Temat: Wyniesione z domu
W początkach naszego małżeństwa (czyli, jak mówi żona, w prehistorii) usłyszałem z ust ślubnej: "Podaj mi tę harnadlę". Wychowywałem się troszkę we Wrocławiu, ale głównie na Pomorzu, więc zdumiony zapytałem: "Co takiego podać?" "No tam leży, ta spinka do włosów", dodam do długich włosów lub do upinania koka (a wtedy żona miała włosy sięgające łydek). Nazwę "harnadla" żona wyniosła ze swego domu, a właściwie z domu jej rodziców, spod Lwowa.
U nas - ku zdziwieniu żony - mówiliśmy: Podstaw mi "ryczkę" (riczkę), czyli niski stołeczek, używany np. po to, żeby oprzeć stopę i założyć buty. Na ryczce miały przywilej siedzieć też dzieci. Kiedyś i ja się cieszyłem, że jestem pośród dorosłych, siedzę na swoim małym krzesełku tak jak oni i przysłuchuję się ich dysputom!
Do mycia używaliśmy "szwamki" albo "szwamy" - czyli gąbki, z niemieckiego "Schwamm". Zresztą do dziś i ja, i żona mówimy czasem: "Weź szwamkę i wymyj zlew albo wyszoruj mi plecy".
Osobiście nie używam określenia "usiąść się", ale jest ono u nas (Bydgoszcz i okolice) dość powszechne, odkąd tylko pamiętam. Znaczy rzecz jasna "usiąść" i tyle. Jednak ktoś siedzi dopiero wtedy, gdy "usiądzie się". Naprawdę śmieszne.
Kiedy na coś czekamy, powiedzmy na autobus, mówimy zwykle: "Czekam za autobusem" - nie: "na autobus". Ongiś uważałem, że forma "czekać za" to jedyna poprawna, bo przecież u nas przyjęta, a skoro tak, to musi być prawdziwa. Swego czasu ktoś mi powiedział: Czekasz za autobusem? To znaczy stoisz za nim? Nie lepiej wejść do niego? No i wówczas zrozumiałem!!! Od tej pory zawsze czekam "na" coś, "na" kogoś.
Modne jest do dziś, chociaż powoli zanika, powiedzenie, że ktoś "jest wyjechany" w znaczeniu "wyjechał". No bo jeśli jest zapracowany, jest zagoniony, jest zestresowany, to niby czemu nie można powiedzieć, że jest wyjechany, prawda? Wydaje sie logiczne...
Dawniej tato miał zakład stolarski. Często mu pomagałem, mówił mi nieraz: "Skocz na krajzegę" i dawał do ręki kawałek drewna lub deskę do przycięcia... na pile tarczowej. Krajzega to oczywiście skrótowo "tarczówka", a słowo pochodzi z niemieckiego "Kreissaege". Natomiast polecenie "skocz" oznaczało, że miałem pójść szybko, bezzwłocznie.
Czasem miałem za zadanie coś przyciąć, wówczas słyszałem polecenie: "Przetnij to żożką", czyli małą piłą ręczną. Do dziś funkcjonuje "żogowanie" - przecinanie, przeważnie odnosi się to do cięcia starą i tępą piłą. Nie natrafiłem na źródłosłow "żożki", lecz przypuszczam, że podobnie jak krajzega, tak też to słowo pochodzi (rdzeń) od niemieckiego "Saege" (piła) czy "saegen" (piłować w znaczeniu ciąć, przecinać).
No i trudno jest zwalczać te wszystkie naleciałości. Niekiedy są nawet zabawne, ba, potrzebne w towarzystwie i np. na naszym forum w tym wątku. A może by tak zacząć tworzyć słowniczek pt. "Wyniesione z domu", podając przy danym znaczeniu słowa region i/lub jego pochodzenie (jeśli jest znane)?