Temat: CO ROBISZ JAK PRACODAWCA, KTOREGO LUBISZ NIE PLACI?
Niestety - z mojej wypowidzi optymizmem nie powieje:)
I ja lubiłam poprzedniego pracodawcę i sympatyczny zespół... Nawet bardzo.
Cóż z tego - pojawiły się opóźnienia, zaległości w wypłatach pensji.
Zaczęliśmy (ja i reszta ekipy) od "softu": ustne upomnienia, pełne kultury i dyplomacji. Ze zrozumieniem przyjmowaliśmy tłumaczenia o "chwilowych " trudnościach i zapewnienia o rychłej poprawie... Ba - rozwój miał być, awanse miały być. I podwyżki...:)
I nic.
Potem napisałam krótkie, neutralne pisemko - z datą i wyliczeniem kwot zaległych - tak lekko powazniej miało to wyglądać. Pracodawca potwierdził mi to bez problemu: parafa, pieczęć, data.
I nic.
Minęło kilka długich miesięcy - moje należne zaległe pensje stanowiły już równowartość kwartalnego dochodu... Nie pomagały ani prośby, ani groźby.
Problem "lubienia" rozwiązał się sam - kiedy po kolejnej rozmowie, w której uprzedziłam, że z powodu braku wypłat odejdę, usłyszałam, że "nikt nikogo tam siłą nie trzyma". Takie to było "lubienie":)
Ktoś kto nie płaci/nie wywiązuje się z umowy/nie dotrzymuje danego mi zwyczajnie po ludzku słowa nie zasługuje na moją sympatię i zaufanie. (Kwestię szacunku pominę już w tym wątku...:)
Rok temu w sądzie wygrałam sprawę - zasądzono mi całą kwotę plus odsetki... Nie ujrzałam jednak ani złotówki do tej pory: komornik bezradnie rozkłada ręce, bo expracodawca tak rozwiązał sprawy "posiadania", że nie posiada praktycznie nic. Działalność też już zlikwidował. Sam pracuje z głodową pensją na umowę zlecenie w firmie prowadzonej rzekomo przez kogoś z jego krewnych (nie muszę chyba dodawać, że to klasyczna ściema - bo firma zajmuje się tym samym co robiła, "tylko" właściciel/podmiot się zmienił:)
Rady złotej nie udzieliłam - przykro mi. Ale nie mogłam powstrzymać się przed komentarzem (przestrogą?).
Życzę oczywiście jak najlepiej - oby sprawa zakończyła się pomyślnie a współpraca trwała jak najdłużej bez zakłóceń...:)
Trzymam kciuki!