Temat: Prywatyzacja - interes gospodarczy, czy ideologia?

Prof. Jerzy Żyżyński

Prywatyzacja - u zarania źle zaprojektowana i źle realizowana - to największa bolączka polskiej transformacji ustrojowej. Straty gospodarki powstałe w wyniku wrogich przejęć, upadków przedsiębiorstw, wywozu zysków za granicę stanowią znaczny uszczerbek dla dochodu narodowego. Kto wie, czy dziś nie bylibyśmy dwa razy bogatsi, gdyby nie wszystkie popełnione po 1989 r. błędy prywatyzacyjne?

Podmioty prywatne funkcjonują w gospodarce na ogół lepiej od państwowych; są elastyczniejsze, mają więcej możliwości pozyskiwania kapitału na rynkach finansowych. Zmiana socjalistycznego systemu na kapitalistyczny wymagała przekształcenia państwowych przedsiębiorstw w prywatne, jednak popełniono błędy w samej koncepcji dokonywania tych zmian. Jej autorzy byli tylko ekonomistami i nie rozumieli realiów świata biznesu, nie było im (jak się wydaje) znane jedno z podstawowych pojęć świata biznesu, czyli "wrogie przejęcie". Tu trzeba było znać realia drapieżnej strony kapitalizmu, który w znacznej mierze był idealizowany przez autorów polskiej koncepcji transformacji.

Oszczędności trzeba inwestować
Nie rozumiano też makroekonomicznych konsekwencji przejętych form transformacji. Podstawowa kwestia makroekonomiczna, którą zrodziła ta koncepcja prywatyzacji, to coś, co można nazwać "wypieraniem oszczędności z ich funkcji rozwojowej". Podstawową funkcją realizowanych w gospodarce oszczędności (jako "odłożonych" dochodów) powinno być finansowanie realizowanych w gospodarce inwestycji realnych, czyli powiększających majątek trwały lub wydajność gospodarki. W praktyce jednak tylko część inwestycji tę funkcję realizuje, zwykle oszczędności są większe od inwestycji, a różnica - nadwyżka oszczędności, jest pochłaniana przez inwestycje na tzw. rynkach wtórnych - takim wtórnym rynkiem jest giełda, na której handluje się świadectwami własnościowymi wcześniej wykreowanymi przez przedsiębiorstwa dla pozyskania kapitału.
Jednak w gospodarce transformowanej dochodzą jeszcze skutki prywatyzacji, czyli pochłanianie oszczędności przez przekształcenia własnościowe. W efekcie prywatyzacja "wypiera rozwój" - podobnie jak wtedy, gdy zbyt duża część zaoszczędzonych środków jest lokowana w obligacje skarbowe finansujące deficyt budżetowy.

