Temat: Cały ten polski muzyczny szoł-biznes...
Pierwszą część wypowiedzi rozumiem i że muzyka jest jedna zgodzić się nie mogę. Jest dobra i zła. Jest prymitywna i wyrafinowana. Poważna i popularna. Sztuczna i prawdziwa. Dodaj jeszcze do tego wszystkie odcienie tęczy między tymi przymiotnikami.
A to, że kształtowanie gustu nie polega na wyrzuceniu starej muzyki delikwenta i powiedzenie mu, że od dzisiaj ma słuchać tylko tego i tego to oczywistość. Nie zrozumiałeś mnie chyba.
W słuchaczu jednak należy zaszczepić chęć świadomego słuchania, pokazać mu, że ma wybór. Nasze stacje radiowe robią ze słuchacza ślepą owcę. Dlatego nie pasuje mi ten "De gustibus...". Jakim prawem, ktoś, kto nie słucha muzyki może się czymś takim zasłaniać? Jak ktoś, kto nigdy nie kupił/ściągnął samodzielnie płyty może mówić o guście? Załóżmy, że ktoś lubi pop. Spoko, można. Też lubię. Tylko niech broni swojego gustu wybierając dobre piosenki samemu. Na przykładzie: podoba mi się Nelly Furtado co teraz grają w radiu, to zobaczę kim jest ta Madita co leżała na najniższej półce w Empiku. Łapiesz? Wciskając ludziom papkę i robiąc ludziom wodę z mózgu majorsi podcinają gałąź, na której siedzą. Bo można robić muzykę pop na poziomie, można wychować sobie słuchaczy, którzy potem będą kupować sami różne płyty. I przeważnie więcej niż jeden Feel na pół roku.
Postawa słuchacza ma być aktywna, do tego trzeba zachęcać. Takich słuchaczy powinny kreować media. A jak ktoś jest bierny, to niech biernie siedzi dalej i nic nie mówi. Żadnego "de gustibusa".
Nikomu nie każę przecież słuchać Steve'a Reicha i zachwycać się jego Music for 18 Musicians (chociaż było by miło).
A drugiej części posta o mechanizmach i zakorzenianiu to już nie ogarniam, przez literówki, braki przecinków i ortografy. Kulturę pisania też powinno się podnieść w tym kraju.