konto usunięte

Temat: z listów lalusia do tatusia................

DZIENNIKARZ

Kochany Tatusiu!
Dzisiaj był u mnie dziennikarz. Nasza dozorczyni go nasłała na mnie, bo szukał jakiegoś dziada, żeby z nim wywiad zrobić. Szukajcie, a znajdziecie. Jak otworzyłem drzwi, to mnie trochę zaskoczył wygląd tego intelektualisty. Miał tyle samo włosów na głowie co ja, czyli zero, i oprócz aparatu fotograficznego nic go praktycznie nie różniło ode mnie. Poprosił, żeby mu opowiedzieć, jak się żyje w biedzie i który dzień w moim życiu uważam za najważniejszy. To mnie wpieniło, że akurat ze mną chcą robić wywiad na temat dziadostwa. Powiedziałem mu więc, że każdy dzień dla mnie jest ważny oprócz tego, gdy on się nie pojawił w moich drzwiach. To go chyba trochę zdrażniło, ale tylko wziął głębszy oddech. Później ustawił mnie koło tego pieca kaflowego i wypstrykał co najmniej pół filmu.
Po chwili jakby nigdy nic wyciągnął z kieszeni paczkę marlboro i wcale a wcale nie spytał, czy mnie też się nie chce. To mnie tak rozzłościło, że nie zastanawiając się, co będzie dalej podszedłem spokojnie do okna z tym jego aparatem w ręce i najnormalniej w świecie spuściłem go ze swojego drugiego piętra na beton. Słyszałem, jak leci, uderzając o kolejne parapety. Żebyś Ty widział, Tatusiu, jego minę. Chciał w przypływie emocji czymś we mnie rzucić, tylko nie miał czym, bo w pokoju były tylko drzwi i gorąca żarówka. To wziął i z całym impetem rzucił we mnie tą paczką papierosów. Ot, inteligent pomyślałem, częściej będę musiał tych dziennikarzy zapraszać, to człowiek coś zaoszczędzi i nie będzie musiał schylać się koło przystanków po pety.
Po kilku minutach wpadł zdyszany na górę, bo po tym, jak wyrzuciłem ten aparat, poleciał, myśląc chyba, że go chwyci w locie. Jak wrócił, to na bezdechu klął na mnie jak szewc, aż po chwili zaczęło mu brakować powietrza, tak się biedaczysko zapowietrzył. Dałem mu trochę wody z kranu w butelce od śmietany. Miał szczęście, że była czysta, bo te robaki na rybki akurat wczoraj wyrzuciłem. Jak już trochę doszedł do siebie, to powiedziałem, żeby się uspokoił, i wyciągnąłem jednego jego papierosa. To go dopiero wkurzyło, ale już teraz nic nie powiedział, bo zauważył tę Twoją siekierę, którą wyciągnąłem z komórki, jak leciał na dół. Trochę zbladł na jej widok i zmienił się nie do poznania, taki milutki nagle się zrobił. Nawet powiedział mi po czasie: „Miły z pana człowiek, panie Lutosławie”. Widzisz, Tatusiu, jak z ludźmi trzeba postępować ?
Później zadał mi drugie pytanie: czy czegoś mi nie potrzeba, bo jeżeli mógłby mi jakoś pomóc to za tydzień wybazgroli artykulik i na pewno znajdzie się ktoś, żeby podnieść choć trochę stopę mojego dziadostwa. Jest szansa, Tatusiu, na to, że jako pierwszy z naszej całej rodziny miałbym umeblowane całe mieszkanie. Mam już kilka projektów w głowie co do kuchni, łazienki, a nawet balkonu. W piwnicy to chciałbym mieć perkusję. Znowu bym trochę rytmu poćwiczył, bo ostatnio czuję się taki z niego wybity. Zbieraj codziennie prasę i szukaj w niej mojego mądrego rysopisu.
Później ten dziennikarz bardzo się otworzył przede mną i opowiadał o swoim trudnym dzieciństwie i o tym, jak ożenił się z kobietą, która była cięższa od niego o całe czterdzieści kilo. Widocznie to jakiś masochista pomyślałem, tylko nie wiedział o tym. Przy drugiej butelce zaczął tańczyć na tym moim stole z trzema nogami. Siadłem na rogu i starałem się kontrolować wszystko, żeby orła żadnego mi nie wywinął, bo byłyby nici z tych mebli. Niestety, i tak nie upilnowałem łobuza, bo tylko na moment wyszedłem do pieca dołożyć, wracam, a ta sierota leży jak orzeł na mojej betonowej posadzce i do tego śmieje się na cały regulator. Miał pecha, Tatusiu, bo jak robił salto podczas upadku, zwichnął sobie kostkę w lewej nodze. Zdjąłem mu skarpetkę (mam ją już schowaną) i opatrzyłem nogę cebulą, bo to ponoć pomaga . Padł po kilku minutach przed samą wycieraczką, gdy chciał wyjść z domu. Posadziłem te sierote więc na schodach, oparłem główkę między szczebelki od poręczy a sam jakby nigdy nic udałem się również na krótki odpoczynek bo czułem się nieco przemęczony dzisiejszym dniem.
