Temat: Nie kupujemy w aptekach CEFARMU
Paweł Kupper:
Mity, mity i jeszcze raz mity.
Raczej znajomość (siłą rzeczy) tamtejszego prawa.
Mam bliską rodzinę, bardzo bliską - siostra i szwagier - w Gelsenkirchen. U nich własność prywatna jest naprawdę prywatna i jeśli przed jej nabyciem nie była obłożona jakimiś muzealnymi obostrzeniami - mogliby sobie ją ślicznie wyburzyć.
To ciekawe, szczególnie, że w Niemczech prawo o planowaniu przestrzennym wymusza najpierw konsultacje społeczne, a dopiero później wszelkie formalne zapisy np. w planach przestrzennego zagospodarowania, które to zapisy muszą być całkowicie pochodne ustaleń partycypacyjnych. A Niemcy są bardzo wyczuleni na punkcie kultury przestrzeni. Na YT roi się od filmików, na których Polacy popisują się wkurzaniem Szwedów, Duńczyków czy Niemców tym, że rzucają papierki na ulicę, a ci drudzy im zwracają uwagę, że tego po prostu się u nich nie robi.
No to OK. A nie czepiać się właściciela.
Właściciela też można, bo dlaczego by nie? Jasne, że uważam - a jestem tu w mniejszości - że odpowiadać za takie straty powinni decydenci, że odpowiednio wcześniej nie zabezpieczyli przed nowym / starym właścicielem, ale wiem też, że:
1) jest to normą raczej każdej społeczności obywatelskiej w przeciwieństwie do dzikiej samowoli postkomunistycznej nienachapanych społeczności wschodnioeuropejskich, że dobro wspólne jest, że stanowi część tożsamości i wartość inną niż pełna kieszeń i pełna lodówka, oraz, że społeczność obywatelska sama pilnuje swojego dobra wspólnego (prosty przykład praktyka lokalnych społeczności w USA),
2) jeżeli mieszkańcy nie zaczną dbać o swoje otoczenie to żadni urzędnicy za nich tego nie dopilnują,
3) potrzebna jest świadomość, że stan otoczenia ma wpływ na warunki życia a więc i na to, czy lodówka jest pełna (ile więcej zarabiają miasta czerpiące profity z turystyki, o ile lepsza jest tam koniunktura szczególnie w handlu, o ile wyższej jakości są tam inwestycje w przeciwieństwie do łódzkich dziadoparkingów albo przehandlowanych pustych działek po wyburzonych starych budynkach),
4) jechanie po urzędach niczego raczej nie zmieni, im to lata, natomiast firmom nie jest obojętne, że mają do wyboru: albo zniszczyć coś co stanowi dobro wspólne ich klientów, albo mieć klientów.