Ryszard
Mierzejewski
poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak
Temat: Wiersze, które wywoływały, bądź mogą wywołać "święte...
Wartościowa sztuka, w tym poezja, niejednokrotnie obok zachwytu i aprobaty, wywoływała tzw. "święte oburzenie", czyli powszechną dezaprobatę. Różne były i są tego powody: obyczajowe, religijne, polityczne, etyczne, towarzyskie. Dezaprobata może dotyczyć zarówno treści, jak i formy. W każdym społeczeństwie istnieją pewne kulturowe tabu, obszaryi tematy objęte szczególnym szacunkiem, i każde ich naruszenie - co często czynią artyści - staje się zapalnikiem wybuchu zgorszenia i niezadowolenia. Podobnie szokować, oburzać
i gorszyć może forma dzieła sztuki, jego środki wyrazu, stylistyka. Jednak, jak pokazuje historia sztuki, takie wykroczenia poza przyjęte i obowiązujące normy i wzorce często staje się siłą napędową twórczości artystycznej, kreuje nowe zjawiska, style, kierunki etc.
Myślę, że podzielenie się w tym miejscu informacjami o takich znaczących utworach poetyckich, które kiedyś szokując odbiorców i wywołując "święte oburzenie", z czasem zostało odczytane jako dzieło wartościowe i zapisało się na trwałe w historii literatury. Zresztą, nie chodzi tu tylko o te na trwałe zapisane, wiele dzieł szokowało, ale poszło też
w zapomnienie, co nie znaczy, że nie warto ich niekiedy odkurzyć i przypomnieć.
Wiersz, którym chciałbym otworzyć ten temat, przyszedł mi na myśl pod wpływem przypomnianego właśnie przez Anię Bielawską rosyjskiego poety Władysława Chodasiewicza. W 1992 roku Zbigniew Herbert opublikował w swoim zbiorze "Rovigo" wiersz pt. "Chodasiewicz", który został odczytany jako pastisz, ale nie na zapomnianego poetę rosyjskiego polsko-żydowskiego pochodzenia, epatującego w latach międzywojennych zarówno swoim ekstrawaganckim stylem życia, jak i kontrowersyjną twórczością, ale jako aluzyjny portret nieomylnego i nietykalnego Mistrza - samego Czesława Miłosza. I właśnie ten fakt, takie odczytanie ukrytego sensu utworu, wywołało w polskim środowisku literackim "święte oburzenie".
Zbigniew Herbert
Chodasiewicz
Mój znajomy z antologii rymujących Słowian
(nie pamiętam jego wierszy lecz pamiętam że tam była wilgoć)
swego czasu nawet sławny a za sławą umiał się uwijać
nic w tym złego ale jaka była jego entelechia
odpowiemy był hybrydą w której wszystko się telepie
duch i ciało góra z dołem raz marksista raz katolik
chłop i baba a w dodatku pół Rosjanin a pół Polak
Na początku i na końcu jego sztuki jest zdziwienie
że urodził się że zaistniał Chodasiewicz pod gwiazdami
gorzej było już z innymi zdziwieniami
z tożsamością ze wspólnotą z korzeniami
sam nie wiedział kim był - Chodasiewicz
i przez wszechświat od narodzin aż do zgonu
na wzburzonej fali płynął na kształt glonu
Pisał wiersze Chodasiewicz raz przepiękne a raz złe
te ostatnie także mogą się podobać
jest w nich wszystko co być musi - melancholia
patos liryzm doświadczenie groza
czasem wielki płomień z niego bucha
nad wieloma jednak ciąży duch sztambucha
Chodasiewicz pisał także prozą - żal się Boże
o dzieciństwie a to było nawet ładnie
lecz przykładał się przesadnie do zagadnień
Swedenborga godził z Heglem i czort wi co
był jak student który czyta w kółko parę książek niedokładnie
Był z natury emigrantem tak jak ktoś
rodzi się powiedzmy draniem świętym lub artystą
sam szaraczek drugostolny miał krewnego
ten z kolei był baronem lub kimś koło tego
mówił tedy o nim Chodasiewicz bardzo ciepło
i podziwiał jego fumy jego skłonność do zadumy
że tak tworzył po francusku żył w Paryżu miał kochanki
Emigracja jako forma egzystencji rzecz ciekawa
bez przyjaciół i bez krewnych pod namiotem
żyć bez sankcji obowiązków każdy przyzna
że na barkach ciąży nam ojczyzna
mroczne dzieje atawizmy rozpacz
znacznie lepiej w lustrach żyć bez trwogi
Mereżkowski gada przez sen Zinaida pokazuje ładne nogi
Wreszcie umarł Chodasiewicz w jakimś stanie Oregonie
za górami za lasami całkiem umarł
i ogarnął jego ciało silne wielki tuman
jego rechot rymowany zza obłoków
z tomu „Rovigo”, 1992Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 10.07.09 o godzinie 20:50