Rezygnacja z zysków
Prywatyzacja zamiast oszczędności krajowych może pochłaniać oszczędności zagraniczne - nazywa się to prywatyzacją przez kapitał zagraniczny. Zapomniano jednak, że oddanie majątku oznacza rezygnację z zysków, które on przynosi lub może dostarczać w przyszłości. W efekcie prywatyzacja na rzecz kapitału zagranicznego prowadzi do utraty znacznej części zysków wypracowywanych w gospodarce narodowej. Jest oczywiście rzeczą naturalną, że właściciel przedsiębiorstwa stara się wziąć dla siebie wypracowane przez przedsiębiorstwo zyski. Zwracał uwagę na tę kwestię amerykański ekonomista polskiego pochodzenia Kazimierz Poznański - jego głośne książki ("Obłęd reform. Wyprzedaż Polski", "Wielki przekręt") były swego czasu wykorzystywane w walce politycznej przeciw AWS - o którym szybko jednak zapomniano, a media całkowicie go ignorowały. Skala zjawiska odpływu zysków jest nie do końca rozpoznana, gdyż znaczna część zysków jest transferowana w ramach manipulacji kosztami i cenami transferowymi, ale w pewnym stopniu ilustruje je bilans płatniczy. Ujęte w bilansie saldo przepływu dochodów wskazuje, że w ciągu ostatnich pięciu lat wypłynęło z Polski ponad 200 mld złotych. Ponadto nastąpiły inne nie do końca rozpoznane "wypływy" środków, ujęte w tzw. saldzie błędów i opuszczeń, na prawie 150 miliardów, prawdopodobnie będące transferem zysków i środków między firmami (na przykład bankami) - "córkami" i ich "matkami".
Ważne jest też to, że prywatyzacja prowadziła do swoistej moralnej erozji budżetu. Stała się zasilaniem wydatków poprzez wyzbywanie się zasobów - a zasoby zawsze kiedyś się kończą. W przypadku takich podmiotów jak gospodarstwo domowe czy przedsiębiorstwo życie ze sprzedaży majątku rzeczowego jest najgorszą, wręcz niemoralną, formą pokrywania wydatków, dlatego może być stosowana co najwyżej na krótką metę, w ostateczności bowiem wyprzedaż zasobów staje się "łatwym pieniądzem", który przyzwyczaja podmiot gospodarujący do finansowania wydatków bez konieczności pozyskiwania dostatecznych dochodów. Następuje erozja strony dochodowej budżetu - w przypadku państwa rodzi się pokusa populistycznej polityki niskich - w stosunku do potrzeb wydatkowych, czyli podatków, która po wyczerpaniu prywatyzacyjnego źródła przychodów musi jednak prowadzić do załamania finansów publicznych.
W prywatyzacji zabrakło zatem rozwagi, zrozumienia dalekosiężnych konsekwencji przyjętych sposobów postępowania i analizy skutków, jakie będzie ona miała dla klientów oraz całej gospodarki narodowej. To są kluczowe kwestie, jednak wszystko wskazuje na to, że dla ekipy rządowej, która została obecnie przyciśnięta spadkiem dochodów budżetowych, a prywatyzację ma wypisaną na swych ideologicznych sztandarach, nie są one ważne. Rządowi Donalda Tuska chodzi prawdopodobnie o to, by jak najszybciej - pod pretekstem, że w czasie kryzysu, gdy spadły dochody budżetowe - jak najszybciej "uwolnić państwo od państwowego" i ogłosić światu "wielki transformacyjny sukces".

Plany prywatyzacyje na 2010 rok
Rząd PO ogłosił zatem na ten rok program szerokiej prywatyzacji. W budżecie państwa założono, że w 2010 r. przychody z prywatyzacji wyniosą 25 mld złotych. Pierwsze pytanie, jakie się nasuwa, to czy kwota ta jest realna do uzyskania?
Kryzys ekonomiczny to taki szczególny czas, kiedy ci, którzy są w trudnej sytuacji finansowej, chcą sprzedać wszystko, co się da, a z drugiej strony mało jest chętnych do kupowania. Wówczas ci, którzy mają pieniądze, wykorzystują okazję i nabywają, co się da, za bezcen. Ceny są wtedy zwykle niskie, bo zgodnie z podstawowym ekonomicznym prawem popytu i podaży przy wysokiej podaży, czyli gdy dużo majątku "rzuca się" na rynek, oraz przy niskim popycie, bo mało jest na niego chętnych - ceny po prostu spadają. Trudno zaakceptować sytuację, w której polskie państwo ustawia się w pozycji chętnego do wyprzedaży własnego majątku za byle jakie, byle szybkie pieniądze.

