. Obejrzelismy mnostwo kociakow, ale uwage zwrocily dwa: czteroletnie wielkie kocisko, z fatalizmem podchodzace do glaskania, ale lubiace sie zakopywac pod przykrycie, np kocyk i takie male, maciupkie malenstwo. Wzielismy je z młodym na rece, bo bylo najmniejsze i ewidentnie najsłabsze.
Wzielismy je z klatki na zewnatrz, spodobalo sie nam, zrobilem komorka zdjecie i wyslalem zonie.
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/bb1d7a83bbf94fc1.html
Odpisala: Zwariowaliście? Za mały!
Po rozmowach uzgodniliśmy, źe zobaczymy na spokojnie w weekend. Pojechalismy drugi raz.
Tłum ludzi, wszyscy z malenkimi kocurkami. Okazało się, źe wzięto wszystkie. Szukaliśmy z młodym więc po klatkach z starszymi kocurkami. Nagle okazuje się, źe zostało jakieś maleństwo.
Idziemy z opiekunką. Okazuje się, źe zapomniano w sobotnim rozgardiaszu właśnie o niej!!!
Źona nie miała siły protestować, gdy ją zobaczyła.
Wzięła na ręce i...
została.
Nazwaliśmy ja Fila.
Fila była zabawką w łapach Falkona. Bawił się nią jak myszą (niewiele większa od niej była). Minął miesiąc, gdy wychodzac z domu zostawiliśmy je same razem.
Dostawała manto od Falkona, ale go kochała. To było widać, słychać i czuc.
To ona wylizywła mu łepek, to ona zapraszała do zabawy.
Do wczoraj.
Dla nas tez była przytulaśna. Jako maluch spała na naszych poduszkach, tuz kolo glowy.
W odroznieniu od Falkona, mruczawę miała niesamowita. Z maleńkiego ciałka przy głaskaniu czy leźeniu tuz obok naszych glow mruczala jak wielki, stary i doswiadczony mruczant.
Uwielbiala sie przytulac i pchala sie do ludzi.
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/6355588fb453414c.html
Plochliwa, ale ufna. Mała ciałem, ale wielka duchem - nie bała się walczyć z wielkim, wsiowym kotem. Mało efekciarska (nie witała nas w drzwiach za kazdym razem, jak Falkon), ale do kaźdego się pchała po porcję pieszczot, od ktorych się pręzyła i mruczała, gruchała jak gołąb (!), ocierała się i w ogole zachowywała, jakby wcale sterylki nie przeszla, a przeszla ja ciezko
http://www.youtube.com/watch?v=6hgL4T5EIAE
(tez z komorki, sorry za jakosc)
No w ogole Filka przytulaśna była strasznie.
Kochały ja nawet osoby, które kotow nie lubia. To bylo najdziwniejsze.
Ladowala sie delikatnie ludziom na podolek, zmuszajac do odruchow głaskajacych, potem wyginala sie w takt glaskania, nadstawiajac odpowiednio grzbiet...
Najbardziej kochala zone. Co usiadla - od razu miala kote na podolku. Potem nauczyla sie z nia lezec. Wystarczylo, ze zawolala "Filka, ja leze!", Fila od razu biegla na najodleglejszego zakamarka mieszkania i pakowala sie pod koldre czy kocyk.
Bala sie podrozy autem. Miauczala ze strachu. Odkad kupilismy lepsze auto, uspokoila sie jednak. Byla cisza przez ta godzine podrozy.
A jezdzic na wies lubila. Bala sie wsi, ale z drugiej strony wolnosc ja pociagala. Blakala sie to tu, to tam. Wlazila na drzewa, szukala w ziemi, krzkach.
Jak na niewychodzaca, sterylizowana kote miala nieprawdopodobny instynkt lowiecki. Potrafila od sasiadki przyniesc po kilka myszy dziennie! Czy zywych czy martwych, ale MUSIALA sie oczywiscie pochwalic i przeparadowac z mysza w zebach (co damskiej czesci rodziny nie zawsze sie podobalo :P)
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/d423593681f0d176.html
Byla spokojniejsza od Falkona. Cichsza. Mniej zaczepna.
