Temat: Najlepsza firma fonograficzna w Polsce....
Bogumił Śladowski:
Ze niby jest tylu fanow muzyki klubowej w naszym kraju? Nie sadze. Na hip-hopie to ja wlasnie zdziwilbym sie,ze mozna utopic.
Zdanie prawdziwe, ale ze 3 lata temu. Już nie ma takiego boomu i takiego rynku w hiphopie jak kiedyś. A co do klubowej, to podobno jest średnio 5 razy więcej osób na imprezie klubowej niż na przeciętnym koncercie z żywymi muzykami (niezależnie od stylu).
A jednak cos jest nie tak z ta cena. Spojrzmy na sprawe realnie: wyprodukowanie plyty CD kosztuje w hurcie 1-2 zl a moze i mniej, tak? Plyta trafia do sklepow i jest sprzedawana za przecietnie 30 zł, tak? Pytanie do znacow: ile ze sprzedazy jednej plyty trafia do kieszeni artysty, a ile do jego firmy wydawniczej?
A co za różnica ile dostaje artysta, wydawca czy kierowca rozwożący płyty? Tak bardzo Cię to obchodzi? ;-)
W wątku o Lesz było napisane, że 20 tys. dolarów wystarczy na NAGRANIE płyty popowej. To jest 40 tysięcy złotych. I to jest jakieś 50% kosztów wobec promocji (teledyski, sesje zdjęciowe, plakaty, reklamy, łapówy). Optymistycznie jednak przyjmimy, że inwestycja w całą płytę to 60 patyków. Jeśli cena płyty wynosi 30 zł (z czego 22% to podatek VAT a jakieś 20% pobiera sklep). Do wydawcy więc trafia koło 18-19 zł za płytę. To musi on sprzedać około 3400, aby w ogóle mu się zwrócił koszt wydania. Dalej trzeba zarobić na cały personel wytwórni i środki do kolejnych inwestycji.
To są baaaardzo luźne wyliczenia i pomijające dużo błędów metodycznych (może ktoś ma lepszy obraz?). Do tego przypadek każdej płyty to bardzo indywidualna sprawa.
Oczywiście jest temat rzeka w postaci sponsorów, ale to samonapędzająca się maszyna. Jak ktoś sprzedaje dużo płyt i jest w telewizji, łatwiej znajdzie sponsora na kolejne płyty. Jak ktoś jest nieznany bez dorobku, to ma problem ;-)
Dlatego najlepiej samemu muzykowi zainwestować w sprzęt muzyczny, także studyjny, samemu nagrać, samemu zrobić okładkę, samemu wydać, samemu wyporomować i samemu liczyć ewentualne zyski.
Z tym, że to się odbije na jakości tej płyty oraz ... na zdrowiu psychicznym w przypadku porażki komercyjnej przy straconym roku, dwóch latach pracy ;-)
---
Przyczyna nie lezy tylko i wylacznie po stronie konsumentow imho. Moim zdaniem ceny plyt CD sa w Polsce za wysokie, zwlaszcza ze rynek mp3 zaczyna deptac im po pietach. Przecietny Polak nie zarabia tyle, ile przecietny, dajmy na to Anglik, ktory idac raz w tygodniu do sklepu muzycznego ( z reguly bedzie to duza miedzynarodowa siec) kupuje sobie garsc plyt. Polak pojdzie i kupi moze 1-2 plyty raz na 2 tygodnie. Gdyby ceny byly dostosowane do zarobkow takiej osoby to kupilaby ona moze 3-4 plytki na tydzien. A tak sytuacja wyglada w ten sposob,ze mlodzi ciagna mp3 z sieci za darmoche, a co najwyzej ich rodzice kupuja legalnie. Taka sytuacja jest od paru lat imho.
Byłyby dostosowane, gdyby popyt był większy na to, co jest.
Te firmy rzadza sie jakimis zasadami, ktorych ja nie rozumiem. Mieszkalem pare lat w UK i obserwowalem tamtejszy rynek muzyczny, ktory zupelnie inaczej wyglada niz u nas, jest oparty na jakis zdrowych zasadach, jest duza konkurencja wsrod zespolow i firm wydawniczych, jest mnostwo labeli muzycznych itp itd. Ja rozumiem,ze tamten rynek jest dojrzaly i jest w nim duzo wiecej pieniedzy niz na naszym i moze dlatego tak jest,ale boli jakas stagnacja w polskich firmach wydawniczych, brak checi zainwestowania w nowy, utalentowany zespol a pojscie po najmniejszej linii oporu - czyli promowanie gwiazdeczek.
Właśnie dlatego, że jest duża konkurencja, to wszystko funkcjonuje tak dobrze.
Widze,ze jest lepiej z roku na rok. Jest coraz wiecej eventow, koncertow, ktore sa wyprzedawane duzo wczesniej. Mysle,ze ta galaz sie rozwija.
Że się rozwija,to na pewno.
Ale sold-outy to mają te największe gwiazdy-pewniaki, które tak piętnujesz. Są zresztą sprowadzane tylko dzięki dużej sile nabywczej złotego wobec dolara a nie, że nagle się okazało, że Polacy tłumnie na koncerty chodzą.
Ale coraz więcej plotek słychać, że nawet duże i szacowne festiwale zaczynają topić ;-) Naturalnie to się też odbija na polskim rynku koncertowym.
Na przykładzie warszawskiej Stodoły - w tym roku grało tyle zagranicznych kapel rockowych, że przeciętny student/uczeń po prostu nie ma kasy, aby pójść na swój ulubiony polski zespół ;-)