Wbrew interesom polskiej gospodarki
Rząd zamierza na przykład pozbyć się spółek energetycznych. Produkcja i dostawy energii to dziedzina o naturalnych cechach monopolu, praktycznie klient nie ma wyboru innego niż regionalna spółka energetyczna, do której podłączony jest cały jego region. W wielu krajach ten obszar gospodarki wciąż podlega zarządowi państwowemu. Tymczasem w Polsce w ramach prywatyzacji sprzedaje się polskie przedsiębiorstwa energetyczne zachodnim koncernom państwowym. Oczywiście taka sprzedaż prywatyzacją nie jest, to jedynie realizacja niezbyt mądrej (oględnie rzecz ujmując) zasady, wedle której każde pozbycie się przez państwo majątku jest zgodne z doktryną prywatyzacji. Skutki tego dla klientów były jak dotąd - delikatnie mówiąc - różne, a co najciekawsze, niedochodowe polskie przedsiębiorstwa przekształcały się w dochodowe przedsiębiorstwa zagraniczne, zasilające kasy swych zagranicznych właścicieli.
Pod młotek pójdzie także sektor naftowy. Działanie resortu skarbu jest co najmniej zastanawiające. Najpierw podwyższenie wartości Grupy LOTOS SA przez dołączenie do niej należących do Skarbu Państwa akcji Przedsiębiorstwa Poszukiwań i Eksploatacji Złóż Ropy i Gazu Petrobaltic SA, LOTOS Jasło SA i LOTOS Czechowice SA, w efekcie czego Skarb Państwa zwiększa swój udział w Grupie LOTOS SA do 63,97 proc., a następnie w 2010 r. LOTOS wystawia się na sprzedaż. Czytamy, że zainteresowani kupnem są Chińczycy, Rosjanie i Azerowie - wielkie to narody, ale czy my nie stajemy się narodem małym, skoro pozbywamy się takiej dochodowej firmy?
Polska chemia była niegdyś ważną naszą specjalnością. Zgodnie ze "Strategią dla przemysłu chemicznego w Polsce" przewidziana jest prywatyzacja zakładów produkujących nawozy azotowe: Polic, Organiki, Zachemu. Znając metodę działania tzw. inwestorów strategicznych z Zachodu, możemy się spodziewać albo zaniku naszej produkcji i sprowadzania produktów (na przykład nawozów) z zagranicy, albo przenoszenia do Polski produkcji uciążliwych dla środowiska (po co oni mają się dusić w jakichś tam oparach, skoro mogą Polacy, którzy mają niemądry rząd?).
Bulwersująca jest także sprawa uzdrowisk i sanatoriów - mamy 25 spółek uzdrowiskowych, z czego 24 to jednoosobowe spółki Skarbu Państwa. Pomysł ich prywatyzacji pojawił się już za rządu Leszka Millera, tzw. lewicy rzekomej, gdy polskimi uzdrowiskami zainteresowano inwestorów arabskich (może z Kataru?). Uzdrowiska są, jak wiadomo, ważne dla rehabilitacji pacjentów i zapobiegania różnym przewlekłym chorobom, są niezwykle istotne w leczeniu słabszych zdrowotnie dzieci. Co prawda, rządowy dokument dobrodusznie zaznacza, że prywatyzacja nie ograniczy możliwości zapewnienia leczenia uzdrowiskowego ze środków publicznych we wszystkich profilach leczniczych, ale doświadczenie niestety temu przeczy. Ograniczenia w korzystaniu z lecznictwa uzdrowiskowego już mamy, a istnieją obawy, że mimo zapewnień możliwości leczenia wyraźnie się zmniejszą, zwłaszcza że ograniczono liczbę spółek uzdrowiskowych wyłączonych z prywatyzacji z 14 do 7. Czy chodzi o to, by w imię prywatyzacji nasze uzdrowiska, w których zwykły człowiek mógł skorzystać z dobrodziejstw lokalnych klimatów, wód i zabiegów leczniczych, przekształciły się w luksusowe kurorty dla elit? Nie jest to chyba scenariusz oczekiwany przez polskie społeczeństwo.
Jednym z bardziej bulwersujących elementów rządowego programu prywatyzacji jest perspektywa dalszej nierozważnej prywatyzacji sektora instytucji finansowych. Najbardziej niepokojąca jest chęć sprzedaży Giełdy Papierów Wartościowych. Świadczy ona o tym, że ekipa rządząca Polską nie rozumie, jak ważna dla gospodarki narodowej jest giełda. To nie jest tylko zwykłe przedsiębiorstwo, które można zbyć jak fabrykę ołówków. Giełda to rynek, targ, na którym handluje się określonymi dobrami: na giełdzie samochodowej samochodami używanymi, na giełdzie kwiatowej np. różami, a na giełdzie papierów wartościowych akcjami przedsiębiorstw. Targowisko może być własnością prywatną, może być własnością miasta, ale czy byłoby celowe na przykład dla Augustowa, by jego targowisko było własnością Grodna? Jak byliby traktowani miejscowi kupcy, czy nowy właściciel nie działałby na korzyść swoich handlowców? Targowisko powinno być własnością miasta albo samych handlowców, choć oczywiście każdy, kto dysponuje terenem i postawi odpowiednie urządzenia, może prowadzić targ. W przypadku Giełdy Papierów Wartościowych sprzedawanie jej innym giełdom to gorzej niż błąd, to działanie na szkodę polskiego rynku, bo nasza pozycja ekonomiczna zostanie zepchnięta na peryferie, nastąpi wzrost kosztów operacji finansowych dla zwykłego, drobnego inwestora - wszystko to zamiast wykorzystania możliwości, jakie polskiej gospodarce daje giełda.
Istnieje także problem - mówiąc bardzo delikatnie - nieprzemyślanej sprzedaży udziałów w KGHM, problem przemysłu obronnego, który na całym świecie stanowi filar nie tylko bezpieczeństwa własnego, ale także perspektyw rozwoju wysokich technologii, których dyfuzja, czyli przenikanie do innych przemysłów, sprzyja rozwojowi całej gospodarki. Jest problem tego, z czym mieliśmy do czynienia za czasów komunistycznych: tzw. prymatu ideologii i polityki nad gospodarką. Brak głębszego przemyślenia problemów rozwoju gospodarki, brak strategii rozwoju przemysłu. To wszystko niestety rodzi poważne obawy o naszą przyszłość i pozycję Polski w Unii Europejskiej.Alicja Elżbieta Samol edytował(a) ten post dnia 06.03.10 o godzinie 08:02

