konto usunięte
Temat: uplebejenie muzyki
własnie wróciłem sobie z koncertu , znajomych. I taka mnie reflekja naszła: Po co oni grali koncert? Byli tylko bardzo bliscy znajomi, to jest partnerki muzyków, plus ich bardzo bliscy znajomi w sumie, 5 muzyków i 12 słuchaczy. Zespoł gra lat kilkanascie. Bezowocnie. Hobbystycznie. podobnie jak kupa innych. Moim zdaniem o niebo lepsze zespły grywały na przeglądach po małomiasteczkowych domach kultury, kilkanaście lat temu. Nie wiem jak w wawie ale w krakowie to trudno idąc gdzieś nie trafic na koncert. Po jaką cholerę sie takie koncerty robi? Bo efekt jest taki, że po prostu się to skundliło, tyle się tego gra, że trzebaby siedziec pół dnia przed weekendem i słuchać próbek równych zespołów które gdzies będa grały. Tu sobie, ktos buczy, tam ktos brzdęka, gdzie indziej ktoś coś dłubie. Ludzie sie mylą, mało co słychać, bo beznadziejnie nagłosnione i mało kto przychodzi. Z łezką w oku pamiętam koncerty w salach gimnastycznych szkół. Gdzie bawilismy się jak szaleni, płacąc za wstęp i przemycajac tanie wina za pazuchą. Teraz zdarza mi się wychodzić po wysłuchaniu wypocin czasem dojrzałych ludzi, ot którzy sobie coś łoją, czego nikt nie chce słuchac, i masturbują się psychicznie poczuciem bycia na scenie.Z muzyki się zrobiło hobby dla każdego. Pamiętam w krakowie takie zespoły jak Gin (chyba jeden z braci królików grał na perkusji), bluesowy zespoł Pocieszyńskiego, który grał solówki kuflem na gryfie. Brakowało miejsc stojących w klubie. Jako dla początkującego wtedy, marzeniem było zagrać w knajpie. teraz każdy może co chce i gdzie chce zagrać. Myślę że w krakowie to kluby roztrwoniły i rozmieniły ma drobne. Hasłem: chodżcie grać, bylebyście grali.
Tego się już chyba nie cofnie...