Magdalena
Mania-Jungiewicz
www.Mania-Poprawiani
a.pl
Temat: Pedagogika korektora, czyli jak wychować czytelnika?
Chodzi mi taki problem po głowie od dłuższego czasu: z racji szerzącej się bylejakości książek, zarówno pod względem "wyglądu" wydania, jak i błędów, które co rusz straszą z każdej strony, zastanawiam się, czy jest sens "wychowywać" czytelnika? W sensie: czy da radę ludzi z powrotem nauczyć, że fajnie jest, jak słowo pisane ma ręce i nogi, a już na pewno wszelkie ogonki i kropki, spełnia wszelkie wymogi poprawności językowej itp. Pomyślałam sobie, że fajnie by było, jakbym zawsze w swojej pracy kierowała się totalnym przyłożeniem do pracy (co staram się i tak robić, ale jeszcze bardziej, jeszcze... tak, jakbym miała całą tę wiedzę korektorską w głowie i w ogóle była strasznie mądra) i misją przekazania ludziom najbardziej poprawnego wydania języka ojczystego. I taki czytelnik, co ja go sobie - hipotetycznie - wychowam według wszelkich poprawności, nagle, gdy zauważy błąd w innej książce, stwierdzi: o, tutaj jest błąd. Byłby sukces, prawda? Nacja korektorska poczułaby satysfakcję, że nocna robota przy wypalającym wzrok ekranie komputera daje efekty. Że teraz coraz więcej ludzi będzie coraz lepiej pisać. Ale czy jest sens?Znajomy mówi: ale po co się tak starać? Wszędzie są błędy, nikomu już nie zależy na poprawności językowej. Jest jakaś grupka zapaleńców, którzy potrafią - w imię wyższej idei - dłubać w tekście do białego rana, by mieć czyste sumienie, że ze słownikiem w ręku przekazali światu poprawną wizję języka. Ale czy ktoś to doceni? Większość ludzi przykłada coraz mniejszą uwagę do pisowni rz czy ż, dysortografia to już powszechność, więc po co? Po co tak dłubać. Ja mam (mówi dalej kolega) w nosie, jak się pisze nie z czasownikami, jak się spieszę, pisząc na GG, to nie zwracam uwagi - ważny jest temat przekazu, nie jego forma.
Co Wy na to? Może trochę chaotycznie, nie mówię, że wszyscy Polacy są "tłukami ortograficznymi", że nikomu nie zależy na dobrej korekcie i czytaniu dobrej jakości słowa. Ale jak pogodzić szybkość życia, coraz mniejsze ilości czytanych książek, kulturę obrazkową i przywiązanie do treści, nie formy? Warto to wszystko robić? Mnie to sprawia ogromną frajdę i się nie przejmuję, że ktoś tego nie doceni - no, teraz wychodzi na to, że jednak się z tym trochę męczę. Ale czy warto? Dla samej satysfakcji własnej tak grzebać w tych literkach, przecinkach i literówkach?Magdalena Mania edytował(a) ten post dnia 09.07.09 o godzinie 16:12