konto usunięte

Wypowiedzi autora zostały ukryte. Pokaż autora

Temat: Prywatyzacja - interes gospodarczy, czy ideologia?

Profesorowie Winiecki,Orłowski,Balcerowicz są zwolennikami sprywatyzowania
polskiego majątku narodowego (pozostającego dotychczas własnością
wszystkich Polaków) w 100 %.

Problem polega na tym, że niewielu Polaków w ciągu ostatnich 20 lat
wzbogaciło się na tyle, żeby kupić znaczną część tego majątku.

Jesteśmy w okresie transformacji - przejściowym.

W konsekwencji w wyniku prywatyzacji polska własność przechodzi w ręce
obcego kapitału z dopłatą z budżetu państwa. Obcy kapitał przejmuje
firmy,zakłady pracy żeby czerpać z nich zyski o przeznaczeniu których
sam decyduje, a nawet decyduje o likwidacji zakupionych z pomocą
budżetu polskiego państwa fabryk.

Program prywatyzacji jest krótkowzroczny - ma charakter głównie fiskalny
- pokryć deficyt budżetowy, a czy tak powinno być?

Na jednej z konferencji (organizowanej przez WGI - już nie istnieje)kilka lat temu zapytałam prof. Hausnera - czy dochody z prywatyzacji nie powinny być
ukierunkowane na określone cele np. modernizację innych branż - odpowiedział
to nie ma znaczenia na jakie cele są przeznaczane - oznaczają wpływy do
budżetu i to był cel - zmniejszenie deficytu.

Sprywatyzowane firmy należące do obcego kapitału nie zapewniły dostatecznych wpływów do budżetu, ani też wielu miejsc pracy (ograniczały zatrudnienie).

Czy Ci Panowie byli menedżerami odpowiedzialnymi za kondycję, zyski firmy?

Swoje pensje otrzymują z jednostek budżetowych lub firm konsultingowych
doradzających w sprawach prywatyzacji.

Czy znajdzie się ekonomista o pokroju i sposobie myślenia reprezentowanym
przez Eugeniusza Kwiatkowskiego?

I jeszcze jedno - państwa tzw. "starej Europy" utrzymują własność w kluczowych sektorach energetyki, telekomunikacji itp.

Np. płacąc abonament tp zasilamy budżet państwa francuskiego .................Alicja Elżbieta Samol edytował(a) ten post dnia 27.09.10 o godzinie 06:55

Następna dyskusja:

polska prywatyzacja




Wyślij zaproszenie do