Ale swoje zdanie miala. Jak jej sie cos nie podobalo - protestowala miauczeniem i zachowaniem. Ale nigdy )procz mlodosci) nie gryzla czy drapala naprawde. Wiedziala, co moze, co nie, rozczulajace bylo jej "gryzienie" w zabawie.
I to jej przychodzenie, gdy czlowiek lezal/siedzial...
Rozczulajace.
Zal bylo wstawac, zal bylo wykonac jakis ruch, by jej nie ruszyc...
Wystarczylo ja zawolac. Przychodzila, patrzyla w oczy i miauczala pytajoco.
Gdy drzwi byly zamkniete, miauczala proszaco.
Podobnie, jak micha byla pusta, ale czesciej, gdy chciala uprosic kawalek szynki konserwoej, ktora uwielbiala. Bardziej niz surowego kurcoka.
Gdy mizialo sie ja, miauczala dziekujaco.
Znalismy jej "jezyk" bardzo dobrze. Wszyscy - wiedzielismy, co zrobic, gdy "gadala" do nas.
Było jej z Falkonem dobrze u nas...
http://www.youtube.com/watch?v=cSSmXdnjlOs
Jako miejski kot niewychodzacy, na wsi trzymala sie domu. Ale czasem sie szlajala. SZlajala sie nawet godzinami. Ale wracala. Zdarzylo sie, ze wrocila rano. Ale wrocila.
Wczoraj na wsi oba koty po wieczornej przechadzce prosily, by wypuscic je jeszcze.
Wypuscilismy.
Falkon wrocil.
Filka do 24 nie.
Rano obudzila mnie zona, mowiac, ze sasiad mowil, ze obok kot jest przejechany.
Gdy wracalem z obrozka, ktora ubieralismy kotom na wies, zona zrozumiala z daleka bez slow.
Wczoraj wyjatkowo maly byl ruch samochodowy, pewnie z racji zaloby narodowej. Kota, ktora sie bala drogi i pedzacych tam aut jak diabel swieconej wody (dlatego nie balismy sie wypuszczac kotow), uspokojona cisza, poszla dalej niz zwykle. Niestety - nadjechalo auto. Sadzac ze sladow, nie meczyla sie ani sekundy.
Nie plakalem, jak inni. Nawet wtedy, gdy bralem brudne, zmatowiale juz futerko do pudelka. Albo gdy wkopywalem je w ziemie.
Nie jestem jakims pokreconym kociarzem.
Ale pierwszy raz mnie wzielo i w gardle mi stanela drewniana kula, jak syn zrobil w miejscu jej zakopania mały grób. Sam zrobil maly krzyz, wydrapal jej imie na lakowej pieczeci od wina, zrobil lampion z malego sloiczka. Nie mielismy nawet sily, zeby zaprotestowac o ten krzyz. Gdy powiedzielismy mu, ze zwierzetom sie krzyzy nie robi warknal tylko:
- WIEM!
Falkon z niedowierzaniem obwachal jej zponiewierane ciałko. Potem poszedl jej szukac po okolicy i w domu. Nie odezwal sie w transporterku, gdy wracalismy do miasta. Jechal w nim sam. A zawsze podrozowal scisniety z Filka.
W domu w miescie najpierw podszedl do miski, potem obszedl cale mieszkanie. Zajrzal nawet do lazienki, ktorej nie lubi i sie jej boi.
Wlazil we wszystkie zakamarki, a potem przyszedl z powrotem do kuchni, spojrzal na mnie wymownie i zamiauczal znaczaco.
W nocy - co mu sie nie zdarzalo - spal w naszych nogach.
Widac, ze teskni.
Ale juz podjelismy decyzje: Falkon nie bedzie sam. Wkrotce znow odwiedzimy schronisko i wezmiemy jakies kocisko. Pewnie kotkę....
To ostatnie zdjęcie Filki. Z czwartku...
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/5bb69cc6388ba51b.html
Nie napisalem tego wszystkiego zeby sie wyzalic, albo zeby dostac od Was jakies slowa wsparcia. Po prostu chcialem tylko w ten sposob sie z nia pozegnac ;) (to taki smutny usmiech...)
Nie piszcie, jak Wam przykro - nie potrzebuje tego.
Zamiast tego poglaszcie swoje siersciuchy tak, jak glaskalem swoja Filke.
Poglaszcie, poki sa.
:))))))