Świtało już, gdy nagle jakiś nieziemski bełkot postawił mnie na równe nogi. Zapomniałem tylko, że śpię w wannie, i z tego rozpędu jedną nogą wychodząc wszedłem do muszli, dobrze chociaż, że do własnej. Wyskoczyłem na korytarz, patrzę -a tam siedzi sobie jakiś podejrzanie wyglądający człowiek z aparatem na szyi tzn.tymi fragmentami i głową uwięzioną między szczeblami i mówi do mnie: „Pomóż pan, bo ja już ze trzy godziny się duszę i nikt nie chce mi pomóc”. Dobrze, że na stole leżała chociaż ta Twoja siekiera Tatusiu. Musiałem ją tylko trochę lepiej podostrzyć, żeby lepiej siadało, gdy będę rąbał po tych szczeblach. Facet, Tatusiu, miał taką minę, jakby to jego ostatnia godzina wybiła i myślałem że się pojszcza na sam widok zwykłej skąd inąd siekiery. W końcu byłem nieźle zaprawiony siekierowaniem i alkoholem też. Stanąłem więc nad nim jak jakiś kat i jak się nie zamachnę, aż mi rękę całą do przodu zarzuciło. Patrzę, a to ostrze leci sobie przez pół klatki i zatrzymać się nie ma zamiaru,bo mnie się zwyczajnie wymksło. Jak mogłem zapomnieć ją zaklinować???
Wróciłem do kuchni i zaklinowałem sobie, i to dwa razy pod rząd tym jego spirytusem swój organizm i te siekierę.
Chłop był cierpliwy i siedział czekając spokojnie. Nawet nie prosił mnie już o żadną pomoc. Jedno co mi pozostało, to tylko załatwić od Rysia piłę mechaniczną do drewna i będzie po zawodach. Pukałem chyba z piętnaście minut i nic, widocznie gdzieś wyjechali. W desperacji człowiek chwyta się różnych sposobów, żeby pomóc drugiemu w biedzie i przypomniało mi się, że przecież na strychu była jeszcze ta lina z kościelnego dzwonka. Przyniosę ze strychu, przywiążę do poręczy, wyjdę na ulicę i podłączę się do jakiegoś auta. Najlepiej, żeby to był ciężarowy wóz, bo ma większą moc. Tak też zrobiłem. Najbardziej ucieszył mnie widok dużego volvo. Zaczepiłem linę ostrożnie do auta i czekałem tylko reakcji dzienikarzyny. Tatusiu, jak ten samochód pociągnął, to do pierwszego piętra nie mamy już schodów ani poręczy, a tego dziennikarza to tak pociągnęło, że dopiero przy drugiej ulicy go znalazłem, gdy się na przystanku autobusowym zatrzymał. Po prostu wszedł mu między nogi ten przystanek. To teraz on będzie trwałym inwalidą i guzik pewnie po meblach. Lina po dzwonie też się jakaś postrzępiona zrobiła. Same straty tylko dzisiaj pomyślałem. Podszedłem bliżej do naszego dziennikarza - nie było tak groźnie, jak to wcześniej wyglądało. Przynajmniej szybko go ta reanimacja na nogi postawiła i otrzeźwiał natychmiast. Podniósł się bidulek na kolanach, spojrzał w moją stronę i tylko syknął jak jakiś jadowity wąż jakiś wyraz na s........ a potem powolutku oddalił się chyba na zawsze od mojej zakichanej osoby.
Taki pech, Tatusiu, a tak dobrze się wszystko zapowiadało. Spuściłem głowę poniżej kosza na śmieci i poszedłem mało żwawym krokiem do domu. Wchodzę do klatki, a tam przecież schodów nie ma, tylko kawałek poręczy zwisa między pierwszym a drugim. Dobrze, że chociaż te linę miałem. To był mój punkt zaczepienia. Niestety, w tym momencie brakowało mi tylko rozumu i jak to zrobić, żeby znaleźć się na swoim drugim piętrze?? Poszedłem więc klatkę dalej i bez jakichkolwiek trudności, bo miałem łom, wszedłem na strych. Linę przyczepiłem do takiego białego talerza ponoć to do telewizora i nie wiem, po co komu taka patelnia na dachu - i powolutku spuściłem się poniżej. Ale liny starczyło tylko do trzeciego piętra, cóż więc miałem robić, Tatusiu ??? Tymi swoimi gumofilcami rozbiłem okienko w tym mieszkaniu na trzecim, a tam jacyś ludzie jeszcze spali w jednym łóżku we dwoje, czyli baba i chłop. Ona to na mój widok nawet się ucieszyła i krzyknęła: „Jaki piękny sen o Zorro!”. Ale ten chłop się nie śmiał na mój widok, tylko wyciągnął spod łóżka długi bat, bo był dorożkarzem, no i trafił mnie nim ze dwa razy. Mam pociągnięty ładny dowód przez całe plecki i kawałek bioderka. Wyglądam jak ruska zebra, bo te pasy są czerwone w kolorze.
W taki oto sposób przeżyłem swój kolejny kretyński dzień. Dzisiaj do Tatusia nie przyjdę, bo muszę trochę wykurować te opuchlizny i dojść do jako takiej równowagi psychicznej.
Całuję Tatusia.
Synek